- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
21 maja 2024, 21:14
Lubię jeść dużo i niezdrowo. Z rozsądku jem zdrowe posiłki ale potem i tak automatycznie i impulsywnie sięgam po duże ilości śmieciowego jedzenia. Czasem czuję się jak nałogowiec. Coraz bardziej mnie to męczy. Czy macie jakieś rady jak się zmienić? Czy wgl da się zmienić taką cechę charakteru ?
24 maja 2024, 11:08
Nie pomogę, bo nie rozumiem, co daje Ci jedzenie śmieci - skoro masz świadomość, że to niezdrowe. Nie lubisz siebie? Co Ci daje takie jedzenie (wiedząc, co Ci zabiera)?
Ktoś, kto nie był/ jest uzależniony od jedzenia, nie objadał się kompulsywnie tego nie zrozumie. Uzależnienie od żarcia jest jednym z najgorszych uzależnień jeśli chodzi o samokontrolę. Nikotynę, alkohol czy narkotyki odstawiasz (już pomijając kwestię tego, jakie to trudne). Jeść musisz cały czas by żyć. A co daje takie jedzenie? Na przykład chwilowy wyrzut serotoniny czy poczucie bezpieczeństwa. Powodów kompulsów może być wiele, często są zakorzenione w dzieciństwie.
ale niekontrolowany dla mnie oznacza jedzenie tego, co pod ręką - czyli możesz kontrolować JAKOŚĆ, jeśli nie ilość i zjeść kilo marchwi i truskawek, albo wiadro surówki z kapusty, dwa brokuły i kostkę twarogu. To z pewnością mniej szkodliwe, niż napchanie się chipsami i cheesburgerami, czy co tam Autorka ma na myśli. Nie pytałam, co daje obżeranie się, pytałam, co daje obżeranie się TYM KONKRETNYM jedzeniem.
Ale to tak samo jakbyś mówiła palaczowi, że po co pali, to powoduje raka i inne choroby, albo alkoholikowi po co pije, skoro to złe dla organizmu. Tylko, że oni to wszystko wiedzą. To jest wiedza powszechna. A i tak jest rzesza palaczy i alkoholików czy narkomanów. Tym się objawia uzależnienie. Różnica taka, że uzależnienie od jedzenia jest bagatelizowane. Właśnie w taki przykładowy sposób, że no jak to? Wystarczy zjeść marchewkę zamiast pizzy. Jakbyś mówiła alkoholikowi, że przecież mógłby się napić wody.
??? ?, pewnie kupilby zapas na czarna godzine- wody?????
Ale, tak jak w przypadku alkoholika i nałogowego palacza, można unikać wyzwalaczy ataków nałogu właśnie przez kontrolowanie zawartości lodówki. To jest normalna procedura w czasie wychodzenia z nałogu. Ale to też trzeba zrobić świadomie, prawda? I o tym mówię, bo osoba świadoma swoich problemów i chcąca sobie z tymi problemami poradzić, może kontrolować to, co kupuje, gotuje, wkłada do paszczy właśnie. Oczywiście, że nie w chwili ataku, kiedy jak rozumiem, wrzuca w siebie jedzenie bez wyboru, ale ZANIM taki atak nastąpi. Ergo, nie kupuje pizzy i chipsów, tylko tę przysłowiową marchewkę. Nie chodzi głodna na miasto, żeby nie wpaść do baru i nie zjeść trzech cheesburgerów. I te wszystkie inne tricki, które podpowiada psychodietetyk. Od czegoś trzeba zacząć. Tłumaczenie, że nałóg to nałóg i nie da się go kontrolować to tylko połowa prawdy. uświadomienie sobie problemu powinno prowadzić do szukania sposobów wyjścia z niego. Jednym ze sposobów jest unikanie zapalników. To miałam na myśli.
Tak, dużo w tym racji. Ja jako że mam czasem niekontrolowane napady na słodycze, to staram się unikać posiadania słodyczy w domu. Z racji dzieci nie zawsze się to udaje, no ale też co innego jak dzieci mają po batoniku i jakieś chrupki itp a co innego mieć pół szafy zawalonej słodyczami. Na pewno brak złych rzeczy pod ręką jest pomocne. Mi osobiście w chwili słabości nie chciałoby się wsiadać w auto i jechać do sklepu a zazwyczaj po jakimś czasie zachcianka mija. Natomiast jakby to było w domu na wyciągnięcie ręki, to łatwiej się złamać w tym najgorszym czasie. Także całkowicie popieram nie kupowanie zgubnych rzeczy. Jeśli problemem jest pizza itp rzeczy, to nie musimy tego kupować, bo to nie jest produkt pierwszej potrzeby, który musi być zawsze w lodówce czy zamrażarce. Jeśli problemem jest duża ilość jedzenia (nawet zdrowego) to tu już gorzej, bo jakieś jedzenie w domu tak czy siak musi być. Ja staram się też do sklepu chodzić najedzona - wtedy nie ciągnie mnie na regały ze słodyczami i nie mam potrzeby kupowania tego, czego normalnie bym nie kupiła. Duże znaczenie ma też zapewne to, gdzie się mieszka. Przykładowo jeśli ktoś wraca z pracy czy skądś tam piechotą mijając po drodze kilka sklepów, piekarnię itp. to też ma ten dostęp na wyciągniecie ręki. Ja jak wyjdę z domu, to w zależności w którą stronę pójdę, to mam albo domy albo las. Do sklepu muszę jechać specjalnie i to skutecznie pomaga, bo mi się po prostu nie chce jechać w chwili gdy zjadłabym sobie czekoladę ;)
Ale nie mówimy tylko o śmieciowym żarciu przy atakach. Mnie do szczęścia potrzebne jest pieczywo, słodyczy nie lubię. Ale chleb czy bułki wciągam nałogowo. I niestety muszę mieć w domu dla reszty domowników. Jak mam atak to rzucam się na "zwykłe" jedzenie.
