Temat: facet, pieniądze, podział :/

Jest tak:
 - ja: studentka dzienna, nie pracująca (na utrzymaniu rodziców, nie mam możliwości pogodzenia z pracą) (22 l.)
- on: po studiach zaocznych, od kilku lat pracuje, bardzo dobrze zarabia (26 l.)

W czym tkwi problem? Mieszkam z facetem, do którego nie dociera, że mnie nie stać na wszystko, na co stać go. On miesięcznie zarabia 6tyś, ja mam 1.6tyś, za co muszę opłacić drugą szkołę, bilety, rachunki za tel i internet, mieszkanie itd.
Jak gdzieś wychodzimy (kolacja, impreza, kino), każdy płaci za siebie, kilka razy było tak, że "przeholowaliśmy" (jak dla mnie)w knajpie i rachunek wyszedł ok 300zł. Potem ja ledwo wiążę koniec z końcem pluć sobie w brodę.
Raz, czy dwa zaproponował z grzeczności (dało się wyczuć), że on zapłaci całość, ale odmówiłam oczywiście.
Ciągle snuje plany dokąd można pójść, gdzie pojechać, a ja się w środku gotuję ze złości.
Tłumaczyłam mu, że jesteśmy w innej sytuacji finansowej. Niby coś tam zrozumiał, przystopował.. ale po czasie znów to samo.
Nie należę do dziewczyn, które wymagają od partnerów, żeby za nich za wszystko płacili, ale było by miło, gdyby zaprosił mnie na  kolację, czy do kina i chociaż raz zapłacił, a nie z łaski rzucał, że może on pokryje całość :/
Kilka razy zdarzyło nam się pójść z jego 2 znajomymi (para) na imprezę, gdzie MÓJ CHŁOPAK za nich płacił. Stawiał koledze piwo, koleżance drinka "bo oni mają teraz krucho z kasą" (chociaż mieszkają z rodzicami), przy okazji i mi ofiarował drinka. Jak wychodzimy sami, taka sytuacja nigdy nie ma miejsca.

Czuję się strasznie i nie wiem co mam z nim zrobić. Przecież mówiłam mu, że nie mogę szastać pieniędzmi, a tu nic :/
Może przesadzam, nie wiem.. Doradźcie, co zrobiłybyście na moim miejscu?
Ja bym jeszcze raz otwarcie powiedziała mu, że nie mam kasy na takie wyjścia i przez następne miesiące muszę zacząć oszczędzać. Że po opłaceniu mieszkania, szkoły i biletów zostaje mi tyle i musi mi to starczyc na jedzenie, studia, chemię, ciuchy i przyjemności. Że zaczyna się wiosna i więcej czasu moglibyśmy spędzić np. aktywnie na dworze, na wyjścia do kina czy na kolację w najbliższym czasie mnie nie stać, że zmieni się to kiedy (to już Ty wiesz - jak skończysz studia?)
Chcesz wybrnąć z tego, to jak on coś zaproponuje, to się zgadzaj. Chyba nie mówi Ci, że idziecie gdzieś i czy masz akurat kase? Musisz nauczyć się przyjmować to co on daje.
1,6 zl masz na mc?
ja mialam 650 zl z czego 400 placilam za miejsce w pokoju...reszta bvyla na jedzenie, tel,disco, alko etc

