- Dołączył: 2009-01-12
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 2145
3 stycznia 2013, 23:19
Dziewczyny proszę Was o radę. Zacznę od tego, że od prawie 3 lat jestem w związku z przecudownym facetem. Tak, on jest przecudowny, ale gorzej jest ze mną... Nie wiem jak on ze mną wytrzymuje. Niestety genetycznie jestem obdarzona ciężkim charakterem (po tacie). Choć na ogól jestem naprawdę spokojna i grzeczna to bardzo łatwo wyprowadzić mnie z równowagi, jestem nerwowa, wymagam wiele a sama z siebie nie daje nic. Robie facetowi awantury o byle co, że np. nie usłyszy jak coś do niego powiem w tej sekundzie w której ja akurat sobie tego życzę, albo powie coś inaczej niż ja bym chciała, kiedy zaśmieje się ze mnie a mi się to nie podoba (w danej chwili bo ogólnie potrafię śmiać się z siebie). Męczy mnie mój beznadziejny, rozchwiany charakter, skrajne emocje... i wiem, że jego też. Jest cudownie, naprawdę się kochamy, nie wyobrażam sobie życia bez niego :( ale nawet jak jest super to za chwile coś mi się nie spodoba i jest awantura. Nie radze sobie z tym chociaż chciałabym...:( Wiem, zaraz posypią się komentarze w stylu że jak się czegoś chce to się to robi... ale ja nie panuje nad emocjami, nie umiem. A potem żałuje, potem żałuje i płaczę w domu, że nie potrafię trzymać języka za zębami. Nie znam lepszego faceta od niego...zrobi dla mnie wszystko, rozpieszcza mnie i było tak od początku jak się poznaliśmy - może tu właśnie leży problem, od początku był taki i to dla mnie na tyle normalne że przestałam to doceniać:(. Nie rozumiem jak można ni doceniać takiego faceta, koleżanki mi go zazdroszczą a ja sama robie wszystko żeby to zepsuć - choć naprawdę nieumyślnie, nie chce tego:( Tak naprawdę to nie wiem czego mogę od was oczekiwać, przecież zmiana musi zacząc się we mnie, ja muszę to zrobić, ale... może któraś miała podobnie, poradziła sobie z tym jakoś... ?
- Dołączył: 2009-02-24
- Miasto: Grecja
- Liczba postów: 178
4 stycznia 2013, 13:16
Nie wiem czy się z tego wyrasta? Chyba nie:) Też jestem "pokręcona". Małżeństwo od 10 lat. Myślę, że trzeba dużo rozmawiać. Mąż wie, że przed @ "bez kija nie podchodź" Mówię głośno, ostrzegam:))) Jak czuję że się nakręcam to mówię mu to:) Mi pomaga dużo ruchu, takie mocne zmęczenie fizyczne, wyładowanie emocji. Jakiś czas miałam tak, że ja czułam że "fisiuję" to wsakiwałam na rower i po 10 km w terenie "puszczało". Zmiana nastroju z sekundy na sekundę bez powodu. Mąż miewa zły humor wtedy kiedy ma poważny powód. Ja mam bez powodu. Dosłownie od euforii do rozpaczy. Powody śmieszne, dziecinne. Poprostu jakby był taki jak ja to chyba byśmy ze sobą nie wytrzymali tygodnia. Zdaję sobie sprawę z tego,że bywam zołzą. Staram się bardzo ale nieraz nie panuję nad tym.
- Dołączył: 2009-01-12
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 2145
4 stycznia 2013, 13:21
No hormony na pewno w końcu ma się dopiero te 20 lat - nawet nie całe:P
Ale wydaję mi się, że najpierw muszę pracować nad sobą sama, nie wybieram się do psychologa, daje sobie czas.
W tym roku rozpoczynam pracę nie tylko nad swoją wagą i ciałem, ale też charakterem i emocjami. Jestem dobrym człowiekiem, ale chce być przede wszystkim człowiekiem opanowanym!
4 stycznia 2013, 13:27
Kurczę. Czytając to, poczułam się jakby to było napisane przeze mnie..
