Temat: Au Pair

Hej dziewczyny!
Zainteresowałam się wyjazdem do Wielkiej Brytanii, w charakterze au pair (przez agencję happyaupair)
Czy któraś z Was ma jakieś doświadczenia związane z takimi wyjazdami (różnorodne, przyjemne i mniej), a także z ww. agencją?
Przeglądałam forum na Vitalii, znalazłam tylko pokrótce, czego szukałam i nie satysfakcjonuje mnie to:)
Czy decydując się na taki wyjazd, znałyście język bardzo dobrze, czy tak, aby się dogadać? Co z prawem jazdy, czy któraś z Was była na takim wyjeździe, nie mając uprawnień do prowadzenia pojazdów (jestem na etapie robienia, ale nie sądzę, abym czuła się pewnie w aucie, mając niewielkie doświadczenie i jeżdżąc drugą stroną:p)
Dzięki za wszelkiego rodzaju odzewy:)

mieszkam w uk od urodzenia i slysze o tym dosc sporo, sama kiedys wyjechalam z francusko-angielska rodzina na 3miesiace (wakacje) do francji i bardzo mi sie podobalo. Zajmowalam sie 2ma dziewczynkami (2 i 5) od czasu kiedy sie budzily (ok9 rano) do pory lunchu (ok 12) oraz wieczorem od ok 5-6 do czasu kiedy poszly spac (9-10) czyli w sumie nie wiecej jak 6h/ dzien.

Trafilam na niezmiernie mila rodzine, mieszkali w ogromnym domu z chyba 10pokojami i lazienkami, sluzba 24h/dobe, kilkoma samochodami ktore moglam uzywac kiedy tylko chcialam, basenem, stawkiem, koniami itd. dla mnie to byl raj...za co jeszcze placili mi 150euro tygodniowo.

Moglam na nich polegac w kazdej sytuacji, kiedy dziewczynki szly spac moglam razem z nimi posiedziec i porozmawiac w ogrodzie, wyjsc gdzies etc. W weekendy zazwyczaj gdzies wyjezdzali to moglam jechac z nimi lub robic co chce (zawsze na ten czas zostawiali mi ktorys z samochodow), kilka razy tez wyjechalismy na kilka dni nad morze- wszystko oplacali. Dodatkowo czasem prosili o babysitting (za dodatkowe pieniadze- chyba 10/h), nie musialam ani gotowac, ani sprzatac ani prac. NIC- oprocz upewnienia sie ze dziewczynki sa zajete i sie nie nudza co nie bylo zbyt trudne.

Mialam wlasny pokoj z lazienka, TV komputerem z dostepem do internetu oraz telefon.

Ja mam niezmiernie mile doswiadczenia i polecam kazdemu- fajna przygoda i znajomosc na zawsze :)

 

 

Znam jednak przypadki gdzie dziewczyny traktowane sa jak sluzace, musza sprzatac, prac, prasowac, gotowac, odrabiac lekcje z dziecmi, wozic je wszedzie, maja jedynie lozko w pokoju dzieci- czasem musza sie nawet nimi zajmowac caly dzien i maja po 4 chlopakow w wieku 12 lat:/ a rodzina placi jej marne 100f/tydzien ;/

