Temat: Przykłady skąpstwa

Wątek ku śmiechowi - przykłady skąpstwa.

Przykład 1

Urodziny koleżanki w domu, zaproszone 4 osoby. Poprosiła mnie o książkę tydzień przed (koszt to ok. 40 zł) na kilka dni przed zapytała czy kupiłam, akurat miałam ze soba, bo kupiłam przed zajęciami. Wyciągam ją, a ona patrzy z zażenowaniem - chciała obie części. Tłumaczę jej, że krucho z kasą bla bla bla, ale jej sie przypomniało, że mam 10% zniżki w księgarni. Namówiła mnie na kupno drugiej. Na urodzinach było winko którego nie wypiliśmy, a za kilka dni mieliśmy iść do klubu (więc before obowiązkowy). Zaproponowała żeby przed się napić tego wina, wypiliśma, a ona mówi żebyjej oddać po 10 zł, bo to jej wino :D

przykład 2

Byliśmy wszyscy u znajomego, Dojazd stamtąd wygląda tak, że trzeba jechać stamtąd jakieś 10 km to miejscowości A i te 10 km jest bardzo słąbo skomunikowane. Z miejśowości A można jechac w prawo do domu kolegi (ok. 20 km, ale dobrze skomunikownych) lub w lewo również ok. 20 km do mojego domu. Siedzieliśmy do 2 i się zwijamy. Pytam czy kogoś gdzieś podwieźć - jako jedyna byłam samochodem. Kolega od razu się zgłasza, że jego. Jedziemy w miejscowości A skrecam w lewo i jadę na najbliższy przystanek. On trochę zdziwony i mówi, że w prawo. Ja tłumacze, że jestem już bardzo zmęczona, a dodatkowo bak coraz bardziej pusty, kasy coraz mniej i że mogę z nim poczekać na przystanku na jego tramwaj (około 5min zeby nie stał na dworze). On z pretensją do mnie: a może ja też nie mam już pieniedzy na bilet?!? Kolega z tych dalszych, raczej nie rozmawiamy nawet. Pozyczyłam mu 2 zł których nie odzyskałam oczywiście

przyklad 3

Poszliśmy we 3 do pizzy hut. Ja, kolega i znajoma (nazwę ją Ania) z drugiego końca polski. Jest tam taka promocja, że 2 lemoniady sa powiedzmy za 20 zł, a jedna za 15 (nie pamiętam ile dokładnie). My zamawialiśmy 3 więc 2 w rpomocji, a jedna bez. Na koniec się rozliczamy i kolega: to ja z Tobą weźmiemy sobie te lemoniady po 10 zł, a Ania niech zapłaci za tą za 15 i będziemy rozliczeni. 

Wilena napisał(a):

Matyliano napisał(a):

Wilena napisał(a):

Matyliano napisał(a):

kirsikka napisał(a):

Matyliano napisał(a):

