- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
środa, 13:16
Zaczyna mnie już to wszystko irytować. Mój facet jest ok, nie jest bałaganiarzem, nie rzuca skarpetek po domu, sprząta po sobie i sprząta w domu, sam sobie ogarnia jedzenie... ALE! Czuję się przytłoczona tym, że to ja o wszystkim muszę pamiętać. Kończy się w domu mydło, płyn do naczyń, ręczniki papierowe czy cokolwiek to ja muszę o tym pamiętać. Jakieś 2 miesiące temu powiedziałam basta i zakomunikowałam mu, że on też musi wziąć na siebie tą odpowiedzialność. Podałam przykład, że jeżeli widzi, że coś się w domu kończy to sobie zapisuje lub stara się zapamiętać by potem przy okazji zakupów to wziąć. Ale mam wrażenie, że my żyjemy na jakiś innych płaszczyznach mentalnych. Wczoraj zauważyłam, że skończył się zapas mydła do rąk. On ostatnio sprzątał łazienkę i ten zapas dolewał do pojemnika. Piszę mu więc na komunikatorze (był w pracy), że przecież prosiłam go by o tym pamiętał, a teraz zostaję bez tego mydła. On oczywiście w ogóle nie widzi problemu. Po powrocie z pracy dowiedziałam się od niego, że pokazał tą wiadomość kolegą z pracy i cisnęli z tego bekę. No tak, bo to takie kurde śmieszne jest. On uważa, że to nie problem. Przecież mogłam dolać do pojemnika płynu do naczyń czy płynu pod prysznic albo iść do sklepu. Ja jednak staram się by nasz dom był takim miejscem, w którym nigdy nic nie braknie. Sama zawsze robię małe zapasy, czy to płyn do prania czy coś stricte mojego jak serum czy krem do twarzy. Lubię mieć zawsze pewność, że nic mi się nagle nie skończy.
Chodzi też o to, że on nie umie się domyślić, że coś trzeba w domu zrobić. Jeżeli ja nie zarządzę dnia sprzątania, to byśmy chyba w ogóle nie sprzątali. Jeżeli robimy większe porządki niż takie co tydzień to zawsze muszę mu zakomunikować, że to jest ten moment by zdjąć zasłony i je wyprać czy wyjąć kratkę z okapu i ją wyszorować.
Czy uważacie, że to ja jestem przewrażliwiona czy on jednak powinien się przyłożyć do takich rzeczy?
Jak to jest u Was w domu?
Edytowany przez .Daga. środa, 13:27
czwartek, 13:24
lekką paranoję chyba masz ale jeśli chodzi o niedbanie o żaden zapas to ja rozumiem. U nas też logistycznie to w zasadzie ja muszę o wszystko dbać. Czepnęliście się tego, że napisała jak był w pracy - skoro go wcześniej prosiła a on to zignorował to był to właściwy moment.
Ja już się przyzwyczaiłam, że u nas za zakupy odpowiadam ja - ale w sumie jest to i ekonomiczniej - mój mąż nie jest w stanie choćby patrzeć na ceny. Ja wiem ile co kosztuje i kupię papier toaletowy jak jest drugi -50% (a skoro znam ceny to wiem, czy ta promka jest ściemą czy nie). Mamy miejsce więc takie rzeczy mogą poczekać a raz sobie policzyłam ile taka metoda przynosi nam oszczędności to mi miesięcznie wyszła ładna sumka. Podobnie mydło, żele pod prysznic czy woda.
Czasem tylko go pytam co zrobi jeśli umrę.
I denerwuje mnie jak mi "wyjada" bądź zużywa coś co ja sobie kupię na czarną godzinę, kiedy jest mi to szczególnie potrzebne i nawet nie powie, że tego już nie ma a potem przychodzi ta czarna godzina i ja się wściekam.
'co zrobi jeśli umrę'
zawsze znajdzie sie kolejna ktora wie kiedy jest promocja na papier w Biedronce ;)
Wygrałaś! Ogólnie mam wrażenie, że nie doceniamy facetów - oni naprawdę nie umierają z brudu i braku papieru, kiedy nikt inny o to nie zadba. Jeśli muszą - znajdują rozwiązanie. Jeśli się ich wiecznie wyręcza, to oczywiście nie, bo po co robic coś, co może zrobić ktoś inny.
Swoją drogą powinien powstać wątek dla równowagi o naszych słabych stronach 😄
czwartek, 14:53
Polecam notes, lub inną współdzielona listę do robienia zakupow- coś się kończy można wpisać....
