- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
24 czerwca 2018, 17:14
Ile lat miały Wasze dzieci, gdy zaczęłyście dawać im kieszonkowe?
Czy poprzedziła to jakaś "edukacja" ekonomiczna? :)
24 czerwca 2018, 19:13
Mogę powiedzieć jak to było u mnie:
- jak tylko zaczęłam chodzić do szkoły podstawowej to dostawałam 1 zł na dzień roboczy (szkolny), które mogłam zaoszczędzić albo wydać tego dnia na coś w sklepiku (dodatkowo zawsze miałam kanapkę, więc to był mój wybór na co to wydam) - dostawałam codziennie. Potem ta kwota rosła i rosła, aż urosła do 2,50 zł dziennie na koniec podstawówki.
- w gimnazjum i liceum dostawałam odpowiednik 2,50-3 zł na dzień roboczy, z tym, że całość dostawałam od razu do ręki na początku każdego miesiąca (czyli ok. 60 zł)
- od wieku ok. 10 lat dodatkowo dostawałam też kieszonkowe miesięczne - najpierw 10 zł, potem w gimnazjum urosło chyba do 30 zł, pod koniec gimnazjum do 50 zł, przyznawane mi raz w miesiącu (taka ,,pensja" :D)
Całość kieszonkowego mogłam wydawać na co chcę, nikt mi w portfel nie zaglądał. Zdarzało się całość wydać w jeden dzień np. na jakieś zabawki czy karteczki, a zdarzały się okresy, że potrafiłam uzbierać z tego po kilka stówek i kupić sobie za to coś super - np. łyżworolki, wieżę do pokoju, a 2 razy nawet dodatkowy wyjazd na kolonię.
Nie pamiętam żadnego kursu ekonomicznego - po prostu zaczęłam dostawać kasę w wieku 7 lat z informacją, że teraz ja nią dysponuję.
24 czerwca 2018, 22:00
Ja prawie nigdy nie dostawałam kieszonkowego. Rodzice dawali na chwilę, a potem zabierali. Zwykle musialam zarobić (np. zbierając jagody latem lub przy pracach w domu) lub trzymałam oszczędności z jakichs prezentów.
24 czerwca 2018, 22:28
Ja prawie nigdy nie dostawałam kieszonkowego. Rodzice dawali na chwilę, a potem zabierali. Zwykle musialam zarobić (np. zbierając jagody latem lub przy pracach w domu) lub trzymałam oszczędności z jakichs prezentów.
Wiesz, ja też nie dostawałam kieszonkowego, bo mieliśmy dość trudną sytuację finansową w domu (chory tato). I zastanawiam się, jak będzie z moim dzieckiem. Z jednej strony mam wrażenie, że do rozwiązywania kwestii kieszonkowego zostało mi jeszcze sporo czasu, z drugiej - córka mnie czasem zabija pytaniami, więc może powinnam się przygotować.
24 czerwca 2018, 22:33
Nie dostawałam jakiegoś regularnego kieszonkowego. Jak trzeba mi było (w podstawówce) 2 zł na coś ze sklepiku to okazjonalnie prosiłam. Jak byłam starsza to raz na jakiś czas prosiłam o kilkanaście złotych na wyjście. Często nie prosiłam i jakoś nie cierpiałam z tego powodu. Ogólnie umiałam oszczędzać i nawet jak mi nie dali to zawsze coś ze swoich zaskórniaków się zebrało (np. dostałam od babci na urodziny i trzymałam na czarną godzinę)
Miałam i takie koleżanki co dostawały regularne kieszonkowe co miesiąc i wydawały wszystko od razu :)
Edytowany przez Dominika47 24 czerwca 2018, 22:34
24 czerwca 2018, 22:48
U mnie było tak że dostawałam kieszonkowe od dziadków - raz w miesiącu. Na początku było to 10zl, pod koniec liceum było już 100. W podstawówce kasy w ogóle nie wydawałam i zbieralam co wykorzystywała to moja mama - pożyczała i nie oddawała a ja byłam naiwna i nigdy się nie upominalam. Najlepsze jest to, że brat wymusił kieszonkowe na rodzicach więc on miał dodatkową kasę od rodziców, ja już nie. Ale to tylko pieniądze, jak byłam starsza i potrzebowałam to zarobiłam.
