Temat: Bardzo uciążliwi sąsiedzi

Wynajmuję fajne mieszkanie. Niestety muszę się z niego wynieść ze względu na sąsiadów u góry, którzy nie dają nam tu normalnie funkcjonować. I co prawda, za tydzień się już wyprowadzam, ale zostaje tu jeszcze moja przyjaciółka na kolejny miesiąc. 

Jest to młode małżeństwo z 4 dzieci. Nie mają problemu z alkoholem. Ona nie pracuje, on tak. Ona siedzi w domu, "zajmuje" się tymi dziećmi, co i tak kończy się tym, że ciągle słychać wrzaski, przekleństwa i płacze. Pomimo, że niespecjalnie widziałyśmy te dzieci, znamy całą czwórkę z imienia, wiemy które co robi źle i dlaczego ma "wypi***** stąd". Głównym problemem jednak jest to, że ciągle się tłuką... Często mam wrażenie, że robią to nawet specjalnie. 6:30 - 7:20 i nagle słychać, jak drewniane łóżeczko obija się o ścianę, pozostała trójka biega jakby miała ADHD, ich matka się wydziera, najmłodsze płacze, nagle ktoś zaczyna szurać po deskach z podłogi, które są krzywe... Najgorsze są nagłe ŁUP, które zrywają do pionu człowieka. A u nas to słychać tak, że się wytrzymać nie da. Nie działało pójście do nich z właścicielką mieszkania i uprzejma prośba, by rano. Tylko rano! Zachowywali się odrobinę ciszej ze względu na to, że jak oni kładą dzieci spać (jest to zazwyczaj około 21), to my już siedzimy spokojnie. Wytłumaczyłyśmy im, że prowadzimy inne tryby życia i naprawdę czasami chcemy trochę pospać. Następnego ranka było jeszcze gorzej. 

Próbowałyśmy stukać do nich. Przez chwilę to nawet działało i już myślałyśmy, że jakoś wytrzymamy do wyprowadzki. Ta... Marzenia. 

Właścicielka jest przerażona, że "uciekamy" właśnie przez to. Miała pytać w spółdzielni, straży miejskiej, gdziekolwiek, czy można coś z tym zrobić, ale nie wiem jak jej dowiadywanie się czegokolwiek skończyło, bo już nie oddzwoniła. 

Mamy teraz zaliczenia na studiach i jest ciężko, a sąsiedzi w niczym nam sprawy nie ułatwiają. Jesteśmy wykończone, znerwicowane i jak robi się na chwilę cicho, to odczuwamy niepokój, że zaraz coś rypnie. Z nerwów już siedzę i płaczę, nie wysypiam się, denerwuję jeszcze bardziej, po prostu nie wyrabiam. 

Jest jakiś sposób na nich? Można coś z tym zrobić czy będą bezkarnie uprzykrzać życie mieszkańcom bloku? (nie tylko my na nich narzekamy. Sąsiedzi z góry i boku też) 

cancri napisał(a):

Mam za ścianą roczne dziecko, i nigdy go nawet nie słyszę. Za to słyszę laski, które mieszkają pode mną i drą gęby za każdym razem, jak są w domu.Ja wiem, że Ty o macierzyństwie to wiesz już wszystko, i każdemu dajesz te samą złotą radę, jak to się ktoś na swoim podejsciu do tematu przejedzie, jak sam będzie mieć dzieci...ale wydaje mi się że to, że Ty się przejechałaś nie oznacza, że każdy musi. I że osoby, które mają do czynienia z dziećmi ale nie swoimi gówno wiedzą o dzieciach, bo tylko matki, bla bla bla bla... chociażby mieszkały z tymi dziećmi pod jednym dachem.Spadam, miłego! ;-)

O macierzystwie nie wiem wszystkiego, nawet malo. Z wiedza nawet nie zawsze jest na czasie zgodnie z wiekiem swojego dziecka, ale juz przy mniejszym nie mam takich zagwozdek. Wiem jedynie jak funkcjonuja moje dzieci, a inne moga zupelnie inaczej. Mam tez kolezanki bezdzietne, ktore pieprza mi czasem takie farmazony co one by zrobily, ze ...uszy mi wiedna! A gdy juz maja wrzaskuny to o 180 stopni zmieniaja poglady i same czesto sa bezradne. 

I przede wszystkim...nie daje rad, ze ludzie sie przejada!!!!!!!! Raczej, ze okolicznosci realne /a nie wydumione/ zmieniaja myslenie. Ludzie tez dojrzewaja, zmieniaja sie, a takze swoje poglady.  Mysle, ze tez zmienilas swoje spojrzenie na wiele spraw, inaczej patrzylas na zycie jako pietnastolatka, a inaczej teraz, majac 25+.

Pa! Milego popoludnia ;) 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.