4 stycznia 2013, 13:28
powiem tak, faceci lubią takie małpy
4 stycznia 2013, 14:06
hm nie jest latwo sie zmienic ale na pewno warto bo mozesz wszystko zepsuc. przedewszystkim powinnas z nim porozmawiac szczerze i powiedziec to co powiedzialas nam. skoro cie kocha na pewno cie wesprze w twoich wysilkach aby naprawic wasze relacje. ttlko szczera rozmowa z partnerem moze pomoc ci zaczac pracowac nad soba. moj maz mial trudny charakter i robil chyba wszystko zebym go zostawila. ale zawsze gdy wpadal w zlosc lub robil cos co bylo dla mnie bolesne rozmawialam z nim zaczynajac zawsze od pochwal ze go doceniam to co robi ale ... i tu mowilam o tym jak sie czuje gdy mnie zle traktuje. moj maz walczyl ze soba i walczy nadal bo wstydzi sie mnie ranic. wiec uswiadomienie sobie we dwoje problemu i wspieranie w dokonaniu zmian przynosi swietne rezultaty. zycze powodzenia mam nadzieje ze dojdziecie do takich relacji ze oboje bedziecie szczesliwi!
- Dołączył: 2009-01-12
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 2145
4 stycznia 2013, 14:12
Sophe78 napisał(a):
powiem tak, faceci lubią takie małpy
Problem w tym, że ja mam dosyć bycia małpą...Nie chce nią być.
4 stycznia 2013, 14:20
Ja tak miałam... ale czy jeszcze mam?
2 lata temu wyprowadziłam się na studia. Kiedy zaczęłam być odpowiedzialna sama za siebie, nikt nie narzuca mi swojego zdania, nie układa mi rozkładu dnia (chodzi tu o rodziców) - zaczęłam być ostoją spokoju. Jeśli mi coś nie wyjdzie, mogę mieć pretensje tylko do siebie. Moim zdaniem wyprowadzka z domu najbardziej mi pomogła w oswojeniu swoich wybuchów agresji. Nie przynoszę problemów z uczelni do domu, z domu na uczelnie, z uczelni do pracy... i żyje mi się lepiej :)
Czasem kiedy mojego faceta mam już dość, bo spędzamy ze sobą za dużo czasu to mówię mu, że potrzebuje troche prywatności. Wole żeby wtedy sam poszedł na siłownie, a ja w tym czasie zrobiła sobie manicure, poczytała gazete... To lepsze niż kolejne pare godzin kłótni :)
A, i co jeszcze! Tabletki antykoncepcyjne zlikwidowały humory i napięcie przedmiesiączkowe ;) POLECAM ;D
4 stycznia 2013, 14:26
radze sie ogarnąćw pore bo pozniej moze byc za pozno...
- Dołączył: 2010-04-12
- Miasto: Liverpool
- Liczba postów: 1415
4 stycznia 2013, 14:29
ja mam IDENTYCZNIE!!!!! czesto sie zastanawialam, jak on ze mna wytrzymuje. juz 6lat :) dzieki niemu wiele sie zmienilam, ale czesto mam takie wybuchy. ostatnio bylo najgorzej, trzymal w reku talez z makaronem z sosem pomidorowym a ja mu tak ten talerz chlastnelam to na niego i na cale lozko polecialo. wstyd mi za to i obiecalam sobie ze juz nigdy sie to nie powtorzy. ja zawsze obwiniam hormony za takie humory. moze czas przestac obwiniac wszystko inne zamiast siebie i wziac sie solidnie do roboty. moje noworoczne postanowienie to przestac narzekac na wszystko i marudzic, i koniec z pretensjami do niego ze buty zdjal dopiero w pokoju a nie w przedpokoju i inne takie blahostki ktore naprawde nie zasluguja takiego potraktowania. bede probowac i probowac az w koncu mi sie uda. ciezka praca chyba mozna to osiagnac, a przynajmniej zminimalizowac. co z tego ze tyle sie darlam i mialam racje, jak czlowiek moze sie w zyciu mylic i popelniac bledy. ja jestem tak dokladna ze jak ktos popelnia blad to dla mnie to jest nie do pomyslenia, dlatego tak wybucham.
a jak to osiagnac? nie wiem, metoda prob i bledow. moze zaczne od odliczania od 10, glebokie wdechy i wydechy, moze przywolywac jakies wspomnienie kiedy to ja cos zle zrobilam i jak wtedy sie czulam, gdy ktos na mnie nawrzeszczal, albo jaki ten maz jest dla mnie dobry - najlepsza rzecz jaka dla mnie zrobil moze sprawi ze nie krzykne na niego tym razem.
zycze nam wszystkim borykajacym sie z tym problemem POWODZENIA:)
- Dołączył: 2012-01-27
- Miasto: Częstochowa
- Liczba postów: 263
4 stycznia 2013, 14:34
ojjj... mam ten sam problem. Denerwuje się, a w sumie nie mam powodów. Czasem, aż gotują się we mnie emocje i zbyt szybko wypowiadam niemiłe słowa. Oczywiście potem żałuje, ale jestem zbyt dumna żeby przyznać, że nie miałam racji. Potrafię tak zakręcić żeby wyszło na moje, że facet nie ma szans... głupie to :(