Temat: Jestem niedojdą życiową - moje żale

Właściwie nie wiem po co zakładam ten temat. Chciałam się wyżalić, a nie mam nikogo, kto by mnie wysłuchał (przed mamą udaję szczęśliwą, znajomi - wiadomo- nie będę zwalała na nich swoich ciężarów, bo nie są aż tacy bliscy, przyjaciela od serca brak (bardzo chciałabym mieć...), a mój partner już ma dość mojego biadolenia.

Od wielu lat z różnym stopniem natężenia mam wrażenie, że jestem gorsza, głupsza, mniej fajna, itp. od wszystkich innych. Wiem, że to można leczyć np. u psychologa, ale nie za bardzo sobie wyobrażam jak to wygląda? Podczas rozmowy psycholog mówi ci, że masz uwierzyć w siebie i na tej podstawie zaczynasz wierzyć w siebie? 

Korzystam z różnych poradników do pracy nad sobą,  ale to do tej pory nie zadziałało. Powtarzam sobie, że nie jest tak źle ze mną - mam kilka dobrych cech: nikogo nie skrzywdziłam, jestem sumienna, solidna, uczynna, pomocna, nie wtryniam się w cudze życie, ale jeśli ktoś chce to zawsze wysłucham i służę poradą, mam poczucie humoru. Tylko dlaczego NIKT MNIE NIE LUBI?!?! Pomyślałam sobie, że po prostu nie jestem interesująca, nie mam żadnego wielkiego hobby (ciągle szukam), pasji. No, ale chyba sporo jest takich ludzi, a oni mają jakieś tam życie towarzyskie, co nie? 

Nie umiem nawiązywać relacji z ludźmi. A jak już nawiążę, to po jakimś czasie stresujących (dla mnie okropnie) spotkań- podczas których ciągle sie zastanawiam, co powinnam zrobić, żeby ktoś ode mnie nie uciekł - wszystko się "rozrzedza". I wtedy zaczynam sobie myśleć dlaczego tak jest ... jestem nudna? za mało przebojowa? ktoś podświadomie wyczuwa, że siebie nie lubię i ucieka, bo od takich ludzi się ucieka?

Nie miałam nigdy praktyki w bliższych relacjach. W rodzinie się rozmawiało tylko o "załatwianiu spraw", przyjaciół nie miałam, bo przez wiele lat starałam się ukrywać co się działo w domu. Jestem DDA - Byłam dzieckiem tzw. "złotym" i "niewidzialnym" w rodzinie. Złotym, bo lubiłam się uczyć, bardzo pomagałam w domu, starałam się sprawiać jak najmniej kłopotów, bo mama miała ich za dużo - przez to byłam chwalona i "wywyższana" ponad starsze rodzeństwo, które sprawiało dużo kłopotów i nawet oni mnie nie lubią.....

Eh...Moj partner mówi, że moje żale możliwe że wynikają,  z aktualnego hiatusu zawodowego. Świadomie po 2 latach na stanowisku rozstałam się z pracą, która była dla mnie bardzo stresująca i nieodpowiednia, bo między innymi wymagała umiejętności nawiązywania dobrych relacji interpersonalnych ze wszystkimi. Teraz szukam czegoś nowego i mimo, że to dopiero drugi miesiąc, a mogę sobie pozwolić nawet na 5 letnie bezrobocie, to i tak popadam w dołek, bo nawet konkretnie nie wiem czego chcę.... 

Przepraszam za długi wywód. Miałybyście jakieś rady jak się otworzyć? Chciałabym znaleźć jakąś pasję, ale nie za bardzo mi wychodzi i trochę też się boję wyjść do ludzi....

Ej, a ja mam takie pytanie. Ty chcesz się zaprzyjaźniać, bo serio masz potrzebę przebywania z ludźmi, czy to ma być dla ciebie jakaś forma poprawienia samooceny? Bo to brzmi trochę jakbyś to wszystko robiła strasznie na siłę i wręcz wbrew sobie.

SKoro szukasz pracy, może znajdziesz czas na terapię. Mój syn chodził przez rok, bo okazalo się, że nie radził sobie z moim rozwodem. DOkładnie nie wiem, o czym rozmawiał z psychologiem, bo zawsze sam wchodził do gabinetu. Ale czasem pani psycholog zadawała mu zadania domowe, typu wyszukiwanie "głasków" dla siebie (plusów) i zapisywaniu ich na kartce. Uważam, że te spotkania pomogły mu.

Druga kwestia - może po prostu jesteś introwertyczką. Zastanów się po co są TObie inni ludzie, czy chcesz się przeglądać w ich oczach, mieć taki obraz siebie, jakie oni mają wyobrażenie na temat Twojej osoby?