Aleeee .... tez mam wrazenie ze robisz problem z drobiazgu- bo tylko Ty czujesz że ci zapas wszystkiego dobrze robi na psychikę... większość ludzi zakłada że jak się bez czegoś nie da przeżyć do jutra to można w 10 minut do zabki skoczyc. Te zapasy to w dzisiejszych czasach trochę widzimisie a nie realna potrzeba i jako takie nalezy albo je samemu realizować albo się odzwyczaić.
Mój mąż generalnie nad domowa logistyka nie panuje, ale jedyny tego skutek jest taki że często do sklepu po dwie rzeczy biega. Gorzej że srednio panuje nad terminami- a mamy dużo różnych rzeczy które trzeba zgrac- wychodzę z założenia że robie to lepiej, mniej mnie to kosztuje stresow to przejęłam mentalne obciążenia :) mąż ogarnia np meandry podatkowe i naprawia wszystko, sprząta łazienkę i lata do sklepu jak czegoś zapomne;) pomyśl czy u was jest gdzieś tam równowaga... Jak się coś robi lepiej to nie wiem czy warto o to walczyć, grunt żeby całościowo była rownowaga
Nie wiem czy jest u nas równowaga. On co prawda sprząta razem ze mną w weekend czy myje okna raz do roku na wiosnę, ale ja robię masę innych rzeczy, których on nie widzi, bo jest w pracy. Ja codziennie chodzę po domu ze ścierą. Codziennie odkurzam. Myję podłogę co kilka dni. Odkurzam kanapy, dywan. Dzisiaj jak zaświeciło słońce i zobaczyłam jaki jest kurz na oknach w salonie to od razu złapałam za ścierę. Tylko nie wiem na ile to moje sprzątanie jest potrzebne, a na ile to moje zboczenie, że musi być codziennie czysto. Oglądam prawie codziennie rolki ze sprzątaniem. Takie asmr ze sprzątaniem np. zlewu gąbka dady scrub. Oglądanie tego mnie relaksuje, a sprzątanie uspokaja. Lubię wiedzieć, że mam wszystko na chacie ogarnięte i mnie nagle brak mydła nie zaskoczy.
Zboczenie jak nic. Facet sprzątający co tydzień to skarb, serio.
czwartek, 14:53
Polecam notes, lub inną współdzielona listę do robienia zakupow- coś się kończy można wpisać....
Aleeee .... tez mam wrazenie ze robisz problem z drobiazgu- bo tylko Ty czujesz że ci zapas wszystkiego dobrze robi na psychikę... większość ludzi zakłada że jak się bez czegoś nie da przeżyć do jutra to można w 10 minut do zabki skoczyc. Te zapasy to w dzisiejszych czasach trochę widzimisie a nie realna potrzeba i jako takie nalezy albo je samemu realizować albo się odzwyczaić.
Mój mąż generalnie nad domowa logistyka nie panuje, ale jedyny tego skutek jest taki że często do sklepu po dwie rzeczy biega. Gorzej że srednio panuje nad terminami- a mamy dużo różnych rzeczy które trzeba zgrac- wychodzę z założenia że robie to lepiej, mniej mnie to kosztuje stresow to przejęłam mentalne obciążenia :) mąż ogarnia np meandry podatkowe i naprawia wszystko, sprząta łazienkę i lata do sklepu jak czegoś zapomne;) pomyśl czy u was jest gdzieś tam równowaga... Jak się coś robi lepiej to nie wiem czy warto o to walczyć, grunt żeby całościowo była rownowaga
Nie wiem czy jest u nas równowaga. On co prawda sprząta razem ze mną w weekend czy myje okna raz do roku na wiosnę, ale ja robię masę innych rzeczy, których on nie widzi, bo jest w pracy. Ja codziennie chodzę po domu ze ścierą. Codziennie odkurzam. Myję podłogę co kilka dni. Odkurzam kanapy, dywan. Dzisiaj jak zaświeciło słońce i zobaczyłam jaki jest kurz na oknach w salonie to od razu złapałam za ścierę. Tylko nie wiem na ile to moje sprzątanie jest potrzebne, a na ile to moje zboczenie, że musi być codziennie czysto. Oglądam prawie codziennie rolki ze sprzątaniem. Takie asmr ze sprzątaniem np. zlewu gąbka dady scrub. Oglądanie tego mnie relaksuje, a sprzątanie uspokaja. Lubię wiedzieć, że mam wszystko na chacie ogarnięte i mnie nagle brak mydła nie zaskoczy.
