Temat: Kryzys, studia

Nie wiem czy znajdzie się tu ktoś kto był lub jest w podobnej sytuacji do mnie, ale warto zaryzykować.
Napiszę krótko i na temat: po liceum poszłam na studia, kierunek całkiem przypadkowy, bo ostatniego wyboru, na wypadek gdyby mi nic innego nie wyszło, no i tak się stało, że przez swoje zaniedbanie na nim skończyłam.
Na studiach poznałam faceta, z którym jestem do dziś więc żałować nie mogę, ale do rzeczy. Zrobiłam 2 lata, po czym uznałam, że nie dam rady i wzięłam dziekankę. Miałam rok przerwy, pracowałam, później dostałam inną propozycję pracy więc zatrudniłam się w nowym miejscu. Umowy mi nie przedłużono, tak więc wszystkie moje plany na przyszłość chwilowo legły w gruzach. Po długich rozmyślaniach i bitwach z rodzicami, dali mi warunek że muszę wrócić na 3 rok studiów i koniec kropka (mimo ze tego nie chcialam i chcialam szukać nowej pracy).

Mamy prawie końcówkę listopada, a ja jestem  w psychicznej rozsypce. Mam dobre dni, a są takie kiedy płaczę co chwile. Nienawidzę tych studiów i mam dosyć tekstów typu "to ostatni rok, dasz rade", "to tylko kilka miesięcy", "zaraz święta a po świętach pół roku zostało", itp, itd.
Pytanie do was - czy któraś była w takiej sytuacji? Kończyła studia których nienawidziła, wbrew sobie, wiedząc że i tak nie będzie pracować w tym zawodzie? Według moich rodziców liczy się papier i z nim to już łatwiej będzie znaleźć pracę. Może i tak, chcę to skończyć, ale obawiam się, że nie dam sobie rady. Że polegnę na sesji, na jakiś zaliczeniach albo na obronie pracy.
Chciałabym wiedzieć czy ktoś już tak miał, a mimo niechęci i stresów związanych ze studiami dał sobie radę.

Ja miałam bardzo podobnie. Nie dostałam się na to co chciałam, więc z braku laku poszłam na coś innego. W zasadzie już po kilku tygodniach wiedziałam, że to nie to. Pamiętam jak płakałam mojemu chłopakowi w rękaw, że nie dam rady, że strasznie się męczę i to nie dla mnie. Moim rodzicom chyba nie mówiłam o tych katuszach, które wtedy przechodziłam. Nie wiem, chyba nie chciałam im sprawić przykrości i martwić ich.

Wiele razy miałam ochotę rzucić to w cholerę, ale z drugiej strony mam taki charakter, że lubię doprowadzać wszystko do końca. Dlatego przemęczyłam się te trzy lata, obroniłam się i zaczęłam później kierunek, który od początku mnie interesował.

Ja mam takie kryzysy, że aż ciężko mi w to uwierzyć. Zawsze można było łatwo doprowadzic mnie do łez, zawsze szybko robiło mi się przykro, ale teraz nie poznaję sama siebie. Dałaś radę bez problemu wszystko zaliczyć, mimo braku zainteresowania kierunkiem i jak sama piszesz przeżywania "katuszy"? Czy raczej wiązało się to z poprawkami i staraniem się podwójnie?

Powiem tak: ja tak miałam i... nie skończyłam. Dziś żałuję, a nie mogę się zebrać, żeby w końcu się za to wziąć i skończyć. Wprawdzie lubię swoją pracę i nie miałabym jej, gdybym wtedy została na studiach (bo rzucając uczelnię zaczęłam pracę i kolejne wynikały jedna z drugiej, więc dzisiaj jestem tu gdzie jestem), ale być może robiłabym coś jeszcze lepszego. Można gdybać, ale tego nieszczęsnego papierka jednak mi brakuje. 