mam taki przykład. Wujek z Nowej Zelandii, słynie w naszej rodzinie ze skąpstwa. Posiada motel w Dunedin, który bardzo dobrze prosperuje. Któregoś dnia dzwoni do niego przyjaciel z Polski i mówi, że jego znajomi również chcą otworzyć motel w NZ (w innym zupełnie mieście) i czy mialby dla nich jakieś rady, na start. Wujek - taaak, no pewnie, daj mi do nich numer. Zadzwonił i zaprosił tych ludzi do siebie, w celu pokazania im na miejscu, co i jak się robi itp. Byli 5 dni, podziekowali, wyściskali się i pojechali do siebie. Dwa tygodnie później otrzymali rachunek za pobyt ;D 
No ja w tym przypadku wujka rozumiem. W sumie korzystali z pokojow, wody, trzeba bylo po nich posprzatac etc, wiec jakas zaplata sie nalezala. Ja policzylabym po kosztach obslugi, z duzym rabatem ale jednak bym policzyla. Co prawda takie rzeczy nalezy ustalac z gory, wiec jak wujek sprawe przemilczal i rachunek wyslal po czasie cichaczem to tez nie ladnie :) Mnie babcia kojarzy sie z radoscia dziecinstwa i cieplem.
no u nas jak się kogoś do siebie zaprasza, to się go nie rozlicza :) jak np. zaproszę kogoś na obiad to jasne, że stawiam, skoro zaprosiłam. rozumiem Twój punkt widzenia, ale się z nim nie zgadzam :) cała rodzina była oburzona jego postawą - może to dlatego, że od zawsze był królem skąpstwa i to była tylko kropla w morzu jego wyczynów ;)
Jak dla mnie to równie niefajnie co wujek zachowali się Ci ludzie. Przyjechali, korzystali z motelu jak normalni goście (w końcu ich pokój był wyłączony wtedy z użytku), plus korzystali więcej niż normalni goście, bo dostali wskazówki, zostali oprowadzeni pewnie od kuchni, ktoś im musiał poświęcić czas. Na ich miejscu na pewno bym chciała zapłacić za pokój i jeszcze bym dodatkowo kupiła w podziękowaniu jakieś słodycze/alkohol (wiadomo o co chodzi). A oni się zabrali i tyle ich widzieli. W sumie nie dziwię się, że ten wujek poczuł się jakby ktoś mu nagle dał w twarz i skoro tak chcieli się bawić to wystawił im normalnie rachunek. Co innego gdyby to była na przykład rodzina, czy przyjaciel, co innego kiedy to w sumie byli obcy ludzie. 
rozumiem, ale cały czas się nie zgadzam :) to byli bliscy przyjaciele jego bliskiego przyjaciela - wiem, wiem, że to nie to samo. Dalej uważam, że jeśli sam zaproponował, żeby tam zamieszkali i pooglądali, i było to poza sezonem, to nie powinien wyskakiwać z rachunkiem - a zwłaszcza po czasie. W sumie, racja że oni powinni zaproponować pieniądze za pobyt, ale ja np. bym odmówiła przyjęcia. Większość rodziny także. No, ale mówię, wybryki wujka pewnie przyćmiły osąd.Np. Gdy mama sprzedawała jego mieszkanie w Gdańsku, to pieniądze poszły najpierw na jej konto. Wujek bardzo skrupulatnie sprawdził wszystkie daty przelewów, żeby się przekonać czy mamie przypadkiem parę % od całej kwoty nie wpadło. Mama jest uczciwa i nigdy czegoś takiego by nie zrobiła. Od zapłacenia podatku też się wymigał - nie mam pojęcia jak. 
Ja bym się tak po prostu nigdy przenigdy nie zachowała, inaczej bym się spaliła ze wstydu i przez pryzmat tego oceniam. No wyobraź to sobie, Twój przyjaciel Ci mówi, że zna kogoś kto prowadzi motel i zgodził się pokazać jak on funkcjonuje. Dla Ciebie ten właściciel motelu to zupełnie obcy człowiek, pierwszy raz go zobaczysz na oczy. Przyjeżdżasz, mieszkasz w cudzym pokoju (kiedy ktoś przecież płaci za wszystkie rachunki, musi zapłacić pensje pewnie pracownikom - no chyba, że prowadzi motel jednoosobowo, i tak dalej), ktoś Ci poświęca czas, oprowadza, za darmo oddaje swoje doświadczenia. I serio? Wyjeżdżasz potem na zasadzie "to pa, było miło"? Czy chcesz zapłacić za pokój (przynajmniej proponujesz, to czy ktoś weźmie pieniądze to już jego sprawa) i jakoś się zrewanżować w podziękowaniu za poświęcony czas? Mnie by było jeszcze dodatkowo mega głupio wobec przyjaciela, który pośredniczył w załatwianiu tego wszystkiego, bo wyszło na to, że się chciało jego znajomego, który chciał komuś zrobić przysługę, naciągnąć. A odnośnie "zaproszenia" - to jak ktoś by rezerwował sobie pokój w hotelu przez telefon i kończąc rozmowę usłyszał od właściciela "to rezerwuję państwu piąteczkę, zapraszam" to oznacza, że pobyt będzie miał za darmo? - no błagam. Obawiam się, że w tym kontekście było użyte zapraszam wobec obcych ludzi, po prostu milsza forma "to niech przyjadą, zgadzam się". Mówię, to że po czasie wystawił rachunek miłe nie było, ale jak dla mnie po prostu odpowiedział chamstwem na chamstwo. Inne wybryki i podatki wujka średnio mnie interesują, moim zdaniem oceniamy tę konkretną sytuację, a w tej to on mógł się czuć pokrzywdzony. 

