Temat: Studia, wyprowadzka, nowe życie...... :/

Musiałam założyć ten wątek, bo już nie wiem do kogo powinnam się zwrócić :(



Właśnie idę na 1 rok studiów i zrobiłam coś, o czym "marzyłam" i czego chciałam - czyli wyprowadziłam się z małego miasteczka, z domu rodzinnego (marzenie o wolności i samodzielności:) aż do Warszawy, gdzie kompletnie nikogo nie znam... Jestem tu od kilku dni i mam wrażenie, że popełniłam największy błąd w życiu.
Znajomi i rodzina niby mnie wspierają, ale są to słowa które wcale nie pomagają: "dasz radę", "będzie lepiej", "wykorzystaj szansę", tylko że ja czuję się tak strasznie osamotniona, jakby wszyscy mnie opuścili, a przecież to ja wyjechałam do miasta oddalonego o ponad 300km od domu....
Na dodatek mieszkam z pewną dziewczyną na stancji, więc integracja akademicka też odpada.



Do tego poznałam kilka osób z mojego roku ale ponieważ jestem ciągle smutna - moja "dusza towarzyska" umarła, zniknęła i czuję się jak nigdzie nie pasujący alien ;] za którego wszyscy będą mnie mieć.
Dlatego tworzę ten wątek z nadzieją, że ktoś był w podobnej sytuacji i da mi jakieś praktyczne rady, jak przetrwać, jak wytrzymać i się nie poddać...
Pomocy..

wiadomo, że na początku będzie ciężko, będziesz tęsknić. ale z czasem wszystko się poprawi. poznasz nowych ludzi, miasto, zaczną się obowiązki szkolne. wszystko stanie się dla Ciebie codziennością i to uczucie zniknie. wiadomo, że będziesz tęsknić za domem, ale przecież możesz co jakiś czas wracać na weekendy, święta. nie zostawiłaś tego na zawsze. więc głowa do góry ;)
Miałam kiedyś podobną sytuację... a mianowicie wyprowadziłam się z domu rodzinnego do miasteczka oddalonego 200km. Pierwszy miesiąc czułam się samotna, uważałam, że popełniłam błąd. Nawet po kilku dniach wróciłam do domu, ale będąc w nim, stwierdziłam, że znowu popełniłam błąd wracając. Więc znowu wyjechałam... czułam się strasznie samotnie, poszłam na dwie trzy imprezy i zyskałam nowych znajomych, alkohol pozwolił mnie rozluźnić i zapomnieć podczas tych spotkań o tym, że tęsknie i mi źle. Później było co raz lepiej, teraz mam w tym miasteczku masę przyjaciół za którymi bardzo tęsknię i utrzymujemy kontakt do dziś. 
ja tez tak mialam, jak sie wyprowadzilam do liceum. co tydzien jezdze do domu, bo ciagle tesknie, ale oczywiscie jest juz lepiej (3 rok :))
do tego na poczatku mialam rozne psychozy, chyba za duzo wolnego czasu mialam i rozmyslalam nad sensem zycia haha :D

nie martw sie, kurcze. masz pretensje do rodziny, ze cie nie wspiera, ale odpowiedz sobie, czego od nich oczekujesz?
ja wyjechałam do męża 600 km
miałam podobny stan przez 3 miesiace, tym bardziej że nie znałam nikogo a zbiegł się mój wyjazd z zimą więc z pracą też było krucho.
Na początku zawsze jest ciężko, ale to przejściowe
teraz końmi by mnie do rodzinnego domu nie zawlekli
Też byłam w podobnej sytuacji. Zresztą sporo studentów pierwszego roku, w nowym mieście, wśród nowych ludzi przeżywa takie rozterki. Jeżeli chodzi o teksty znajomych i rodziny typu:"Dasz radę, będzie dobrze", brzmi banalnie, ale lepsze takie banalne pocieszenia niż jakieś dołowanie.
Mieszkanie na stancji nie oznacza, że nie można się integrować z innymi studentami. Wiem, bo wynajmuję mieszkanie, nie mieszkałam nigdy w akademiku, a mimo tego nawiązałam jakieś znajomości. Trzeba tylko chcieć. Najtrudniej jest pierwszy raz ogarnąć się i ruszyć z nowymi znajomymi na jakąś imprezę, czy coś w tym stylu. Później będzie już z górki;)
Prawie każdy, kto wyjeżdżał na studia tak miał. Ja pamiętam, jak będąc nawet dalej od domu niż Ty i nie znając totalnie nikogo też nienawidziłam nowego miasta (w którym co najwyżej można było się tylko zgubić), miejsca, samotności i było mi cholernie źle. Usłyszałam wtedy zdanie, właściciela mieszkania, które wtedy wynajmowałam: "teraz ci się tu nie podoba, a za jakiś czas nie będziesz chciała stąd wyjeżdżać, zawsze tak jest ze studentami". Powiedziałam wtedy, że na pewno nie. Stwierdziłam w duchu, że większej głupoty na uszy nie słyszałam. A teraz? Za parę dni zaczynam trzeci rok studiów, i wprost piszczę z radości na samą myśl, że znowu tam jadę! Teraz trzy miesiące w domu dla mnie to stanowczo z długo, bardzo tęsknię za moim studenckim życiem i miastem. I gdyby ktoś te dwa lata temu powiedziałby mi, że tak to wszystko się zmieni to chyba bym się z nim o to pokłóciła, że tak na pewno nie będzie. A jednak:) Zobaczysz, za dwa lata podpiszesz się rękami i nogami pod tym co napisałam:) Głowa do góry!
no ja ciut ciut mam podobnie
bo wprowadziłąm sie z domu ale w sob i ndz przyjerzdzam ale teraz nie mam znajomych , nikogo wszyscy zostali TAM
uwierz mi - strasznie Ci zazdroszczę! Dla mnie studenckie czasy to już przeszłość, ale okres, w którym mieszkalam sama w wynajętym pokoju wspominam najlepiej. Początki są zawsze trudne, a sama wspomniałaś ,że minęło dopiero kilka dni. Przyzwyczaisz się i już niebawem zrozumiesz,że podjęłaś słuszną decyzję. Tylko nie zamykaj się na nowe znajomości. Wyjdź do ludzi, a na pewno zyskasz mnóstwo nowych przyjaciół! Powodzenia! :)
Oj najgorszy pierwszy miesiąc :)

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.