Temat: Demi Lovato - uroda, figura

Hej dziewczyny, jestem ciekawa co myślicie o urodzie i figurze Demi Lovato. Według mnie ma ładną buzię i fajną, kobiecą figurę. Nigdy nie wyglądała lepiej.

A.n.i napisał(a):

Nowa.Mia900 napisał(a):

I szczerze wam powiem, że to naprawdę obrzydliwe co robicie, anoreksja to bardzo ciężka i okropna choroba (nie, nie wiem tego z autopsji), doprowadzająca niekiedy do śmierci, a wy tworzycie z tego świetny temat do żartów. Jest to przykre po prostu. 
Błuahahahah serio? A skąd wiesz dziecko kochane co kryje za sobą figura innych dziewczyn, które nie raz nie dwa oceniasz jako "za gruba"? Może taka Lovato chciałaby być filigranowa i bardzo szczupła, ale zwyczajnie fizycznie nie jest to możliwe. Wirtualna szarańcza z ciebie...

Kiedyś gdzieś czytałam, że Demi jest bulimiczką i leczyła się w klinice zaburzeń odżywiania, bo nie akceptuje siebie. :( Tak mi się przypomniało jak przeczytałam Twoją odpowiedź.

A.n.i napisał(a):

Nowa.Mia900 napisał(a):

I szczerze wam powiem, że to naprawdę obrzydliwe co robicie, anoreksja to bardzo ciężka i okropna choroba (nie, nie wiem tego z autopsji), doprowadzająca niekiedy do śmierci, a wy tworzycie z tego świetny temat do żartów. Jest to przykre po prostu. 
Błuahahahah serio? A skąd wiesz dziecko kochane co kryje za sobą figura innych dziewczyn, które nie raz nie dwa oceniasz jako "za gruba"? Może taka Lovato chciałaby być filigranowa i bardzo szczupła, ale zwyczajnie fizycznie nie jest to możliwe. Wirtualna szarańcza z ciebie...

???

 Teraz to nie wiem o co tak piejesz... :?

smoothmoves napisał(a):

A.n.i napisał(a):

Nowa.Mia900 napisał(a):

I szczerze wam powiem, że to naprawdę obrzydliwe co robicie, anoreksja to bardzo ciężka i okropna choroba (nie, nie wiem tego z autopsji), doprowadzająca niekiedy do śmierci, a wy tworzycie z tego świetny temat do żartów. Jest to przykre po prostu. 
Błuahahahah serio? A skąd wiesz dziecko kochane co kryje za sobą figura innych dziewczyn, które nie raz nie dwa oceniasz jako "za gruba"? Może taka Lovato chciałaby być filigranowa i bardzo szczupła, ale zwyczajnie fizycznie nie jest to możliwe. Wirtualna szarańcza z ciebie...
Kiedyś gdzieś czytałam, że Demi jest bulimiczką i leczyła się w klinice zaburzeń odżywiania, bo nie akceptuje siebie.  Tak mi się przypomniało jak przeczytałam Twoją odpowiedź.

Tak :) Leczyła się jakiś czas jak była młodsza. Teraz chyba już z nią lepiej.

Pasek wagi

roogirl napisał(a):

Wilena napisał(a):

Nowa.Mia900 napisał(a):

jurysdykcja napisał(a):

heh, przynajmniej KING nie pie...li jak potłuczony, tylko z reguły w tematach dietetyczno sportowych udziela trzymających się kupy odpowiedzi. 
No oczywiście, ze nie pie...li jak potłuczony :P Szkoda tylko, ze wszystkie dziewczyny którym podobają się szczupłe sylwetki wyzywa od anorektyczek i bulimiczek. Taaak, to bardzo dojrzałe. 
Nie wszystkie. Tylko Roogirl (która naprawdę ostatnio przejawia niepokojące zachowania, męcząc się z tym, że niby jest masywna, kiedy po jej własnych zdjęciach widać drobną i szczupłą sylwetkę) i Ciebie, gdzie przecież 99% osób na forum Cię traktuje jak osobę wymagającą pilnej konsultacji psychiatrycznej. Więc, żadna nowość że King się łapie w te 99%. 
Teraz to mi się przykro zrobiło :( Akurat w tamtych tematach jest dyskusja o sukienkach i o tym, że w jednej wyglądam masywnie. Każda babka nawet super szczupła może w czymś wyglądać niekorzystnie. Żeby nie było znalazłam nawet szukając sukienki zdjęcie Mirandy Kerr na którym wyglądają masywnie przez krój sukienki. 

Nie chodzi o jeden temat. Gdyby tak było to pół biedy, można to złożyć na karb tego, że jesteś zestresowana wyborem sukienki i tyle. Ale motyw się powtarza, już w którymś temacie oceniasz sylwetki (swoją i cudze) tak jakbyś miała jakieś zaburzenia postrzegania rzeczywistości. I to absolutnie nie chodzi o gust (zresztą sama napisałam w tym temacie, że figura Demi mi się nie podoba, bo wolę szczuplejsze - i nikt tego nie kwestionował/komentował), tylko o to że za normę zaczynasz uznawać sylwetki z niedowagą i tak drobne że zdarzające się u ułamka populacji. Miranda Kerr ma niedowagę i jest drobnej budowy. Czego by na siebie nie założyła to nie będzie wyglądała masywnie. Może wyglądać jak ubrana w nienajlepiej dobraną sukienkę, ale przecież widać że pod tą sukienką jest szczupła. Jasne, można wyglądać niekorzystnie - ale niekorzystnie nie oznacza od razu, że się jest wielką/masywną/grubą/nieproporcjonalną/wpisz sobie co tam chcesz. 