no w sumie racja :) to, że się wcześniej nie zgadzałam, absolutnie nie znaczy, że ja bym się tak zachowała - poczułam potrzebę wytłumaczenia się ;)

Pasek wagi

Znam jeden taki przypadek:

Na imprezie skończył się alkohol, znajomy zaoferował się, że pojedzie do sklepu dokupić (akurat nie pił) - wszyscy się zrzuciliśmy - wyszło 50zł, znajomy po 30 minutach wraca z 0,5L żołądkowej gorzkiej (około 20zł kosztuje). Pytamy go czemu nie kupił większej pojemności albo lepszej wódki, twierdził, że nie było. Poprosiliśmy o zwrot reszty to powiedział, że policzył też za benzynę (sklep był 500m dalej) ;)

jeszcze mam taki przykład - przyjaciele zaprosili moich rodziców na jakieś imieniny czy coś. Pan domu kupił najcieńsze kieliszki jakie znalazł ( rodzice mówią, że właściwie nie było ich widać na stole, takie cieniutkie były ;) ), żeby gościom za dużo nie nalać ;) 

a numer z KFC - :D

Pasek wagi

brisbane napisał(a):

znam takiego jednego faceta, straszliwe skąpiradło :P podrywał mnie ostatnio. więc taka sytuacja: ja jestem po pracy, on chce się spotkać. ja mówię: ok. jeżeli chcesz, możesz mnie zabrać na drinka. spotkaliśmy się w knajpie, którą on wybrał. zamówiłam sobie drinka, jakiegoś niedrogiego w każdym razie. on nie zamówił nic, bo powiedział, że nie chce mu się pić (WTF). jak mój drink został przyniesiony, to pytał się, czy może spróbować. dałam mu, a on wypił  z 1/3, no ale nic. w ciągu tego "spotkania" on próbował mnie przekonać, żebym wybrała się na jakąś imprezę z nim blablabla, że pięknie dzisiaj wyglądam, kadził mi że hej. na koniec powiedziałam mu: odprowadź mnie do samochodu (10 minut drogi od knajpy), to się zastanowię, czy pójść na tą imprezę. więc przychodzi czas, żeby zapłacić za drinka, kelnerka zmierza w naszą stronę, facet się podrywa do góry(myślę - chce zapłacić),i wymamrotał pod nosem "muszę do łazienki, ureguluj proszę rachunek", i dał dyla. zatkało mnie normalnie. zostawiłam banknot na stole, powiedziałam do widzenia pani kelnerce i zmyłam się z tej knajpy. jak byłam w samochodzie, to widzę, że ten facet do mnie wydzwania i wypisuje: "co z imprezą". boże....z tego, co potem o nim zasłyszałam, on taki jest. jego ostatnia dziewczyna rzuciła go przez to jego skąpstwo :P

Mam nadzieje ze drink bezalkoholowy był. 

Współczuję wam takich znajomych. Od niektórych historii włos się jeży na głowie.  W życiu nie spotkałam takich ludzi!