Trzecia kwestia - myślę, że Twój partner może mieć rację z Twoją pracę. Praca, którą porzuciłaś, nie dawała CI spełnienie, satysfakcji życiowej, poczucia dobrze spełnionego obowiązku i stąd Twoje niezadowolenie z własnej osoby. A przecież zobacz jak dużo osiągnęłaś - jak piszesz jesteś osobą sumienną, wrażliwą, spolegliwą, odpowiedzialną. Może niezbyt przebojową, ale czy każdy musi być na świeczniku?

jurysdykcja

zastanowiłam sie nad Twoim pytaniem i muszę przyznać, że większość rzeczy, które sprawiają mi przyjemność to zajęcia samotne (bieganie z audiobookiem, jazda na rowerze, puzzle, gry komp.). Jednak chciałabym chociaż "spróbować" czegoś innego w towarzystwie np. kajaki, gry planszowe, z kimś pojeździć na rowerze, pozbierać grzyby. nie miałam za bardzo okazji do robienia czegoś z ludźm. A tak ogólnie to chciałabym być inną osobą  :) - bardziej odważną, towarzyską, zdecydowaną, a nie taką szarą myszką....Kilka razy próbowałam - ale jako że było to jak mówisz wbrew sobie to oprócz ogromnej dawki stresu niewiele z tego wyszło.

Gramatyka

Myślę nad terapią indywidualną, bo trzeba sobie wreszcie poukładać w głowie.  Chciałabym mieć kiedyś dzieci, a nie chcę, żeby wyczuwały, że ich mama siebie nie kocha....

Z jednej strony cieszę się, że rzuciłam tamtą pracę, bo męczyłam się w niej ogromnie, ale z drugiej teraz jak chodzę na rozmowy to oczywiście nawet na stanowisko (tutaj przykład) np. "Pani w kiosku" trzeba nie wiadomo jak przebojowym być. Tu koło się zamyka, bo żeby dostać pracę, zepnę się i "poudaję" przebojową i towarzyską, a później wyjdzie szydło z worka i znowu będę się męczyła, bo myślę, że inni by chcieli lepszej osoby...Nie jestem niekontaktowa, współpracownicy mówią o mnie "miła, uczynna, sympatyczna"...

 Jestem introwertyczką, ale kontakt z ludźmi wydaje mi się niezbędny i rozwijający. Wiem, że np. niektórym wystarczą kontakty z rodziną - ja takich za bardzo tez nie mam. Mój partner jest typowym introwertykiem i bardzo mu z tym dobrze, to ja jestem inicjatorką większych zmian, wyjść, podróży itp.

Myślałam nad szukaniem koleżanki w internecie, zapisaniem się na kurs wakacyjny, lub na fitness, ale zanim się zdecyduję to miną lata....

Musztardo, po prostu wygadanej osobie może być łatwiej w życiu, do handlu umiejętności nawiązywania znajomości na pewno bardzo się przydają. ALe są też inne zawody, gdzie kontakt z klientem jest nieco mniejszy - ja pracuję jako księgowa i w głównej mierze pracuję z dokumentami, wiadomo, że z klientem czy urzędem skarbowym też muszę rozmawiać, ale przede wszystkim oczekuje się ode mnie starannej pracy, rzetelności i fachowej obsługi, a nie miłych pogaduszek w celu rozwijania sprzedaży . Wiadomo, że lepiej jak rozmowa z klientem przebiega fajnie, ale przede wszystkim jestem rozliczana z efektów i terminowości i rzetelności wykonania kolejnych zadań w pracy. Może mogłabyś się przekwalifikować?

Ja też jestem introwertyczką, bardzo lubię czas spędzać sama ze sobą, nie potrzeba mi dużo ruchu, więc rozumiem Twojego partnera. Mówisz, że kontakt z ludźmi uważasz za niezbędny i rozwijający, a ja bym powiedziała, że zależy jaki kontakt, jeśli w 99% mają być to rozmowy o niczym albo spotykanie się na wspólne picie alkoholu, to wolę ten czas spędzić tylko w swoim towarzystwie. Kontakt z ludźmi będzie rozwijający, jeśli będziesz się spotykała z mądrymi życiowo ludźmi, a niekoniecznie na takich w życiu trafiasz. 

Twój problem moim zdaniem polega na niskiej samoocenie, przecież jesteś miła, uczynna, sympatyczna, a jakoś sama się nie doceniasz. Nad postrzeganiem siebie warto popracować, skoro nie udało CI się do tej pory to z pomocą poradników, może pora na pomoc fachowca. 

