Tak, poszłam od pierwszego roku na dzienne. Poszłam na zaoczne, bo chciałam iść do pracy i sama się utrzymywać. Wyszłam na tym jak Zabłocki na mydle. Cały rok szukałam pracy, i doopa. ( A mieszkam w mieście wojewódzkim- tragedia! ). Co miałam jakąś pracę, to po miesiącu coś wychodziło nie tak. Ciągle byłam wściekła, bo w ciągu tygodnia ciągle myślałam o tej nieszczęsnej pracy, a w weekendy chodziłam do szkoły. do tego studia zaoczne mają to do siebie, że tam raczej idą ludzie w starszym wieku, tacy, którzy coś później chcą osiągnąć, albo tacy, którzy chcą podnieść kwalifikacje, aby dostać awans w pracy. W mojej grupie było tylko kilka osób, które były jak ja świeżo po maturze. Reszta, to były takie ciotki klotki, bieżące tematy to były ich wnuki, emerytury, renty, prace (było 6 kobiet pracujących na poczcie). nie było mowy o wyjściu z grupą na piwo, bo i kiedy ?w tyg praca, w weekendy szkoła. No i tu musisz uczyć się sama, sama szukać notatek itd, tu wykładowcy tylko tak jakby rzucają hasła, cięzko ogarnąć wszystko w jeden weekend.
Jeśli chodzi o kredyt, to dowiedz się, czy jesli teraz skończysz ten rok, a od października pójdziesz na nowy kierunek, to czy nadal masz ciągłość kredytową? Może wtedy wcale nie będziesz musiała spłacać od razu?
Powiem Ci tak, nie śpiesz się do dorosłego życia. Do pracy będziesz chodzić do 67 roku (hehe), studiuj póki możesz, naprawdę. Ja jestem rok w plecy, do tego jestem po technikum, czyli tak jakby dwa lata. Ale nie żałuję, jestem na drugim roku, a jestem z 1989r.
Poza tym będąc na dziennych też możesz sobie znaleźć jakąś pracę dorywczą dla studenciaka.
Przemyśl wszystko.