Zboczenie jak nic. Facet sprzątający co tydzień to skarb, serio.
czwartek, 14:55
Polecam notes, lub inną współdzielona listę do robienia zakupow- coś się kończy można wpisać....
Aleeee .... tez mam wrazenie ze robisz problem z drobiazgu- bo tylko Ty czujesz że ci zapas wszystkiego dobrze robi na psychikę... większość ludzi zakłada że jak się bez czegoś nie da przeżyć do jutra to można w 10 minut do zabki skoczyc. Te zapasy to w dzisiejszych czasach trochę widzimisie a nie realna potrzeba i jako takie nalezy albo je samemu realizować albo się odzwyczaić.
Mój mąż generalnie nad domowa logistyka nie panuje, ale jedyny tego skutek jest taki że często do sklepu po dwie rzeczy biega. Gorzej że srednio panuje nad terminami- a mamy dużo różnych rzeczy które trzeba zgrac- wychodzę z założenia że robie to lepiej, mniej mnie to kosztuje stresow to przejęłam mentalne obciążenia :) mąż ogarnia np meandry podatkowe i naprawia wszystko, sprząta łazienkę i lata do sklepu jak czegoś zapomne;) pomyśl czy u was jest gdzieś tam równowaga... Jak się coś robi lepiej to nie wiem czy warto o to walczyć, grunt żeby całościowo była rownowaga
Nie wiem czy jest u nas równowaga. On co prawda sprząta razem ze mną w weekend czy myje okna raz do roku na wiosnę, ale ja robię masę innych rzeczy, których on nie widzi, bo jest w pracy. Ja codziennie chodzę po domu ze ścierą. Codziennie odkurzam. Myję podłogę co kilka dni. Odkurzam kanapy, dywan. Dzisiaj jak zaświeciło słońce i zobaczyłam jaki jest kurz na oknach w salonie to od razu złapałam za ścierę. Tylko nie wiem na ile to moje sprzątanie jest potrzebne, a na ile to moje zboczenie, że musi być codziennie czysto. Oglądam prawie codziennie rolki ze sprzątaniem. Takie asmr ze sprzątaniem np. zlewu gąbka dady scrub. Oglądanie tego mnie relaksuje, a sprzątanie uspokaja. Lubię wiedzieć, że mam wszystko na chacie ogarnięte i mnie nagle brak mydła nie zaskoczy.
Zboczenie jak nic. Facet sprzątający co tydzień to skarb, serio.
Skoro to cię uspokaja, to lataj ile wlezie na mopie. A jak brak mydła wytrąca cię z równowagi to ty tego pilnuj, wsio.
czwartek, 15:06
Polecam notes, lub inną współdzielona listę do robienia zakupow- coś się kończy można wpisać....
Aleeee .... tez mam wrazenie ze robisz problem z drobiazgu- bo tylko Ty czujesz że ci zapas wszystkiego dobrze robi na psychikę... większość ludzi zakłada że jak się bez czegoś nie da przeżyć do jutra to można w 10 minut do zabki skoczyc. Te zapasy to w dzisiejszych czasach trochę widzimisie a nie realna potrzeba i jako takie nalezy albo je samemu realizować albo się odzwyczaić.
Mój mąż generalnie nad domowa logistyka nie panuje, ale jedyny tego skutek jest taki że często do sklepu po dwie rzeczy biega. Gorzej że srednio panuje nad terminami- a mamy dużo różnych rzeczy które trzeba zgrac- wychodzę z założenia że robie to lepiej, mniej mnie to kosztuje stresow to przejęłam mentalne obciążenia :) mąż ogarnia np meandry podatkowe i naprawia wszystko, sprząta łazienkę i lata do sklepu jak czegoś zapomne;) pomyśl czy u was jest gdzieś tam równowaga... Jak się coś robi lepiej to nie wiem czy warto o to walczyć, grunt żeby całościowo była rownowaga
Nie wiem czy jest u nas równowaga. On co prawda sprząta razem ze mną w weekend czy myje okna raz do roku na wiosnę, ale ja robię masę innych rzeczy, których on nie widzi, bo jest w pracy. Ja codziennie chodzę po domu ze ścierą. Codziennie odkurzam. Myję podłogę co kilka dni. Odkurzam kanapy, dywan. Dzisiaj jak zaświeciło słońce i zobaczyłam jaki jest kurz na oknach w salonie to od razu złapałam za ścierę. Tylko nie wiem na ile to moje sprzątanie jest potrzebne, a na ile to moje zboczenie, że musi być codziennie czysto. Oglądam prawie codziennie rolki ze sprzątaniem. Takie asmr ze sprzątaniem np. zlewu gąbka dady scrub. Oglądanie tego mnie relaksuje, a sprzątanie uspokaja. Lubię wiedzieć, że mam wszystko na chacie ogarnięte i mnie nagle brak mydła nie zaskoczy.