myślę że gdybym mieszkała sama byłoby mi dużo łatwiej. Miałam pudełka kiedyś. Poległam po tygodniu czy dwóch bo jednak inne jedzenie ciągle było w domu.
24 maja 2024, 11:16
Nie pomogę, bo nie rozumiem, co daje Ci jedzenie śmieci - skoro masz świadomość, że to niezdrowe. Nie lubisz siebie? Co Ci daje takie jedzenie (wiedząc, co Ci zabiera)?
Ktoś, kto nie był/ jest uzależniony od jedzenia, nie objadał się kompulsywnie tego nie zrozumie. Uzależnienie od żarcia jest jednym z najgorszych uzależnień jeśli chodzi o samokontrolę. Nikotynę, alkohol czy narkotyki odstawiasz (już pomijając kwestię tego, jakie to trudne). Jeść musisz cały czas by żyć. A co daje takie jedzenie? Na przykład chwilowy wyrzut serotoniny czy poczucie bezpieczeństwa. Powodów kompulsów może być wiele, często są zakorzenione w dzieciństwie.
ale niekontrolowany dla mnie oznacza jedzenie tego, co pod ręką - czyli możesz kontrolować JAKOŚĆ, jeśli nie ilość i zjeść kilo marchwi i truskawek, albo wiadro surówki z kapusty, dwa brokuły i kostkę twarogu. To z pewnością mniej szkodliwe, niż napchanie się chipsami i cheesburgerami, czy co tam Autorka ma na myśli. Nie pytałam, co daje obżeranie się, pytałam, co daje obżeranie się TYM KONKRETNYM jedzeniem.
Ale to tak samo jakbyś mówiła palaczowi, że po co pali, to powoduje raka i inne choroby, albo alkoholikowi po co pije, skoro to złe dla organizmu. Tylko, że oni to wszystko wiedzą. To jest wiedza powszechna. A i tak jest rzesza palaczy i alkoholików czy narkomanów. Tym się objawia uzależnienie. Różnica taka, że uzależnienie od jedzenia jest bagatelizowane. Właśnie w taki przykładowy sposób, że no jak to? Wystarczy zjeść marchewkę zamiast pizzy. Jakbyś mówiła alkoholikowi, że przecież mógłby się napić wody.
??? ?, pewnie kupilby zapas na czarna godzine- wody?????
Ale, tak jak w przypadku alkoholika i nałogowego palacza, można unikać wyzwalaczy ataków nałogu właśnie przez kontrolowanie zawartości lodówki. To jest normalna procedura w czasie wychodzenia z nałogu. Ale to też trzeba zrobić świadomie, prawda? I o tym mówię, bo osoba świadoma swoich problemów i chcąca sobie z tymi problemami poradzić, może kontrolować to, co kupuje, gotuje, wkłada do paszczy właśnie. Oczywiście, że nie w chwili ataku, kiedy jak rozumiem, wrzuca w siebie jedzenie bez wyboru, ale ZANIM taki atak nastąpi. Ergo, nie kupuje pizzy i chipsów, tylko tę przysłowiową marchewkę. Nie chodzi głodna na miasto, żeby nie wpaść do baru i nie zjeść trzech cheesburgerów. I te wszystkie inne tricki, które podpowiada psychodietetyk. Od czegoś trzeba zacząć. Tłumaczenie, że nałóg to nałóg i nie da się go kontrolować to tylko połowa prawdy. uświadomienie sobie problemu powinno prowadzić do szukania sposobów wyjścia z niego. Jednym ze sposobów jest unikanie zapalników. To miałam na myśli.
