- Dołączył: 2010-03-21
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 522
18 grudnia 2011, 20:01
No to po kolei. W pierwszej klasie gimnazjum zaczęłam się odchudzać; z 64 kg schudłam do 44, przy wzroście 165 cm. Byłam za chuda, ale do mnie to nie docierało, no ale nic, w końcu byłam zadowolona ze swojego wyglądu, i mogłam zacząć jeść "normalnie". Podczas tej diety, czyli w ciągu sześciu miesięcy ani razu nie zgrzeszyłam, żadnych słodyczy, nic, nic, nic. No i kiedy ją skończyłam, zaczęło się. regularne wpieprzanie. Teraz jestem w pierwszej klasie liceum i nadal się nie ogarnęłam. Od prawie trzech lat jest to samo - "od jutra". Mój problem polega na tym, że albo nie jem wcale, albo aż do przejedzenia. Niestety najczęściej zdarza się to drugie... Rano budzę się z zamiarem odchudzania, a w szkole na ostatnich lekcjach myślę tylko o tym, co kupię w Biedronce, żeby się nażreć. Chociaż nie zawsze to tak wygląda; czasami już wieczorem wiem, że następnego dnia po szkole się najem , tak "ostatni raz". Przez to nie mam żadnych znajomych, bo po szkole wolę jechać do domu i się nawpieprzać niż wyjść gdzieś z ludźmi, a po wszystkim płaczę, że jestem sama. Nie mam kompletnie nikogo z kim mogłabym porozmawiać, i to tylko i wyłącznie moja wina. I, mimo że wiem o tym, nie potrafię nic ze sobą zrobić . Ojciec mnie nienawidzi, wiem, że chciałby, aby jego córka była inna, na początku miałam o to do niego żal, ale z czasem doszłam do wniosku, że przecież ma rację. Chciałabym żyć jak normalna nastolatka, spotykać się ze znajomymi , korzystać z młodości. Chcę coś zmienić, ale jedzenie okazuje się dla mnie ważniejsze. Ważę teraz 70 kg. Czasami myślę sobie, jakie moje życie było piękne zanim zaczęłam się odchudzać... Miałam przyjaciół, życie towarzyskie, miałam wszytko. A teraz nie mam już nic. Nie wiem po co to tu piszę, muszę to chyba gdzieś wyrzucić, przepraszam, że zaśmiecam forum... W każdym razie, była któraś z was w podobnej sytuacji, tzn jedzenie niszczyło wam życie, jak wam się udało z tego wyjść?
- Dołączył: 2011-07-11
- Miasto: Jesiennie Wzgórza
- Liczba postów: 3103
18 grudnia 2011, 21:05
fcuk0, głównie psycholożka stawiała no rozmowę o problemach przez które jem..
18 grudnia 2011, 21:07
a ja pisze, że mi dała wizyta, ale u PSYCHIATRY!! myślicie, że same sie tego pozbędziecie? przecież odpowiedź jest jedna - nie jesteście na siłach, nie mówie tego żeby Wam zrobić przykrość ale same spójrzcie na swoje posty... jeśli nie spróbujecie lekarza to sie nie dowiecie. wiadomo, zawsze są osoby, którym nie pomaga.
- Dołączył: 2010-03-21
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 522
18 grudnia 2011, 21:05
okolice Tarnowa.
Z mamą to jest różnie, raz lepiej, raz gorzej, ale nigdy w życiu jej się z niczego nie zwierzałam, tym bardziej nie mogłabym powiedzieć jej o moim problemie z jedzeniem...
- Dołączył: 2011-12-09
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 3677
18 grudnia 2011, 21:06
Warto po to żeby odpowiedzieć sobie na to pytanie. Ja wiem że nie było warto ale to moje zdanie i u Ciebie wizyta może zmienić wszystko. Ja trafiłam jakos tak że przez 60 minut musiałam mówić o wszystkim i o niczym a ta babka zadała może ze trzy pytania. jak ja kończyłam mówić to następowała cisza więc mówiłam dalej w sumie to co mi ślina na język przyniosła (tylko wiadomo że w miare w temacie, nie gadałam o pogodzie) na końcu ona powiedziała że możemy się umówić jeszcze na 1-2 konsultacje a potem zdecyduje czy chce terapię indywidualną czy grupową, ale więcej nie poszłam.
18 grudnia 2011, 21:08
i nie masz możliwości dojazdu autobusem gdzieś do darmowego psychiatry?
moim zdaniem musisz zebrać sie na odwage i powiedzieć mamie. jakichkolwiek kontaktów byś z nią nie miała, to Twoja matka. zresztą z tego co piszesz nie macie złych relacji więc tym bardziej.
- Dołączył: 2010-03-21
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 522
18 grudnia 2011, 21:10
najbliższe większe miasto to Kraków, pociągiem 1.5 godziny...
- Dołączył: 2011-11-12
- Miasto: Wrocław
- Liczba postów: 118
18 grudnia 2011, 21:17
JA PIERDOLĘ. Przepraszam, musiałam. Nie byłam się jeszcze wyspowiadać.To Internet. Wina XXI, naiwności i Internetu. Społeczeństwo wszystko chłonie jak gąbka wodę. Nie żyłam w latach osiemdziesiątych, ale wtedy raczej nie było ani mass media, ani takiego dostępu do slodkości, jak jest teraz. Żyjemy w chorym społeczeństwie, które nawet nie potrafi sobie pomagać. Zobaczcie, ile dziewczyn ma problem z odżywianiem, ile przyznaje się do tego anonimowo i próbuje z tym walczyć. Kompulsy, bulimia, anoreksja, efekt jojo, chuda, gruba, chuda, gruba, gruba, gruba... To nie jest straszne?
W powyższych słowach nie ma agersji, jest ogólna nienawiść do świata. Dziękuję.
18 grudnia 2011, 21:18
dlaczego te trzy kropki na końcu... kochana przecież wszystko da się zrobić. 1,5 godziny? da się jakoś wykombinować, albo wsiadasz w pociąg i jedziesz sama (tylko nie po nocy!!:P) i jesteś w krakowie, przedtem tylko sie musisz umówić na wizyte. albo powiedz mamie. no naprawdę uwierz, wiele rodziców jest zimnych itp, a jak przychodzi co do czego to sie martwią jak szaleni o swoje dziecko.
ciastkowe zgadzam się, przeraża mnie to ale co zrobić? co my możemy, 5 osóbek które sie tu udzielają, na skale całego świata? jedyne co, to właśnie pomagać tak, jak staramy się tu na tym forum. Twoja wypowiedź brzmi trochę jak naskoczenie na dziewczyny, które mają problemy - mam nadzieję, że po prostu ja trochę źle to zinterpretowałam.
Edytowany przez d8c1afe479e1a2f862243adad130fc9a 18 grudnia 2011, 21:19
- Dołączył: 2011-12-09
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 3677
18 grudnia 2011, 21:18
Zjednej strony 1,5 h z drugiej...nie wierzę że z tego można wyjść samemu. Może ewentualnie po zmianie środowiska, ale skoro jesteś w 1liceum to na to się na razie nie zanosi. na Twoim miejscu bym to rozważyła.
- Dołączył: 2010-03-21
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 522
18 grudnia 2011, 21:22
no i bilety też kosztują, co by tu dużo mówić...