Temat: nie daję rady.

No to po kolei. W pierwszej klasie gimnazjum zaczęłam się odchudzać; z 64 kg schudłam do 44, przy wzroście 165 cm. Byłam za chuda, ale do mnie to nie docierało, no ale nic, w końcu byłam zadowolona ze swojego wyglądu, i mogłam zacząć jeść "normalnie". Podczas tej diety, czyli w ciągu sześciu miesięcy ani razu nie zgrzeszyłam, żadnych słodyczy, nic, nic, nic. No i kiedy ją skończyłam, zaczęło się. regularne wpieprzanie. Teraz jestem w pierwszej klasie liceum i nadal się nie ogarnęłam. Od prawie trzech lat jest to samo - "od jutra". Mój problem polega na tym, że albo nie jem wcale, albo aż do przejedzenia. Niestety najczęściej zdarza się to drugie... Rano budzę się z zamiarem odchudzania, a w szkole na ostatnich lekcjach myślę tylko o tym, co kupię w Biedronce, żeby się nażreć. Chociaż nie zawsze to tak wygląda; czasami już wieczorem wiem, że następnego dnia po szkole się najem , tak "ostatni raz". Przez to nie mam żadnych znajomych, bo po szkole wolę jechać do domu i się nawpieprzać niż wyjść gdzieś z ludźmi, a po wszystkim płaczę, że jestem sama. Nie mam kompletnie nikogo z kim mogłabym porozmawiać, i to tylko i wyłącznie moja wina. I, mimo że  wiem o tym, nie potrafię nic ze sobą zrobić . Ojciec mnie nienawidzi, wiem, że chciałby, aby jego córka była inna, na początku miałam o to do niego żal, ale z czasem doszłam do wniosku, że przecież ma rację. Chciałabym żyć jak normalna nastolatka, spotykać się ze znajomymi , korzystać z młodości. Chcę coś zmienić, ale jedzenie okazuje się dla mnie ważniejsze. Ważę teraz 70 kg. Czasami myślę sobie, jakie moje życie było piękne zanim zaczęłam się odchudzać... Miałam przyjaciół, życie towarzyskie, miałam wszytko. A teraz nie mam już nic. Nie wiem po co to tu piszę, muszę to chyba gdzieś wyrzucić, przepraszam, że zaśmiecam forum... W każdym razie, była któraś z was w podobnej sytuacji, tzn jedzenie niszczyło wam życie, jak wam się udało z tego wyjść?
Chociaż spróbuj pogadać, mi też na początku było trudno, ale się otworzyłam. Nikt cię do rozmowy nie zmusi, nie musisz wszystkiego od razu mówić, ale warto spróbować

.piggy. napisał(a):

też mam pasję ale trudno się na niej skupić kiedy cały
myśli się o jednym. A jeszcze denerwuje mnie to że
się wściekają bo np ja nie jem obiadów, chleba, mięsa
(nie mam problemów żeby tego nie jeść) ale batoniki,
to zawsze kusi.
no to ja akurat wszystko... tzn - wiadomo - słodycze najchętniej , ale jak sobie wymyślę, że muszę się najeść, to zjem wszystko.

ekscentryczna47 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta, wiesz, ogólnie to niektórzy ludzie
z nudów, ale ja do nich na pewno nie należę, mam aż za
wszystkiego na głowie, a i tak na jedzenie zawsze
czas. No, nie licząc weekendów, podczas których
się nudzę, bo siedzę w domu.
Nie, nie. Mnie nie chodzi o jedzenie z nudów. Ja nigdy w życiu się nie nudziłam. Chodzi o zajęcie MYŚLI (nie rąk, a właśnie myśli) czym na tyle mocno, żeby nie dało się myśleć o niczym innym. 
I nie myślcie dziewczyny, że jesteście gorsze przez swój problem (o ile tak myślicie). Problemy odżywiania dotykają ludzi niesamowicie ambitnych, którzy mają za mało wsparcia w bliskich (choć czasem wsparcie jest, ale my myślimy, że go nie ma). Uwierzcie, że da się z tego wyjść.

``Rano budzę się z zamiarem odchudzania, a w szkole na ostatnich lekcjach myślę tylko o tym, co kupię w Biedronce, żeby się nażreć. ``normalnie tez tak mialam ! Nie wiem czy to pokonalam. Wierze ze tak, ze skonczylam z obzeraniem. Pierwszy raz bedac na diecie nie mysle o tym co bede zrec jak skoncze ta diete. Mysle o tym jak jesc, co jesc i ile jesc aby nie dopadlo mnie jojo. Musisz sie przed kims otworzyc, bo sama nie dasz z tym rady. Sama widzisz jaki to powazny problem. Ja tez bylam grubsza ale jakze szczesliwa osoba zanim nie wpakowalam sie w odchudzanie...
Myślę że wiara to podstawa. Ekscentryczna47 a jak sobie radzisz w szkole? (oceny itp?)
Psycholog, ja bym bardzo chciała iść i pogadać z kimś obcym o wszystkim. Ale ile taka wizyta kosztuje? Moje życie skromnego studenciaka nie pozwala na nadprogramowe wydatki;D
i do dziewczyn, które byłt na takich wizytach: czego się dowiedziałyście, co się zmieniło, naprawiło?

.piggy. napisał(a):

Myślę że wiara to podstawa. Ekscentryczna47 a jak sobie
w szkole? (oceny itp?)
daję radę, tak przeciętnie...
fcuk jak jesteś z Warszawy to pisz na priv może pomogę. A mi z wizyty niewiele wyszło. Byłam raz, nie pomogło, ale może po prostu ta babka nie była przeznaczona akurat dla mnie. No i po pierwszym razie to też pewnie niewiele można stwierdzić, ale doszłam do wniosku że nie mam ochoty się co tydzień stresować. 

fcuk0 napisał(a):

Psycholog, ja bym bardzo chciała iść i pogadać z kimś
o wszystkim. Ale ile taka wizyta kosztuje?

no właśnie, a skąd mam niby wziąć na to pieniądze? Musiałabym powiedzieć o tym rodzicom, a już widzę jak ojciec daje mi pieniądze na psychologa, tylko dlatego, że jej córeczka za dużo wpieprza...
Ja w Wawie znalazłam darmowego. Rodzice nawet nie wiedzą że tam byłam.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.