Ja też swego czasu odbyłam kilka wizyt u psychoterapeutki i pamiętam, jak raz powiedziałam jej, że czuję się mniej wydolna i inteligentna niż dawniej, a ona po prostu zapytała mnie "Jakie są na to dowody?" Tym pytaniem skłoniła mnie do zastanowienia się nad sobą, że w sumie, jestem inteligenta i wydolna jak zawsze, tylko po zmianie pracy (wcześniej pracowałam jako nauczyciel) musiałam się przestawić z wielkiej aktywności fizycznej na bardziej nużące śledzenie cyferek w dokumentach i trudniejsze od uzyskania efekty.

Mnie się zdaje, że terapeuta mógłby ci pomóc. Ja też miałam takie przemyślenia jak ty - chyba największą ulgę poczułam, kiedy zaakceptowałam fakt, że jestem dorosła, nic nie muszę udawać, nikt mnie nie musi lubić, mogę spędzać czas z ludźmi kiedy mam ochotę i nie przejmować się tym, czy to rozwijające, czy nie, czy komuś to pasuje, czy nie. Po jakiś 25 latach zadręczania się wreszcie jestem szczęśliwa. Mimo, że aspołeczna jak diabli. 

musztardaikeczup napisał(a):

mój partner już ma dość mojego biadolenia.Od wielu lat z różnym stopniem natężenia mam wrażenie, że jestem gorsza, głupsza, mniej fajna, itp. od wszystkich innych. Wiem, że to można leczyć np. u psychologa, ale nie za bardzo sobie wyobrażam jak to wygląda? Podczas rozmowy psycholog mówi ci, że masz uwierzyć w siebie i na tej podstawie zaczynasz wierzyć w siebie? ..

Co do psychologa - owszem, radze sie udac, To co, mowisz nie ma najmniejszego sensu, Nie wiesz jak wyglada praca z psychologiem, ale wymyslilas sobie ,ze to musi byc glupie, wysmiewasz sie - i nie chcesz sobie das szansy. No coz, jak nie chcesz pomocy specjalisty, to stawiam na to, ze lubisz sie w roli ukrywajacej wielki sekret przed ludzmi (jak to ci zle w zyciu)  albo pozwalasz sobie na biadolenia - bo ostatecznie facet jak bedzie ci wspolczul, to bedzie "pocieszal", a jak nie bedzie wspolczul to moze nie bedzie pocieszal?

Grasz swoja role juz dosc dlugo, dlatego wybacz, ale w ogole nie wierze, ze chcesz z tego wyjsc. Forum, to nastepne miejsce do biadolenia, nic wiecej.

W kazdym badz razie - powinnas przepracowac to z psychologiem albo z psychoterapeuta.

jurysdykcja napisał(a):

Mnie się zdaje, że terapeuta mógłby ci pomóc. Ja też miałam takie przemyślenia jak ty - chyba największą ulgę poczułam, kiedy zaakceptowałam fakt, że jestem dorosła, nic nie muszę udawać, nikt mnie nie musi lubić, mogę spędzać czas z ludźmi kiedy mam ochotę i nie przejmować się tym, czy to rozwijające, czy nie, czy komuś to pasuje, czy nie. Po jakiś 25 latach zadręczania się wreszcie jestem szczęśliwa. Mimo, że aspołeczna jak diabli. 

Myślę dokładnie tak samo.

Nie lubisz siebie, a takie rzeczy emanują z człowieka na 100 kilometrów. Taką postawą wszystkimi rękami i nogami demonstrujesz ludziom: "nie ma powodu żeby mnie lubić, żebyś mnie polubił musiałabym się wysilić, a to mnie za bardzo męczy. A i tak nie ma sensu, bo nie jestem warta zainteresowania".

Pasek wagi

musztardaikeczup napisał(a):

 drugiej teraz jak chodzę na rozmowy to oczywiście nawet na stanowisko (tutaj przykład) np. "Pani w kiosku" trzeba nie wiadomo jak przebojowym być. Tu koło się zamyka, bo żeby dostać pracę, zepnę się i "poudaję" przebojową i towarzyską,

Może szukasz złej pracy? Masz wykształcenie ukierunkowane na jakiś zawód? Ja sprawiam wrażenie osoby spokojnej, ułożonej, zdystansowanej, dokładnej, wolę pracę samodzielną niż w zespole. Podczas rekrutacji do obecnej pracy wprost mi powiedzieli, że to właśnie te cechy osobowości (oprócz wykształcenia, które było wymogiem niezbędnym) są pożądane na tym stanowisku i dlatego mnie przyjmują. Nie szukaj pracy z ludźmi tylko z komputerem czy innymi maszynami, na stanowiskach gdzie nie masz styczności z klientem i interakcja z zespołem jest na średnim/minimalnym poziomie.

Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.