No i wiesz, jak coś takiego pisze Mia to się pośmiejemy chwilę w przerwie na kawę i już. Ale u Ciebie to niepokojące, bo się wydajesz normalną osobą, więc jak ktoś Cię kojarzy z forum to aż przykro czytać (zwłaszcza, że dużo osób przeszło przez zaburzenia odżywiania/postrzegania siebie i wie z autopsji jakie to jest ciężkie jak już się w to wsiąknie). Ja bym się na Twoim miejscu zastanowiła - bo to, że ja coś tam piszę to wiadomo, że można olać i stwierdzić, że się wymądrzam/nadinterpretuję. Ale podobne wrażenie ma więcej osób, w tym takie do których naprawdę nie bardzo jest się o co przyczepić. 

I nawet ja, w imie wyzszego dobra, powiem - Wilena ma racje.

Ja liczę na to, że to panika przedweselna i syndrom wiecznie niezadowolonej z siebie Panny młodej i tyle. Choć mnie też zaniepokoiło, że roo tak...brutalnie o sobie (już pal diabli innych) pisze. Zawsze myślałam, że babka się ma za niezłą laskę (którą jest), a tu nagle jakieś masywności, szerokie ramiona itd :S Człowiek głupieje jak te opisy do zdjęcia porówna.

Bo się stresuję to prawda i po pierwsze. Nie uważam się za masywną, po prostu na niektórych zdjęciach się nie lubię i w niektórych ubraniach.

Pasek wagi

Uprzedzam lojalnie, że to co niżej to straszna prywata, fragmentami paskudna i taka "emocjonalnie rozmemłana", więc w sumie nie bardzo sama siebie rozumiem po co to piszę. 

No mnie to niestety przypomina mój własny stan emocjonalny sprzed paru lat. Byłam święcie przekonana, że mam najbrzydsze ciało i najgorsze proporcje na świecie. Skończyło się dietą na poziomie 500 kalorii, anemią (która u mnie daje okropne objawy - łącznie z tym, że potrafiło mi się w sekundzie zrobić czarno przed oczami i gdyby ktoś mnie wtedy nie łapał to bym po prostu przywaliła głową w beton i z tym, że potrafiła mi krew pójść z nosa i nijak nie szło tego opanować: zakrwawione kolejne chusteczki, bluzki też upaprane we krwi, panika tych którzy to widzieli i moje słabe prośby że to nic takiego i że nie chcę jechać na sor - sorry za ohydny opis, no ale tak to wyglądało) i początkami problemów z tarczycą (skaczące TSH, było mi chronicznie zimno i zaczęły mi wypadać włosy). W sumie mnie chyba te włosy uratowały, bo mam na ich punkcie lekkiego bzika i to było coś co mnie pchnęło do endokrynologa. Jak usłyszał co jem to z "proszę powiedzieć co pani dolega" przeszedł na "ty chyba zwariowałaś dziewczyno" - będę mu za to dozgonnie wdzięczna, bo podziałało jak terapia szokowa. Dodam jeszcze, że zaczęło mi się włączać myślenie anorektyczki, na zasadzie "można przecież jeść jeszcze mniej, tylko nikt nie może się dowiedzieć o tym, bo rodzina by znowu wpadła w panikę, a lekarz by się na mnie wydarł", "masywnie wyglądam, jakbym mniej jadła to może wreszcie coś się ruszy" i tak dalej (daruję sobie rozgrzebywanie przeszłości, bo dumna z niej nie jestem). Tu mnie z kolei uratowała wypadkowa dwóch rzeczy: męcząc się z kompulsami sporo wiedziałam ogólnie o zaburzeniach odżywianiach i obejrzałam wtedy program o dziewczynie, która mając ogromną nadwagę (pamiętam do dziś, leciało w tej serii z The Biggest Loser) zaczęła wpadać w anoreksję. U niej było gorzej niż u mnie, ale zaczęła opowiadać od początku co się działo, a ja siedziałam z miną "k***a, ona mówi o mnie". 

Żeby nie było, nie chcę nikomu na siłę wmawiać zaburzeń (i mam świadomość, że po własnych doświadczeniach prawdopodobnie już zawsze będę przeczulona), ale zastanowiłabym się naprawdę pięć razy czy wszystko w porządku. Zwłaszcza, że takie okresy kiedy się dużo w życiu dzieje są najgorsze - bo człowiek jest czymś zaabsorbowany w 100% i nawet nie zauważa, że tak naprawdę zaczyna mieć inny, dużo poważniejszy problem. I prawdę powiedziawszy jakbym miała się tak stresować to bym wolała mieć to wszystko w tyłku. Wolałabym rzucić monetą i zdać się w wyborze sukienki na los, kazać wybrać autorytarnie mamie/przyjaciółce, albo olać wszystko i iść w czymś z sieciówki (w czym nie utopię dużej ilości gotówki i co mogę sobie wybrać w każdym momencie, a nie muszę rezerwować z dużym wyprzedzeniem). Już się przekonałam (boleśnie), że własne zdrowie psychiczne jest dużo więcej warte niż takie dopinanie wszystkiego na ostatni guzik i dbanie o każdy szczegół. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.