Nikt mnie nie edukował co to znaczy oszczędzanie, jako dziecko sama zauważyłam że jak się zbiera pieniądze to jest ich co raz więcej i można sobie kupić coś odjazdowego, pamiętam jak ponad rok zbierałam na telefon komórkowy, bo uparłam się że chce mieć. Wydaje mi się, te dzieci są bardziej oszczędne niż dorośli, siostrzeniec mojego faceta od dwóch lat zbiera pieniądze na komputer i nie odpuszcza.
24 czerwca 2018, 23:01
Ja nie dostawałam kieszonkowego- w tamtych czasach w ogóle nie było czegoś takiego przynajmniej nie w mojej szkole..(wtedy nie kupowało się słodyczy jako posiłek tylko miało do szkoły drugie śniadanie a w szkole obiad) dzieci nie dostawały pieniędzy za nic (tak jak i w dorosłym życiu się ich za nic nie dostaje a już zwłaszcza codziennie..) i może dzięki temu nie były potem takie roszczeniowe. Za to bez problemu się zarabiało zbierając różne owoce, zioła, makulaturę,butelki...(taaa wiem teraz nawet skupów nie ma) czy za wygrabienie liści w ogródku itp.. Od rodziny czasami dostawało się pieniądze- np. na imieniny, z okazji jakiś świąt, odwiedzin dalszej rodziny... jak miałam cel- np. bardzo chciałam sobie cos kupić to rodzice pozwalali mi odkładać kasę- czyli dawali ale do skarbonki co jakiś czas parę zł. Tak samo były wychowywane dzieci mojej siostry-że kasa z nieba nie spada, nie należy im się ot tak, tylko trzeba ją zarobić tak samo, jak ciężko zarobić ją muszą rodzice. Sądzę że to uczy większej gospodarności i szacunku do pieniądza i cudzej pracy.Ja zawsze na coś konkretnego ciułałam od małego- tak samo mój siostrzeniec, za to jego siostra co zarobiła to zawsze błyskawicznie roztrwoniła ;)
25 czerwca 2018, 09:07
Nie mam dzieci ale sama zacząłam dostawać jakoś około 4 klasy jeśli dobrze pamiętam, żadne rozmowy specjalnie tego nie poprzedzaly. Dostawalam raz na miesiąc i im byłam starsza tym bardziej ta stawka rosła. Dostawalam tez od 5 klasy podstawówki stypendium naukowe, ale nadal miałam kieszonkowe.
Edytowany przez sacria 25 czerwca 2018, 09:09
25 czerwca 2018, 12:19
Tak sobie myślę, bo to też dopiero przede mną, że młodszemu dziecku warto dawać drobne kwoty, jeśli w szkole jest sklepik. Wiadomo, inni kupują, więc się i dziecku może zachcieć jakieś chrupki albo wafelka. Sama nigdy regularnego kieszonkowego nie dostawałam, ale kto wie, może moje dzieci będą chciały się uczyć same dysponować pieniążkami, a nawet sobie będą chciały na coś oszczędzać. To mądra umiejętność. Myślę, że warto tego dziecka nauczyć, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, zdominowanych przez bezmyślny konsumpcjonizm...
25 czerwca 2018, 12:57
Młody dostawał niewielką kasę co tydzień od 5 roku życia i mógł wydawać na co mu się podoba. Jak wołał w sklepie, żeby mu kupić coś sensownego, to kupowałam, jak uważałam, że to bzdura, to mu sobie kazałam kupić z kieszonkowego. Zgadnijcie ile rzeczy okazywało się zbyteczne
Oczywiście babcie zawsze coś wnusiowi dorzucą i młode zawsze jest kasiaste, ale żeby tak rozrzucał się z forsą to nie. Najczęściej kupuje książki, płyty, gry i czasopisma komputerowe więc zupełnie w to nie wchodzę
Duże rzeczy jak telefon czy komputer dostaje więc nie ma potrzeby na nie zbierać, ale prawdę mówiąc gdyby musiał to bez problemu by kupł bo zawsze ma sporo gotówki uzbierane.
Edytowany przez 25 czerwca 2018, 13:02