Zboczenie jak nic. Facet sprzątający co tydzień to skarb, serio.
Skoro to cię uspokaja, to lataj ile wlezie na mopie. A jak brak mydła wytrąca cię z równowagi to ty tego pilnuj, wsio.
😁
Jakby mi chłop głowę suszył za to, ze mydła nie ma … to bym go po nie wysłała :)
U nas brakujące produkty kupuje ten, kto akurat zakupy robi. raz ja, raz on, często online. Nie zawsze zapamiętamy albo spiszemy wszystko czego brakuje, później przy gotowaniu widzimy, że nadal pieprzu nie ma i tak po tygodniu człowiek wreszcie zapisze i kupi. A i bez tego nikt nie umarł, wręcz przeciwnie, trzeba improwizować, pomyśleć czym można pieprz zastąpić, potrzeba jest matką wynalazku :)
Edytowany przez Prosiatko.3 czwartek, 15:07
czwartek, 15:08
Daga rozumiem że Cię to wkurza (bo czujesz się trochę wykorzystywana, że to Ty dbasz o dom), ale taka mocna, przesądzona reakcja na w sumie błaha rzecz może świadczyć o tym, że jesteś sfrustrowana czy może to być sygnał jakichś zgrzytow w związku. Mówię po własnym doświadczeniu. Ja jak zrobiłam chłopakowi awanturę o pierd*łę to był sygnał po pierwsze że sama mam problemy z emocjami, po drugie tam było trochę do poprawy w związku (komunikacji z chlopakiem).
czwartek, 16:34
Mój mąż ogarnia porządki okna pościele śmieci podwórko. Jedynie nie prasuje i nie gotuje. To znaczy potrafi sobie kanapki zrobić upiec kotleta czy zrobić jajecznicę ale w tajniki gotowania nie zagłębia się. Ale nie ogarnia rzeczywistości. Zakupu ja, kosmetyki ja. Jak mu ciucha nie kupię to by chodził w jednych butach i jednych gaciach 🤣nie ogarnia terminów płatności rachunków. Do końca nie wie w której klasie są dzieciaki 🤣🤣🤣🤦♀️.
Teraz jjest chwilowo na bezrobociu oczekując na zatrudnienie w innej firmie. Poprzednia praca o to takie spustoszenie zasiała w jego głowie. Nic tylko praca i praca a po pracy praca w ogrodzie. Zawsze coś miał do ogarnięcia. Wreszcie przyszedł moment że obudził się i nie musiał iść do pracy. Mówię mu ochłoń odpocznij pozbieraj myśli. Nie lataj jak nakręcony. Zainteresuj się dziećmi. W zasadzie już nastolatki ale cieszą się jak wrócą ze szkoły i jedno z rodziców już w domu. Nie wiem jak to będzie. Mam nadzieję że w nowej pracy będzie spokojniejszy i poświęci więcej czasu rodzinie. Bo nawet na 2 tygodniowym pobycie w Turcji nie umiał wyluzować
czwartek, 17:15
lekką paranoję chyba masz ale jeśli chodzi o niedbanie o żaden zapas to ja rozumiem. U nas też logistycznie to w zasadzie ja muszę o wszystko dbać. Czepnęliście się tego, że napisała jak był w pracy - skoro go wcześniej prosiła a on to zignorował to był to właściwy moment.
Ja już się przyzwyczaiłam, że u nas za zakupy odpowiadam ja - ale w sumie jest to i ekonomiczniej - mój mąż nie jest w stanie choćby patrzeć na ceny. Ja wiem ile co kosztuje i kupię papier toaletowy jak jest drugi -50% (a skoro znam ceny to wiem, czy ta promka jest ściemą czy nie). Mamy miejsce więc takie rzeczy mogą poczekać a raz sobie policzyłam ile taka metoda przynosi nam oszczędności to mi miesięcznie wyszła ładna sumka. Podobnie mydło, żele pod prysznic czy woda.
Czasem tylko go pytam co zrobi jeśli umrę.