freja Twoja opowieść mnie urzekła :p tak miło mi się czytało hehehe.
bo rzadkooooooo spotyka się tak życzliwych ludzi :)
Ja wyjechałam do UK jako au-pair w 2004roku. Nie pamiętam jak sie firma nazywała. Po tygodniu gehenny u jednej rodzinki, trafiłam do drugiej, która była jak marzenie, zostałam z nimi rok czasu.
Firma bardzo mi pomogła, kiedy juz po kilku pierwszych dniach poczułam się naprawde nieszczęśliwa u pierwszej rodzinki. (uwierzcie, nie należę do osób typu księżniczki, która to musi mieć wszystko podane na tacy, niczego nie zrobi itd. obrotna ze mnie sooba, łatwo przystosowująca się do wymaganych warunków). Miałam stały kontakt z ich filią w UK. Zreszta juz na drugi dzień po moim przylocie, ich przedstawicielka przyjechała do mnie, żeby mnie poznac, upewnić sie, że wszystko jest ok itd.
Wyjechałam nie znając praktycznie angielskiego (good morning, thank you etc.) Ale dzięki wyrozumiałej rodzince, mojej determinacji i wiary w siebie, jak przede wszystkim cudownym dzieciom, nauka języka przychodziła mi z łatwością.
Nie wiem w jakim stopniu zaawansowania jest Twój angielski, ale musisz podejść do sprawy tak: dzieci będą chciały się z Tobą porozumieć, bo przeciez będziesz im towarzyszyła podczas większości ich czasu poza szkołą. Rodzice dzieci, biorąc opiekunkę z innego kraju, mają świadomość, że możesz nie mówić biegle w ich języku. Też powinni starać się Ciebie zrozumieć, poprawiać błędy (niech Cię to nie zrazi do tych ludzi), a przede wszystkim mówić do Ciebie jak nawięcej, na różne tematy. Żebyś łapała słownictwo.
Co do prawa jazdy... ja swoje miałam wtedy rok czasu, ale malo praktyki za kierownicą. Tutaj jest tak, że jeśli ma się prawo jazdy europejskie (a takie Ty byś juz miała), to nie trzeba go wymieniać przez pierwszy rok. Ja ze względu na dośc dużą ilość dzieci w rodzinie (szóstka), musiałam szybko zapomnieć o obawach, jeździe "inną" stroną ulicy itd. Po prostu ojciec dzieci jednego dnia wziął mnie na plac szkoły, gdzie było pusto (niedziela). Wytłumaczył pobierznie co i jak (na szczęście pedały są w tej samej kolejności ;o) ), poćwiczyliśmy kilka minut, żebym wyczuła autko i pojechaliśmy do szkół, gdzie chodziły dzieci, bym się zapoznała z trasą, jaką od tej pory miałam pokonywać kilka razy dziennie. Z dnia na dzień czułam się coraz lepiej, coraz pewniej. Miałam możliwość kozystania z auta nawet w swoje dni wolne, więc szybko zebrałam się na odwagę i pojeździlam tu i tam, zwiedzając okolice.
FREJAA, dzięki wielkie za tak 'bogaty' odzew:) Mnie również urzekła Twoja historia...:) Wszystko piękne, kolorowe, jak w bajce!
Ja początkowo miałam w planach wyjazd za granicę do pracy, w celu przywiezienia jakiegoś większego zarobku, żebym mogła opłacić sobie kilka miesięcy studiów, odciążając rodziców, ale po długich poszukiwaniach nabrałam dużo dystansu do takiej pracy, co jak co, ale bałabym się wyjechać za granicę, nie mając pewności, co mnie czeka. A au pair wydało mi się dobrą alternatywą, tym bardziej, że mogę doszkolić tam język, sporo zwiedzić i mieć tą pewność, że jeśli coś będzie nie tak, mam prawo 'zmienić' sobie rodzinę.
Potwornie mnie to ciągnie, ale mam też właśnie spore obawy i wątpliwości... Przede wszystkim boję się, że nie będę potrafiła się porozumieć... (maturę z angielskiego zdaję na poziomie rozszerzonym, aktualnie kończę szkołę, należąc do grupy z angielskiego rozsz. + od 3podstawówki do 2gimnazjum chodziłam do prywatnej szkoły językowej, mimo to nie umiem języka perfekcyjnie...)
Aniołek007, co było nie tak z pierwszą rodziną, jeśli można się dowiedzieć?:)
Ja niestety (biorąc pod uwagę, że za zdawanie wezmę się za kilka tygodni i dopuszczam poprawki) dużego doświadczenia w jeździe mieć nie będę, bo wyjazd do UK planowałam już w okolicach czerwca, tuż po maturze.
Ale z tego, co się orientuję, to osoby nie posiadające prawa jazdy, mają chyba jednak trochę mniejsze szanse na zainteresowanie ze strony potencjalnej rodziny?