:D

Pasek wagi

Dodam coś od siebie

 Kaśka, była skąpa, ale to co robiła można też nazwać zwykłym złodziejstwem, mieszkałyśmy razem. Mimo, że miała swoje kosmetyki to używała tylko moich, jej było widać (nawet raz zaznaczyłam jej poziom zużycia, żeby nie było, że oskarżam bezpodstawnie :D), że nie używała, tylko gdy robiłam aferę to przerzucała się na swoje, gdy sprawa przycichła znowu robiła to samo. To samo tyczyło się właściwie wszystkiego co było na wierzchu, nawet sól czy pieprz brała cudze. Gdy jeździła do domu na weekendy ginęły talerze i kubki, uznała chyba, że mamy za dużo i tyle mi nie potrzeba. Na początku, gdy ją poznałam i wierzyłam, że jest fajną osobą uzgodniłyśmy, że będziemy robić razem obiady, żeby było taniej, dała mi 100 zł i powiedziała, że mamy się zmieścić w tym na miesiąc czasu, razem było 200 zł, jakościowo te obiady były słabe i trochę dokładałam od siebie, a w sumie i tak wychodziło, że gotowałam tylko ja, ona znajdowała sobie ciągle wymówki i w końcu powiedziałam jej, że taki układ mi już nie pasuje, że 100 zł to za mało, żeby robić sensowe obiady i że nie chce mi się ciągle gotować, była bardzo zdziwiona i wściekła i że 100 zł to jest luksus i do końca mieszkania wspólnego jadła na obiad makaron z cukrem lub snacki do prażenia (takie kratki co się smaży na głębiom oleju) ewentualnie gotowe pierogi.-`- Zarabiała 1700 zł (puki jej nie wyrzucili z pracy za przekręty z kasą), więc mogła sobie pozwolić aby wydać trochę więcej, ale wolała palić papierosy, a paliła jak smok. Pożyczyłam jej raz 20 zł bo mnie prosiła, do tygodnia miała oddać, spytałam się czy mi przesłała ona odpowiedziała, że tak, a ja nie sprawdzałam, bo nie chciało mi się. Po 3 miesiącach z ciekawości, jakoś tak mnie tchnęło, żeby sprawić i nie przesłała mi oczywiście, tłumaczyła się później, że przez przypadek przesłała te pieniądze kuzynce (taaa :D). Poszłam na zakupy do reala i Kaśka poprosiła mnie żebym przy okazji kupiła jej pierogi za 5zł, akurat była promocja, że za 50 zł dostawało się kupon na loterie, ja dostałam dwa kupony i wygrałam 20 zł, jak przyszłam i się pochwaliłam ona stwierdziła, że wygraną powinnyśmy podzielić się po połowie, bo w rachunku były jej cenne pierogi :D

Pasek wagi

niezapominajka23 napisał(a):

Moja koleżanka w liceum miała pewnego chłopaka. Niestety okazał się nie tym jedynym i cudownym więc postanowiła się rozstać. Jednak, odkładała to aby dostać od niego prezent na urodziny, które miała za jakiś czas ;p 

hehehe dobre(puchar)

moj teść jest bardzo chytry ( wszystkie opisywane sytuację miały miejsce w okresie, w ktorym zarabial średnio 8 tys miesięcznie, więc nie mówimy o biednej osobie)

Ale zacznę od mojego ;-)

mój miał zwyczaje wyniesione z domu. Jak się poznaliśmy zaprosił mnie którymś razem na truskawki z makaronem. Miał truskawki, ale musieliśmy wstąpić po makaron. Wchodzimy do sklepu, wybraliśmy kokardki za ok 3 zł a on mnie pyta czy płacimy na pół... Także tego. Nie lubi jak mu o tym przypominam :-D

W ogóle nawet teraz po latach jeśli coś postawi to tylko na zasadzie wzajemności, bo twierdzi, że zarabiam i dlaczego ma płacić, jak mogę równie dobrze sama kupić. Nawet jestem pewna, że wydaję więcej na nasze utrzymanie, ale nie chce mi się przeliczac i z nim kłócić. Zarabiam, stać mnie, niech się wypcha :-P

Sytuacja z moim tesciem: biedronka, teściowa zrobiła zakupy do domu za około 50 -70 zł. Teść przy kasie ja stresuje, że nie może przekroczyć 60zł bo nie ma ani grosza więcej przy sobie, że ciężki miesiąc itd. Powtarza to kilka razy. Kolejka się posuwa, ta zestresowana, przelicza, wreszcie uspokajam ją że mam jakby co pieniądze, żeby nic nie odkładala. Wychodzi 58 zł, teść płaci, idziemy do samochodu, otwiera bagażnik żeby wypakowac zakupy, z bagażnika wypada neseser z dokumentami z jego firmy, a z niego wysuwa się na oko 1000 zł w stowach.

