Temat: życiowi "nieudacznicy"

Mam "dopiero"23lata, kończę licencjat, robię podyplomówkę, marzę o dostaniu się na magisterkę. Jestem na dobrej państwowej uczelni. Na utrzymaniu rodziców, bo z powodu dużej ilości nauki poza korepetycjami nie jestem w stanie pracować jakoś konkretniej, czyli, jakbytu rzec: klepię studencką biedę i trochę pogrążam moich rodziców. Tyle o mnie.
Ostatnio  obróciłam sie wokoło i zauważyłam, że 3/4 moich znajomych ma już stałą pracę, ukończone studia (ja miałam rok poślizgu, bo przez rok studiowałam co innego), ewentualnie zakładają rodziny, otwierają własne intratne biznesy i... "trzepią kasę".
  zawsze sądziłam, że to inwestycja w dobre wykształcenie jest ważna. A oni w dużej mierze studiują lub ukończyli poślednie prywatne uczelnie, na licencjacie. Nie zazdorszczę im, tylko mam wrażenie, że gdzieś dokonałam złego wyboru, że już powinnam się usamodzielnić i odnosić sukces, zakladac własną firmę, być kreatywna, obrotna i przebojowa. A ja taka nie jestem. Czuję sie jak życiowy nieudacznik patrząc na moich rówieśników. Mam niecałe 23 lata, sądziłam, że to wiek, z jakiego mniej się dopiero startuje, ale widocznie byłam w błędzie...
Co robić? Jak to jest u Was? Jasne, że chcialabym dobrze zarabiac i odnieść sukces, ale nie umiem być obrotna ani egoistyczna, ani agresywna...
i co ma zrobić z zyciem taka dziewczyna jak ja, która całe życie sądziła, że to wartości i edukacja są najważniejsze i obudziła się dzisiaj z przysłowiową ręką w nocniku...?
Ojej, patasolko, to że jesteś na studiach i nie pracujesz to nie jest powód do zmartwień- jeszcze nie! Uwierz mi, szczęśliwi Ci co mogą w spokoju skończyć studia. Ja jestem na V roku studiów, od 3 lat pracuję i od 3 lat tak naprawdę nie miałam wakacji,a każdy dzień wolny w roku szkolnym mam...zajęty. brak czasu na cokolwiek, ale nie robię tego dla mojego widzi mi się- ja po prostu muszę! Kokosów nie mam, ale jest przede mną dużo czasu. przed tobą też! Nie martw się, osobiście uważam, ze jesteś na dobrej drodze.
Famous, a co studiujesz?
Pasek wagi
expression - gratulacje dla Mamy!!! Jednak nigdy nie jest za pozno!! :)

Ja mam 20 lat. Rok temu zaczelam studia wieczorowe/zaoczne, nie bylam zadowolona, bylo mi ciezko.
Stwierdzilam, ze od poczatku zaczne pierwszy rok i to na dziennych ( rok temu nie skladalam papierow nawet na dzienne) .
Mam nadzieje, ze teraz bedzie lepiej.
Mama mnie utrzymuje, a mi oczywiscie nie jest to na reke, chociaz wiem, ze sama sobie nie poradze.
Moje kolezanki z liceum zrezygnowaly w srodku roku, albo dopiero teraz zaczynaja nowe kierunki.
Nie jestem sama.
Zreszta po pobycie w Anglii i pracy wakacyjnej tutaj juz wiem, ze wyksztalcenie to podstawa.
Dlatego musze sie skupic i walczyc o to zeby pozniej nikt mi nie plul w twarz, bo bede "nikim" .

A Ty jestes na super drodze. Powodzenia!!
Pasek wagi
> Zaocznie Turystykę i Rekreację. Wiem, że studia
> nieciekawe i niezbyt przyszłościowe, ale po
> maturze jeszcze nie wiedziałam co chce robić i
> jaką drogę obrać. Zanim się zorientowałam, że to
> był zły wybór, byłam już na 2 roku. Czaję się
> teraz na jakąś fajną magisterkę ;)


jak dla mnie bardzo ciekawe.
i przyszlosciowe- turystyka jest i będzie.
Pasek wagi
Hehe moja mama studia licencjackie robiła w wieku...jakoś 44? :D
Ja się uczę i nie pracuję. I powiem Wam... jakoś nie mam wyrzutow sumienia. Niby mieszkam z rodzicami, bo studiuję w tym samym mieście, ale jest tak taniej w moim przypadku - książki teraz z biblioteki, a nie kupowane, jak to do szkoły trzeba było. Na imprezy nie chadzam, więc dużo nie wydaję, jak jeżdżę samochodem, to tankuje z kieszonkowego, które mam od dziadków, za konie płacę tak samo z kieszonkowego, także nie wydaję nic ponad to, żebym powiedziała, że ciągnę od rodziców. Poza tym sesję i wszystkie kolokwia pozaliczałam w pierwszym terminie (kurde, jedyne postanowienie noworoczne które mi się udało, a diety trzymać to ni ma komu), poświęcając dużo czasu na naukę naprawdę, więc w sumie jestem zadowolona i nie tęsknię za pracą. Chociaż wiadomo, na 3 roku pewnie pójdę, teraz pilnuję, żeby nie wyrzucili połowy roku przez chemię (mnie konkretnie :D ), jak to w tym się stało :D
Pasek wagi

Kojfel jakbyś musiała na pewno byś sobie sama poradziła, bez pomocy rodziców :)

Moi rodzice w wakacje gdy skończyłam 1 rok studiów powiedzieli: No, to teraz już musisz sobie sama radzić :D

Myślałam, że żartują. Jednak mówili poważnie ... 