Co do problemu to dziwny ten facet..mysle, ze gdyby mu zalezalo na Tobie to by sie inaczej zachowywal..
Pasek wagi
Współczuję Ci takiego faceta... W moim związku pieniądze na szczęście to żaden problem. Mój facet doskonale rozumie fakt że mam mniej kasy niż on (ja studentka tylko z stypendium naukowym i ewentualnie jakimiś sezonowymi pracami za grosze, on pracujący i mający 3,5 tys/m-c). Jesteśmy ze sobą 6 lat, ale nigdy nie pozwolił mi płacić za siebie w knajpie czy kinie, nawet nie było mowy żebym ja za siebie płaciła gdy on zaprasza. U niego to jest takie naturalne. Jeśli jedziemy na wakacje to zawsze się składamy, ale w praktyce wychodzi to tak że moja część idzie na moje przyjemności i zakupki, a jego część na dojazd i nocleg ;) Nie zawsze mi się to podoba, ale on jest tak nauczony. U niego w domu to ojciec jest odpowiedzialny za rachunki i wydatki żywnościowe, a mama swoją wypłatę przeznacza na własne przyjemności. Po wielkich kłótniach z mojej strony jedynie co zdołałam wynegocjować to to, że dwa razy w miesiącu da się zaprosić do jakiejś knajpki i na obiad i JA płace ;) Myślę, że powinnaś zastanowić się nad swoim związkiem. Sfera finansowa nie może stwarzać takiego problemu, bo co później gdy będziecie chcieli się urządzić, kupić coś do domu, czy chociażby pojechać na wakacje? Całe czas będziecie rozdzielać wydatki? Ja kupie stół, a Ty biurko? Bez sensu. Jak żyć wspólnie to we wszystkich sferach, a nie tylko w tym co jest wygodne. :)
Dla mnie decyzja o wspólnym zamieszkaniu pary to decyzja o budowaniu wspólnego życia a nie tylko sposób by uniknąć np. kontroli rodziców i zyskać szansę na swobodne życie seksualne. Nie kumam zatem waszego układu finansowego totalnie.

Jeśli wspólnota nie wyszła naturalnie to przy takiej dysproporcji dochodów i stylu życia jakie twój partner preferuje wyjściem uczciwym byłoby odkładanie na wspólne przyjemności, ale proporcjonalnie do dochodów - czyli na wypady każdy w miesiącu daje nie po połowie tylko np. po 10% posiadanej kasy.  Zatem on 600 ty 160. A jak będziesz zarabiać to dokładać będziesz więcej.
Pasek wagi
i zgadzam się w pełni z Irishya- w moim związku mój męzczyzna już na początku dał mi do zrozumienia, że "co moje to i Twoje" chociaż wtedy nie miał akurat zbyt dużo. ;) W związku trzeba umieć rozmawiać o finansach niezaleznie od tego czy planuje się wspólnu budżet czy dwa odzielnne. Ja osobiście wolę wspólny budżet  na duże wydaki i codzienne życie plus trochę własnej osobistej gotówki na własne małe przyjemności- u mnie się sprawdza. Jeszcze przed ślubem jak mieszkaliśmy ze sobą miesliśmy dwa odzielne konta ale nasz wkład do "wspólnej kasy" był procentowo ustalany od naszych dochodów- każdy dawał 70% tego co zarabia- na rachunki, jedzenie, zakupy sprzętu. W praktyce ja kupowałam jedzenie, maż płacił rachunki/raty kredytu. Jeśli coś zostawało- można było oszczędzić. I każdy z nas ma jakieś poczucie wolności finansowej- dwa oddzielne konta i bo ze swoimi 30% może zrobić co chce- odłożyć lub wydać na coś co dla niego jest ważne a czasem po prostu przehulać ;)
miałam podobną sytuację - zamieszkałam z facetem na moim 3 roku dziennych studiów (a studiowałam prawo i też cięzko było to pogodzić z pracą, ciągle robiłam jakieś praktyki), tylko ja miałam miesięcznie mniej kasy od rodziców (dla mnie zostawało 900 zł.). trochę pracowałam zdalnie (pisanie artykułów) więc w ten sposób trochę dorabiałam. może też spróbuj poszukać takiej pracy - nie zajmuje wiele czasu, godziny są elastyczne, zawsze to dodatkowy pieniądz.

musisz sobie przemyśleć, ile znaczy dla ciebie ten związek. czy planujesz przyszłość z tym mężczyzną? czy on (poza wspomnianą kwestią) jest dla ciebie dobry? jakie macie plany (w tym wspólne) na przyszłość? czy w ewentualnej wspólnej przyszłości jesteś w stanie zaakceptować jego plany? czego ty oczekujesz od życia po studiach (kariera, dziecko itp.).
no i sama zrób sobie rachunek sumienia, czy ty potrafisz oszczędzać.
jeżeli to są pierwsze miesiące dla was wspólnego mieszkania, to oboje musicie się siebie nawzajem nauczyć, swoich potrzeb.