Ukończone studia dzisiaj w sumie niewiele znaczą, ale ich brak znaczy już bardzo dużo... Dlatego ja patrząc z perspektywy czasu jakoś bym się przemęczyła...

dziękuję Wam dziewczyny. Miałam nadzieję, że więcej osób się odezwie, ale te dwa przykłady już mi trochę pomogły.

grubaskania napisał(a):

Ja mam takie kryzysy, że aż ciężko mi w to uwierzyć. Zawsze można było łatwo doprowadzic mnie do łez, zawsze szybko robiło mi się przykro, ale teraz nie poznaję sama siebie. Dałaś radę bez problemu wszystko zaliczyć, mimo braku zainteresowania kierunkiem i jak sama piszesz przeżywania "katuszy"? Czy raczej wiązało się to z poprawkami i staraniem się podwójnie?

O dziwo zaliczałam wszystko bez problemu i to z całkiem niezłymi wynikami. Chyba zasada:"Miej wy*****e a będzie Ci dane"  zadziałała w tym przypadku, bo naprawdę strasznie nygusowałam na tych studiach: mało czasu poświęcałam na naukę, nie chodziłam wcale na wykłady. Teraz myślę sobie, że z jednej strony to była strata czasu i trzeba było faktycznie rzucić te studia i porządnie się zastanowić nad swoim życiem. Aczkolwiek, w ciągu tych trzech lat zdobyłam trochę "studenckiej ogłady", która przydała mi się na drugim kierunku, który traktowałam już poważnie.

jak już zaczęłaś ten 3 rok to już go dokończ, nie angażuj się aż tak bardzo, zaliczaj na 3, chodź na obowiązkowe zajęcia, ściągaj itp. :)

Weź się kobieto puknij w głowę, masz tylko kilka miesięcy do końca, a to ci naprawdę w przyszłości ułatwi życie :/ 

Dlatego uważam, że nie można zostawiać takich tematów "rozgrzebanych" - za nic w świecie. Pomyśl sobie w ten sposób: straciłaś na te studia dwa lata swojego życia, i nie masz z tego nic. Ok. 66% studiów za Tobą. Czy naprawdę nie żal Ci tych dwóch lat? 

Pasek wagi

Nie rozumiem ludzi, ktorzy rezygnuja na ostatnim roku. Tym bardziej, ze tyle wolnego jest. 

Na studiach nie tzreba chodzic na kazde zajecia, mozesz poprosic kogos, zeby Cie wpisal na listę, czasami dopisać się, jesli ktos nie wstawia kresek po kazdej nieobecnosci. Zajec czesto tez nie ma wiele.

Wiadomo, nastawienie i brak checi, szczegolnie po przerwie, to, ze nie zna się ludzi z roku, nie ma się nikogo bliskiego fajne nie jest, ale zepnij się, a nie będzie tak zle. Przechodzisz rok i masz juz wyksztalcenie wyzsze zamiast sredne. To minimum dzisiaj. 

Ja sama jestem na 5 roku, mimo, ze nie jestem zafascynowana swoimi studiami i niebardzo chcę pracować w zawodzie, ale po cos chodzilam, chocby po glupi tytul mgr i wyksztalcenie, nawet,zeby je schowac sobie w szafie, a nuż kiedyś się przyda, sama nie wiesz kiedy. 

Niefajne jest tez to, ze jak studiujesz to trudno zarabiac w miarę dobzre, choć się da, ale nie wolno zaniedbywać uczelni! co się czesto zdarza...

Twoj wybor, ale ja bym pocisnela choc do konca, serio, niewiele pracy, chyba, ze jestes oporna na wiedzę, choc jakos te dwa lata zaliczylas, więc myslę, ze nie. Inaczej bym nie zaczynala studiow, a teraz to juz szkoda rzucic. Mgr zawsze mozesz zrobic za kilka lat jesli będziesz miala ochotę, ale zeby moc, trzeba dokonczyć ten tzreci rok.

Nie musisz się podwiecać i angazować, ale "przechodzić" mozna;)

Powodzenia;)

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.