I denerwuje mnie jak mi "wyjada" bądź zużywa coś co ja sobie kupię na czarną godzinę, kiedy jest mi to szczególnie potrzebne i nawet nie powie, że tego już nie ma a potem przychodzi ta czarna godzina i ja się wściekam.
"mój mąż nie jest w stanie choćby patrzeć na ceny" niewidomy, czy inaczej upośledzony?
po prostu nie zwraca uwagi i nie zapamiętuje 🤷♀️
czwartek, 17:33
lekką paranoję chyba masz ale jeśli chodzi o niedbanie o żaden zapas to ja rozumiem. U nas też logistycznie to w zasadzie ja muszę o wszystko dbać. Czepnęliście się tego, że napisała jak był w pracy - skoro go wcześniej prosiła a on to zignorował to był to właściwy moment.
Ja już się przyzwyczaiłam, że u nas za zakupy odpowiadam ja - ale w sumie jest to i ekonomiczniej - mój mąż nie jest w stanie choćby patrzeć na ceny. Ja wiem ile co kosztuje i kupię papier toaletowy jak jest drugi -50% (a skoro znam ceny to wiem, czy ta promka jest ściemą czy nie). Mamy miejsce więc takie rzeczy mogą poczekać a raz sobie policzyłam ile taka metoda przynosi nam oszczędności to mi miesięcznie wyszła ładna sumka. Podobnie mydło, żele pod prysznic czy woda.
Czasem tylko go pytam co zrobi jeśli umrę.
I denerwuje mnie jak mi "wyjada" bądź zużywa coś co ja sobie kupię na czarną godzinę, kiedy jest mi to szczególnie potrzebne i nawet nie powie, że tego już nie ma a potem przychodzi ta czarna godzina i ja się wściekam.
'co zrobi jeśli umrę'
zawsze znajdzie sie kolejna ktora wie kiedy jest promocja na papier w Biedronce ;)
owszem, ale chyba nie następnego dnia ;) i o ile o niego samego to się nie martwię to już o syna jednak trochę tak więc bardzo liczę, że jednak jak umrę to on jednak będzie bardziej samodzielny.
Mój mąż generalnie jest ciekawym przypadkiem. Bardzo często potrafi zapamiętać jakąś bzdurę, która mu gdzieś mignęła a nie jest w stanie zapamiętać z ilu kropli trzeba zrobić inhalację. Bardzo długo mnie to na maksa irytowało ale teraz zgłębiając pewne rzeczy zrozumiałam, zaakceptowałam i nauczyłam się działać tak, by dla nas obojga było komfortowo.
Ja z kolei jestem bałaganiara i tu pierwsze skrzypce w domu gra mąż ;)
czwartek, 22:38
U nas ja "zarządzam" domem, ale nie traktuję tego jak obciążenie, wręcz przeciwnie, miód na serce. Mam trochę nierówno pod kopułą jeżeli chodzi o takie domowe rzeczy. Była taka scena w Friendsach gdzie Chandler i Joey mieli zgadnąć ile typów ręczników ma Monika. Zaczęli wymieniać, a w końcu się poddali i strzelili (trafnie), że 11. To ja mam chyba więcej niż 11 :D Dom zaopatrzony jak bunkier, do tego mam jazdy że muszę mieć coś danej marki, w danym zapachu, etc. Jak mi wycofali ręczniki papierowe w granatowym opakowaniu w Lidlu, to tydzień chodziłam chora :D Już nie zaczynam nawet tematu braku świątecznego mydła do rąk o zapachu jabłka z cynamonem, bo na samą myśl mam łzy w oczach :D Więc mnie akurat bardzo pasuje to, że mój mąż jest bezproblemowy. Co jest w lodówce, to zje, co jest w łazience, to się tym umyje. Wiem, że ja mocno przeginam, więc w życiu bym nie wymagała od niego pamiętania mojej wielkiej listy zaopatrzenia domo-bunkra. On za to ogarnia inne rzeczy, samochody i ogród. Ja wsiadam i jadę. Nie jeżdżę do mechanika, nigdy nie musiałam swojego auta ani sprzątać, ani myć, ani zmieniać opon. Tak samo w ogrodzie, idę na gotowe i sobie zrywam. On mnie nie pyta czy kupiłam nawóz do czegoś tam, albo coś tam podlałam, bo wie że nie. Moim zdaniem ciężko jest znaleźć taką idealną równowagę, że każdy dba o dom w identyczny sposób i w równym stopniu. Łatwiej się właśnie podzielić "strefami wpływów".