myślę, że na twoim miejscu po pierwsze pogadałabym z nim na poważnie o mojej sytuacji finansowej (wbrew pozorom jak na studentkę to masz całkiem sporo kasy moim zdaniem) - ale nie w wersji roszczeniowej, tylko co razem możecie zrobić.
np. powiedz, że zależy ci na wspólnych wakacjach, ale masz mniej kasy, dlatego chciałabyś na nie zaoszczędzić i będziesz gotować w domu (oczywiście niech on też robi coś w zamian np. zajmuje się praniem i zmywaniem). pokaż, że potrafisz coś od siebie dać. no i w restauracji też musisz bardziej się kontrolować! wybacz, że to powiem, ale rachunek 300 zł. za restaurację w życiu studenckim??? no proszę cię - to coś Ty zjadła? ;-) skoro idziecie do drogiej knajpy, to weź sobie tańszy posiłek - jakąś elegancką zupę czy sałatkę. jak Twój facet spyta, czemu tak mało, to powiedz, ze oszczędzasz, bo chcesz pojechać na wakacje z nim. zobaczysz, co zrobi....

poza tym nie chcę Cię straszyć, ale czasy są na tyle ciężkie, że wcale nie jest powiedziane, że po studiach będziesz mieć więcej kasy, a może być tak, że przez jakiś czas będziesz mieć nawet mniej.

bardzo dużo też zależy (a nic o tym nie piszesz) czy długo jesteście razem, jaka jest wasza relacja. ja na początku jak zamieszkałam z facetem to wszystko dzieliłam na pół (opłaty za zakupy, w restauracji płaciliśmy każde za siebie), a pod koniec narzeczeństwa to już dysponowałam "a za tę twoją wypłatę kupimy nowe meble" :-P
Pasek wagi
my mieszkamy razem rok, mialam swoje dochody a partner swoje. ja oplacam swoje zobowiazania, partner swoje, dokladalam sie do rachunkow, za reszte kupowalam co potrzebuje i cos do jedzenia. partner wyplacal i z tego kupowalismy jedzenie. jak wychodzilismy to zalezy kto mial kase. czasem byla zrzutka ze znajomymi a czasem ja zaplacilam wiecej, a czasem partner

 teraz ja jestem na utrzymaniu taty i po czesci partnera. kiedy ja mam kase to place ze swoich, kiedy partner to wydziela mi jakas kwote na zakupy a ja staram sie kupic ekonomicznie wszystko co potrzebujemy. nie wychodzimy co prawda bo nam szkoda kasy np na kino ktore zezre z 60 zl za byle gowno  a w domu moge to luknac na spokojnie za darmo, to samo z alkoholem. siedzimy raczej w domu, znajomy przyjdzie.
partner nie przyznaje sie tylko do samochodu ktore jest moje i mojego taty. auto placi moj tata, w sumie on mi je kupil mimo ze wiedzial jakie mam dochody a raczej brak
Pasek wagi

GranCambio napisał(a):

dajen90 napisał(a):

ale pamiętaj to idzie w dwie strony Ty również mogłabyś zacząć to robić (albo zrobić mu romantyczną kolację w domu)
teraz pewnie wyjdę na idiotkę, ale cóż ;) kilka razy w tygodniu robię obiad.. oczywiście dla 2 osób, bo tak mnie w domu nauczono, że "wypada" tak robić i "powinnam".


to może zwróć mu uwagę "dzisiaj ja dla Ciebie obiad zrobiłam to może Ty mnie jutro na niego zaproś?" :)
Aha dodam, że w moim związku nigdy nie było dzielenia na pół- zawsze stawiała jedna osoba (ten kto mógł, kogo było stać) były czasy, że wyjścia do restauracji fundowałam ja bo tylko ja pracowałam i musiałam dorabiać (gdyż moje dochody zżerały opłaty), żeby stać mnie było na przyjazd do innego miasta i wybranie się właśnie ta taką kolację ;) Mąż odwdzięczał się robieniem kolacji w domu, szukaniem miejsce gdzie można spędzić czas bez opłat (ah te czasy studenckie ;)). Dziś jest zupełnie na odwrót- sporo rzeczy funduje mi mąż bo zarabia dwa razy tyle co ja. I jeszcze nigdy mi nic nie wypomniał. Już prędzej ja czasem mówię- pora przystopować, żyjmy oszczędniej. Oczywiście czasem mamy jakieś ale do naszych planów finansowych np. mi nie podobał się jego pomysł na zainwestowanie pieniędzy... ale póki co jakoś zawsze bez kłótni dogadujemy się i wypracowujemy wspólne stanowisko.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.