Sytuacja za czasów studiów. Teściowie jechali na zagraniczne wczasy na 2 tyg. Mój się dogadal z ojcem, że będziemy pilnować domu (nie mieszkaliśmy tam, przyjechaliśmy 150 kilometrów na jego prośbę,  a za sam przejazd daliśmy 50zl), ale ma nam zostawić kasę na jedzenie dla nas, jego młodszej siostry i kotów. Teść się zgodził, potem dał 200 zł i pyta czy starczy. My że ok, damy radę. Zostawił w kuchni. Po godzinie widzę, że podchodzi do miejsca gdzie położył kasę i coś bierze. Okazało się że zabrał jeszcze 30 zł, także w sumie 170 zł nam zostało na utrzymanie 3 os i zwierząt na 14 dni. 

Sytuacja z teściowa. Dostałam od niej na urodziny filiżankę w ozdobnym pudełku. Filiżanka stała u nich w salonie na komodzie, a pudełko w jadalni od dobrych 3 lat conajmniej. 

Teść. Czas studiów. Zabrał mnie i mojego na narty. Kupił sobie i synowi jeden karnet za 40 zł na pół. Więc jeden stał na dole jak drugi zjeżdżal.

Mint&chocolate napisał(a):

brisbane napisał(a):

znam takiego jednego faceta, straszliwe skąpiradło :P podrywał mnie ostatnio. więc taka sytuacja: ja jestem po pracy, on chce się spotkać. ja mówię: ok. jeżeli chcesz, możesz mnie zabrać na drinka. spotkaliśmy się w knajpie, którą on wybrał. zamówiłam sobie drinka, jakiegoś niedrogiego w każdym razie. on nie zamówił nic, bo powiedział, że nie chce mu się pić (WTF). jak mój drink został przyniesiony, to pytał się, czy może spróbować. dałam mu, a on wypił  z 1/3, no ale nic. w ciągu tego "spotkania" on próbował mnie przekonać, żebym wybrała się na jakąś imprezę z nim blablabla, że pięknie dzisiaj wyglądam, kadził mi że hej. na koniec powiedziałam mu: odprowadź mnie do samochodu (10 minut drogi od knajpy), to się zastanowię, czy pójść na tą imprezę. więc przychodzi czas, żeby zapłacić za drinka, kelnerka zmierza w naszą stronę, facet się podrywa do góry(myślę - chce zapłacić),i wymamrotał pod nosem "muszę do łazienki, ureguluj proszę rachunek", i dał dyla. zatkało mnie normalnie. zostawiłam banknot na stole, powiedziałam do widzenia pani kelnerce i zmyłam się z tej knajpy. jak byłam w samochodzie, to widzę, że ten facet do mnie wydzwania i wypisuje: "co z imprezą". boże....z tego, co potem o nim zasłyszałam, on taki jest. jego ostatnia dziewczyna rzuciła go przez to jego skąpstwo :P
Mam nadzieje ze drink bezalkoholowy był. Współczuję wam takich znajomych. Od niektórych historii włos się jeży na głowie.  W życiu nie spotkałam takich ludzi!

mówię drink, bo to nie rozgrywało się w Polsce i jakoś tak mi się utrwaliło, że na picie mówię drink :P bo drink po angielsku to nie koniecznie musi być alkoholowy ;P ;)

tak w ogóle, to myślę, że los mi stawia niektórych ludzi na drodze, żebym się więcej nauczyła.. ;) dlatego się cieszę, nawet z niektórych nieprzyjemnych sytuacji. ale dobrze, że Ty jeszcze się z takim czymś nie spotkałaś :P więcej wiary w ludzi masz. ;)

Trzy lata temu mama mojego męża zmarła na białaczkę. Ojczym męża kazał nam złożyć się na połowę pogrzebu. Dodam, że dostał zwrot pieniędzy za koszt pogrzebu z dwóch ubepieczeń - prywatnego i społecznego. Stypa była w domu ojczyma męża, jedzenie przygotowałam ja z mężem. Mąż nie mieszkał z mamą od 17 roku życia, głównie ze względu na toksycznego ojczyma. Nigdy mu nie zapomnę, że tak nas wykorzystał. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.