Pierwsza rodzina byla mieszana, On anglik, ona pakistanka. Zaczęło się od tego, że już pierwszego dnia dostałam kilka stron A4 z moimi obowiązkami w domu. Zmywanie, sprzątanie, prasowanie, ścielenie łóżek, zmywanie podług gorącą wodą (tak, dobrze przeczytałaś, gorącą wodą... babka miała bzika na punkcie chemii). Ale bardzo niewiele o samej opiece nad dzieckiem. Pokazałam to tej dziewczynie z agencji, jak do mnie przyjechała. Obiecała, że z ta kobietą porozmawia. Tego samego dnia padła mi bateria w komórce. A, że gniazdka w UK są inne, to moja ładowarka była bezużyteczna. Poprosiłam ja, czy mogłabym skorzystać z ich ładowarki, bo widziałam, że leży w kuchni. Ona na to, że mam poczekać, aż jej mąż wróci z pracy, bo to nie jej. OK... Zanim mąż jej wrócił, moja mama zadzwoniła do mnie na ich domowy nr. Wiecie, córka 19 lat, na drugim końcu europy... Mama się bała, że coś mi się stało, bo telefon wyłączony. Wytłumaczyłam jej co się stało, chwilke porozmawiałyśmy i było ok. Jak tylko skończyłam rozmowę z mamą, ta kobieta przyszła do mnie i powiedziała mi, że moja mama NIE MA PRAWA dzwonić na ich prywatny nr domowy. Byłam w szoku!!! Stwierdziła, że ja wiszę na tel a w tym czasie jej znajomi nie moga się do niej dodzwonić ("wisiałam" na tel nie więcej niż 5 min, za co oczywiście płaciła moja mama). Zapytała też, dlaczego moja mama ma ich dane, typu adres, nr tel. Powiedzialam jej, że od agencji, to chyb a normalne. A ona na to, że nie, bo jej mąż pracuje w TV i takie informacje są zastrzezone.
No i po tym zgrzycie ja już zaczęłam niefajnie się tam czuć. Jej mąż był naprawdę miłym facetem, to ona miała nierówno pod sufitem. Z dziecikiem bawilam się tylko raz (byłam tam może 4 dni). Domek był mały, piętrowy. Zabroniła mi schodzić z dzieckiem po schodach, bo nieufała mi, bała się, że się z małą wywrucę. Dziewczynka miała 2,5latka.
Ja miałam swój pokój na górze, a w nim pełno zdjęć jej nieżyjących już rodziców. Z całym szasunkiem, ale to wg mnie było przegięcie. Ja, będąc w swoim pokoju, czasami musiałam lecieć na duł i wodę jej na herbate nastawić, bo ona siedząc w salonie, tuz przy kuchni, za bardzo była zajęta oglądaniem TV.
Po kilku dniach, kiedy zgłosilam wszystko do agencji, oni szybko mnie stamtąd zabrali. W ciągu kilku godzin znaleźli mi drugą rodzinę (jedyną, jaką mieli wtedy dostępną). Na szczęście oni byli o niebo lepsi.
Później, jak się okazało, ta kobieta miała 4 au-pair w ciągu 2 m-cy. Więc to nie była moja wina, tylko z nią było cos nie tak. Z tego co wiem, trafiła na czarna listę rodzin, która jest drostępna dla wszystkich oficjalnie działających firm au-apir. To oznacza, że już nigdy nie mogła miec dziewczyny do pomocy. nie z legalnej firmy.
Co do prawa jazdy, to tak jak ja pisałam, tez miałam bardzo małe doświadczenie, bo u mnie w rodzinnym domu żadko się używa auto. Całej wprawy nabralam własnie jeżdżąc w UK, jako au-pair. I przyznam szczerze, że tutaj jeździ mi się o niebo lepiej niż po prawej stronie.
...ależ się wczytałam! Faktycznie, to nie była ciekawa sytuacja...Definitywnie widać, że wyrachowana kobieta ze swoimi udziwnieniami...
Wybacz, ale bezwarunkowo wybuchłam śmiechem, czytając o zdjęciach jej rodziców w Twoim pokoju (to niesmaczne, wiem, ale nie mogłam się powstrzymać:)) Tu już mi zaleciało jakimś skrzywieniem psychicznym...:)
Agencja, którą się zainteresowałam, także zapewnia zmianę w razie problemów. Boję się też na jaką rodzinę trafię, ale niczego lepiej się nie nauczę, jak metodą prób i błędów:)
Wielkie dzięki za Twoją aktywność, naprawdę przydatna!:)
Nie ma za co :o) Trafiłam na dwie skrajne rodziny, więc doświadczenie jakieś jest. I z chęcią się nim dziele :o)
Nie możesz z góry założyć, że będzie źle, bo może być dobrze. Ale to jak w grze, niespróbujesz, niedowiesz się.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.