Od października zaczynam V rok studiów dziennych i mam stałą pracę. Także pracuję i studiuję jednocześnie, mieszkając ze znajomymi na własnym utrzymaniu.


Dziewczyny, muszę Wam powiedziec, ze jesteście naprawdę niesamowite. Dlatego kiedy tylko mogę (bo w mieszkaniu, które wynajmuję na studiach nie mam internetu)to tu wpadam. Wiele z Was cholernie mnie inspiruje, a do tego, każda z Was (nas) jest zupełnie inna i każda w jakiś sposób usiłuje utrzymać sie na powierzchni i jeszcze wyjść na swoje z podniesioną głową. Ponieważ jeszcze (trzymajcie kciuki, bym zdała licka i dostała się na mgr :)) przede mną 2 lata studiów, to zrobiłam sobie pewien  plan dwuletni, który chciałabym wykonać. Mam nadzieję, że się uda. A jeśli się uda, to sobie pomyślę, że wcale nie taki ze mnie nieudacznik (oby...).
Tak też sobie myślę... czy to nie jst tak, że sobie myslimy często "no jak już to zrobię/osiągnę/dostanę się... to będzie naprawdę znaczyło COŚ" a jak już to osiągamy to bagatelizujemy to osiągnięcie, nie cieszymy sie nim tak bardzo, tylko wymyslamy kolejną górą, za którą niby dogonimy horyzont.
Moim zdaniem w dzisiejszych czasach większość studiów jest tylko po to by się samodoskonalić ale czy jakoś to wpłynie na zarabianie, na pracę to szczerze wątpię. Chodzi mi tu zwłaszcza o przedmioty humanistyczne. Doszłam też do wniosku że lepiej jest nie kończyć żadnych studiów i rozkręcić jakiś własny interes, zarabiać na tym a dopiero później się samodoskonalić. Dlaczego większość uważa że nie powinno się przerywać toku nauki po skończeniu liceum/technikum?

ja osobiście jestem w 2 LO, nie mam zielonego pojęcia co będę studiować (o ile będę coś studiować), wiem że chcę zdać maturę z biologii dla własnej satysfakcji i tyle. Zamiast studiów lepiej znaleźć sobie prace i zacząć myśleć o przyszłości, rodzinie, uczyć można się przez całe życie w końcu.
Ja również studiuje dziennie, nie pracuję. Wiem, że mogłam sobie znaleźć pracę chociaż na wakację, ale nie zrobiłam tego. Nie wiem dlaczego, ale boję się. Na początku studiów pracowałam jako kelnerka, jednak szybko pod namową rodziców i chłopaka zrezygnowałam. Od tamtego czasu nie mam nawet odwagi napisać CV. Zdałam licencjat teraz szykuje się na studia II stopnia. Czuję się jak pasożyt chociaż wszyscy usilnie mnie przekonują, że studia są najważniejsze i pracować będę po ich ukończeniu. Przeglądam strony z ciuchami i innymi pierdołami i żal mi ściska tyłek, że nie mam swoich pieniędzy. Z moim licencjatem mogłabym już spokojnie startować w konkursach, starać się o pracę w urzędzie. Mogłabym sobie już życie ułożyć, ale gdzieś tam w środku czuję, że potrzebuje mgr i że warto jeszcze te 2 lata pożyć na łasce rodziców. Teraz czuję się jak śmieć i pogrążam w coraz to większej depresji. I wiecie co? To wszystko przez te cholerne wakacje! Mam nadzieje, że w październiku wszystko wróci do normy i znowu nie będę mieć na nic czasu...
A ja Wam powiem tyle... Studiowałam dziennie prawo. Uhuu zajęć może nie dużo, ale za to nauki dla mnie w cholerę, więc ciągle siedziałam i się uczyłam. Niewiele pracowałam podczas studiów. Jedyne co mi się udało to wyprowadzić się z domu. Rodzice pomagali. Jakoś było. Po studiach wszystko jakos się ułożyło. Znalazłam pracę, najpierw jedną, potem drugą lepiej płatną, ale nadal za średnią kasę. Poszłam na studia podyplomowe i doktorat zaocznie, więc po pracy przez jakiś czas miałam jedne i drugie studia na raz. W międzyczasie znalazłam chłopka, mieszka ode mnie 70 km więc jeszcze w każde wolne chwile próbowaliśmy razem spędzać czas, żeby zbudować jakiś związek. Jak to się skończy to jeszcze nie wiem, ale się dalej toczy. Na aplikację nie poszłam i nie wiem czy pójdę na jakąkolwiek. W końcu, po pracy studiuję i się uczę. Próbuje się odchudzać, więc w wolne chwile w zajętym życiu chodzę na bieżnie, steper, biegam, ćwiczę, jeżdzę na rowerze itd. Mieszkam sama więc muszę zadbać o wszytsko sama - zakupy pranie sprzatnie itd. Wstaję o 5.30 rano  , siadam wieczorem o 20.00 lub 21.00.  I co? Widzę, że są znajomi, którzy potrafią więcej. A ja się pytam jak? Jak oni to robią? Że ja się czuję przy nich źle. że oni mają więcej osiągnięć? Nie wiem jak? Niby jest wiele znajomych, którzy mi mówią, zobacz, ile ty rzeczy robisz, ile masz spraw na głowie, nigdy Ci się nie nudzi, a my to dopiero nic nie robimy, chodzimy do pracy, po pracy do domu i nic. A ja mam niedosyt. Czuję, ze za mało aktywna jeszcze jestem. Że powinnm więcej i więcej. Pieprzo...y wyścig szcvzurów. Po co nam to wszystko?

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.