Temat: w czym tkwi mój problem? (nikt mnie nie lubi)

obiektywnie stwierdzam: ludzie mnie nie lubią. nie mam przyjaciół, wielu znajomych, chłopaka (i nigdy nie miałam). jest mi przykro z tego powodu i nie piszę tutaj tego, żeby się poużalać nad sobą tylko chciałabym uzyskać wskazówki jak się zmienić? 

w sumie nie wiem na 100% co ludziom się we mnie nie podoba. wydaje mi się, że może chodzi takie cechy jak: nieśmiałość, zamknięcie w sobie, siedzenie cicho jak mysz, unikanie kontaktów z ludźmi, oziębłość, taka "dupiatość", niepewność

z drugiej strony: zarozumiałość, wyniosłość

lub: nudność, sztywność, apatyczność 

ja dostrzegam w sobie wyżej wymienione wady i wydaje mi się, że to ludzi ode mnie odpycha, ale mogę się mylić

teraz pytanie: jak zmienić ten stan? nie piszcie wyjdź do ludzi, bo gwarantuje wam, że jestem wśród ludzi. problem tkwi głębiej. to tak jakbyście komuś kto nie umie pływać kazali skakać na główkę i dziwili się, że sobie nie radzi. 

nie liczę, że ktoś zrobi tutaj dogłębną analizę mojego przypadku i rzuci mi złotą radę. bardziej chodzi mi o jakieś pomysły jak można się zabrać za taką przemianę? są jakieś warsztaty? psycholog chyba się za takie rzeczy nie bierze? książki raczej mi nie pomagają. może ktoś zna jakąś sprawdzoną metodę?

ps: tutaj w skrócie opiszę swój problem. jeśli chce ci się to czytać i coś pomóc to będę wdzięczna.

miałam w domu dziwną sytuacje. we czesnym dzieciństwie mieszkałam na wsi (właściwie to prawie nie było tam domów). żyliśmy biednie. nie miałam kontaktu z żadnymi dziećmi, oprócz moich dwóch sióstr (normalne relacje), sąsiadki (chora znajomość: wykorzystywała nas, dręczyła) i kuzynki (jeszcze bardziej chora znajomość: szantaże emocjonalne, bicie, poniżanie) wspominam to z bólem w brzuchu. był to dla mnie ogromny stres. rodzicom się bardzo nie układało przez co w wieku 6 lat wyjechałyśmy z mamą do innej części Pl do dziadków. tam mieszkaliśmy w strasznych warunkach. wstydziłam się tej całej sytuacji i dlatego nie uzewnętrzniałam wszystkich szczegółów mojego życia znajomym ze szkoły. stąd moje relacje były bardzo płytkie. nigdy nawet nie zaprosiłam nikogo do siebie. stresowałam się jak kontakt robił się bliższy. tak przez całą podstawówkę i gimnazjum. miałam straszne kompleksy, zawsze byłam cichutka, spokojna, przestraszona. na pewno kojarzycie ten typ dziecka. potem przeprowadziliśmy się z powrotem na wieś. był to totalny niewypał. rodzicom znowu nie wyszło. ja wpadła w straszny dół. nie odzywałam się praktycznie do nikogo przez ok. rok. w klasie maturalnej pracowałam nad sobą dzięki czemu dostałam się na studia i tak trwam do teraz (jestem na drugim roku). 

to tak w skrócie, bo po drodze była jeszcze przeprowadzka, zmiana uczelni i wiele innych spraw. dodam, że z rodziną mam słaby kontakt. czy ktoś po przeczytaniu tego tekstu widzi nad z czego mogą wynikać moje problemy? 

Miałam podobnie tylko dużo gorzej :) Mi pomogła terapia i duuuuużo pracy nad sobą. Przeczytałam pobieżnie te rady, które dostałaś i mogę Ci powiedzieć z doświadczenia że jeżeli się do nich zastosujesz to bardzo prawdopodobne że nie będziesz potrzebowała pomocy specjalisty. Twój problem nie wydaje się aż tak głęboki. Póki co wartościujesz i odrzucasz wszystkie propozycje. Spróbuj podejść do tego inaczej. Jakby ktoś dał Ci instrukcję, którą musisz wykonać krok po kroku. Nie myśl "to się nie uda", "będę się czuła głupio" bo tak naprawdę nie wiesz czy tak rzeczywiście będzie, przecież nie próbowałaś :) Jeżeli rzeczywiscie będziesz się tak czuć to wtedy możesz wypróbować co innego. Potraktuj to jak przepis na ciasto. Niech to będzie jakieś nowe doświadczenie, zabawa, nie podchodź do tego tak serio, nie roztrząsaj i wyluzuj:) Po prostu wykonaj, nie myśl o tym co robisz i czy to ma sens. Jak chcesz możemy popisać na priv:) 

W podstawówce i gimnazjum też byłam w sobie zamknięta i prawnie nikt nie nie lubił (bo byłam wyższa niż inne dzieci, trochę grubsza i jeszcze mama dowaliła mi bardzo oryginalnym imieniem, a za dzieciaka wszystko co inne jest złe)

W Liceum pomogła mi pasja, znalazłam coś w czym byłam naprawdę dobra i oddawałam się temu bez reszty, poznałam ludzi którzy mieli podobne zainteresowania i stwierdziłam, że brak pewności siebie u mnie wynikał z przebywania w nieodpowiednim towarzystwie.  Sport też dużo daje, praca nad sobą ma pozytywny wpływ na pewność siebie. Jak będziesz czuła się atrakcyjna i wartościowa, będziesz miała o czym z ludźmi rozmawiać przyjaciele i znajomi sami się znajdą. 

Wydaje mi się, że u Ciebie problem tkwi w poczuciu własnej wartości, dużo przeszłaś, ludzie dawali Ci odczuć, że jesteś gorsza (a nie jesteś, wiesz o tym) i z tego wynika zamknięcie się w sobie

Moze tak jak mówi jurysdykcja po prostu bądz miła...daj sie lubić. zapytaj co słychac, w szkole mozesz zagadac o zadanie-przeciez to nic trudnego:-) wystarczy troche checi

Przede wszystkim zacznij o zaprzestania być wyniosłą i zarozumiałą, bo bardziej przez te cechy nikt cię nie lubi. Choć nie wiem jak można jednocześnie być nieśmiała, cicha i wyniosła, zarozumiała...

roogirl napisał(a):

lifereclaimed napisał(a):

roogirl napisał(a):

Ale jaki jest sens udawać kogoś, kim się nie jest? To jeszcze gorsze niż siedzenie w kącie jak mysz jak dla mnie. Nie każdy musi być super przebojowy i towarzyski. Ja to nawet nie przepadam za ludźmi, którzy robią wokół siebie dużo szumu, bo często gęsto okazuje się, że jak przychodzi co do czego to nic konkretnego z tego nie wynika. Uważam, że problem powstaje z zagubienia i zbytniego porównywania się z innymi zamiast skupienia na sobie i odkrycia prawdziwych nas.
ale właśnie ja  teraz nie jestem prawdziwą sobą. kontroluje się zawsze i wszędzie
Tu musisz dążyć do tego żeby być prawdziwa. Na ludzi nie patrzeć. Nie wszystkim się będziesz podobać.

Tez popieram :) 

A jakie masz zainteresowania? Cele w życiu? Widzę, że masz słaby stosunek sama do siebie - to nikt z zewnątrz, ale Ty sama musisz się zaakceptować, pozwolić sobie "oddychać pełną piersią".

Żeby Cie ludzie lubili wystarczy być miłą, a to chyba żadne wyzwanie :)

Ja mam zasadę, że nie mogę być super-miła dla wszystkich, bo to tak samo, jak bym nie była miła dla nikogo.
NIE MYLIĆ BYCIA MIŁYM Z BYCIA GRZECZNYM/ASERTYWNYM!
W liceum się przejmowałam, co mówią o mnie, czy mnie naprawdę lubią, czy tylko za plecami, a teraz, kiedy mam swój świat, kocham to, co robię, lubię nawet pomagać, wysłuchiwać (choć z natury jestem straszną egoistką), ale obracam się wśród dobrych ludzi, którzy wyciągają ze mnie najlepsze cechy :)
Będąc zakompleksioną dziewczynką na pewno wzbudzałam gorsze emocje niż teraz - a mnie nie lubi się łatwo i od pierwszego wejrzenia bo mam zazwyczaj chore ambicje i bywam wyniosła. Ale to dobrzy ludzie wyciągają te najlepsze cechy, jak już pisałam :)

Jak będziesz w zgodzie sama ze sobą, zaczniesz "oddychać", sama się polubisz to będziesz przyciągać do siebie a nie odpychać :)

likejessica napisał(a):

roogirl napisał(a):

lifereclaimed napisał(a):

roogirl napisał(a):

Ale jaki jest sens udawać kogoś, kim się nie jest? To jeszcze gorsze niż siedzenie w kącie jak mysz jak dla mnie. Nie każdy musi być super przebojowy i towarzyski. Ja to nawet nie przepadam za ludźmi, którzy robią wokół siebie dużo szumu, bo często gęsto okazuje się, że jak przychodzi co do czego to nic konkretnego z tego nie wynika. Uważam, że problem powstaje z zagubienia i zbytniego porównywania się z innymi zamiast skupienia na sobie i odkrycia prawdziwych nas.
ale właśnie ja  teraz nie jestem prawdziwą sobą. kontroluje się zawsze i wszędzie
Tu musisz dążyć do tego żeby być prawdziwa. Na ludzi nie patrzeć. Nie wszystkim się będziesz podobać.
Tez popieram :) A jakie masz zainteresowania? Cele w życiu? Widzę, że masz słaby stosunek sama do siebie - to nikt z zewnątrz, ale Ty sama musisz się zaakceptować, pozwolić sobie "oddychać pełną piersią".Żeby Cie ludzie lubili wystarczy być miłą, a to chyba żadne wyzwanie :)Ja mam zasadę, że nie mogę być super-miła dla wszystkich, bo to tak samo, jak bym nie była miła dla nikogo.NIE MYLIĆ BYCIA MIŁYM Z BYCIA GRZECZNYM/ASERTYWNYM!W liceum się przejmowałam, co mówią o mnie, czy mnie naprawdę lubią, czy tylko za plecami, a teraz, kiedy mam swój świat, kocham to, co robię, lubię nawet pomagać, wysłuchiwać (choć z natury jestem straszną egoistką), ale obracam się wśród dobrych ludzi, którzy wyciągają ze mnie najlepsze cechy :)Będąc zakompleksioną dziewczynką na pewno wzbudzałam gorsze emocje niż teraz - a mnie nie lubi się łatwo i od pierwszego wejrzenia bo mam zazwyczaj chore ambicje i bywam wyniosła. Ale to dobrzy ludzie wyciągają te najlepsze cechy, jak już pisałam :)Jak będziesz w zgodzie sama ze sobą, zaczniesz "oddychać", sama się polubisz to będziesz przyciągać do siebie a nie odpychać :)
ja mam mnóstwo celów, zainteresowań, jednak pomimo tego jestem zamknięta. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.