Tak, dużo w tym racji. Ja jako że mam czasem niekontrolowane napady na słodycze, to staram się unikać posiadania słodyczy w domu. Z racji dzieci nie zawsze się to udaje, no ale też co innego jak dzieci mają po batoniku i jakieś chrupki itp a co innego mieć pół szafy zawalonej słodyczami. Na pewno brak złych rzeczy pod ręką jest pomocne. Mi osobiście w chwili słabości nie chciałoby się wsiadać w auto i jechać do sklepu a zazwyczaj po jakimś czasie zachcianka mija. Natomiast jakby to było w domu na wyciągnięcie ręki, to łatwiej się złamać w tym najgorszym czasie. Także całkowicie popieram nie kupowanie zgubnych rzeczy. Jeśli problemem jest pizza itp rzeczy, to nie musimy tego kupować, bo to nie jest produkt pierwszej potrzeby, który musi być zawsze w lodówce czy zamrażarce. Jeśli problemem jest duża ilość jedzenia (nawet zdrowego) to tu już gorzej, bo jakieś jedzenie w domu tak czy siak musi być. Ja staram się też do sklepu chodzić najedzona - wtedy nie ciągnie mnie na regały ze słodyczami i nie mam potrzeby kupowania tego, czego normalnie bym nie kupiła. Duże znaczenie ma też zapewne to, gdzie się mieszka. Przykładowo jeśli ktoś wraca z pracy czy skądś tam piechotą mijając po drodze kilka sklepów, piekarnię itp. to też ma ten dostęp na wyciągniecie ręki. Ja jak wyjdę z domu, to w zależności w którą stronę pójdę, to mam albo domy albo las. Do sklepu muszę jechać specjalnie i to skutecznie pomaga, bo mi się po prostu nie chce jechać w chwili gdy zjadłabym sobie czekoladę ;)
Ale nie mówimy tylko o śmieciowym żarciu przy atakach. Mnie do szczęścia potrzebne jest pieczywo, słodyczy nie lubię. Ale chleb czy bułki wciągam nałogowo. I niestety muszę mieć w domu dla reszty domowników. Jak mam atak to rzucam się na "zwykłe" jedzenie.
myślę że gdybym mieszkała sama byłoby mi dużo łatwiej. Miałam pudełka kiedyś. Poległam po tygodniu czy dwóch bo jednak inne jedzenie ciągle było w domu.
Tak, dlatego napisałam że jeśli chodzi o zwykle jedzenie to problem o tyle gorszy że w domu zawsze jest. Ale autorka pisała że po zdrowym jedzeniu zapycha się śmieciami więc może nie kupowanie śmieci w jakiś sposób pomoże. Myślę że zapchanie się bułka czy chlebem chyba i tak będzie lepsze niż zapchanie się pizza czy czymś w tym stylu. Nawet pod kątem samych kalorii. Oczywiście idealnie nie jeść po kokardy, ale małymi krokami najpierw wyeliminowała bym większe zło z domu.
Ja jeszcze zastanawiam się czym jest to "zdrowe jedzenie". Jako przykład podam, że kiedyś zdrowym jedzeniem wydawało mi się jedzenie najlepiej dużej ilości warzyw. Ale ja np mam tak, że żebym nie wiem ile tych warzyw wciagnęła, to jestem po nich nadal głodna, nawet jeśli wydaje mi się, że objętościowo nie mam już miejsca w brzuchu. Ja muszę mieć zawsze do śniadania czy kolacji pieczywo jakieś, bo inaczej czuję się niedojedzona. Od dawna jemy w domu głównie chleb żytni na zakwasie i mi wystarcza jedna kromka tego chleba plus dodatki. Jak mam w domu białe pieczywo, to moge wciagnąć go ze 3 kromki i jeszcze bym zjadła. Tak samo jak posiłek mam niby nie najgorszy ale taki powiedzmy ubogi, to też jestem głodna nawet jeśli porcja duża. Dlatego staram się żeby każdy posiłek był urozmaicony. Czyli nie kilo samych warzyw, tylko trochę tego, trochę tamtego. Im różnorodniej tym lepiej. Najbardziej sycące są posiłki, które zawierają wszystkie grupy, czyli węgle, białko i tłuszcz. Przynajmniej dla mnie.
Edytowany przez Karolka_83 24 maja 2024, 11:22
24 maja 2024, 12:07
Nie znam odpowiedzi na to pytanie.
Mam ksiazke o tym jak przeprogramiwac mozg ale jeszcze nie przeczytalam.
Edytowany przez Hotpie83 6 września 2024, 21:21
24 maja 2024, 13:32
Co mi pomaga? Stare zdjęcia jak wyglądałam i ilość pracy, którą włożyłam. Innej lepszej motywacji nie mam.
Ponoć pomaga przyczepienie swojego zdjęcia w najgorszym wydaniu na lodówkę ale przyznam że jako że nigdy nie mieszkałam sama tylko najpierw z rodzicami a potem z mężem to nigdy nie odważyłam się na ten krok ? Jakbym mieszkała sama to czemu nie ? Myślę że skutecznie by mnie to zniechęciło do jedzenia byle czego
Zawsze jest jakiś sposób. 😁Ale ja już jestem w takiej fazie, że mam wyrzuty sumienia :xxxx
24 maja 2024, 21:56
Co mi pomaga? Stare zdjęcia jak wyglądałam i ilość pracy, którą włożyłam. Innej lepszej motywacji nie mam.
Ponoć pomaga przyczepienie swojego zdjęcia w najgorszym wydaniu na lodówkę ale przyznam że jako że nigdy nie mieszkałam sama tylko najpierw z rodzicami a potem z mężem to nigdy nie odważyłam się na ten krok ? Jakbym mieszkała sama to czemu nie ? Myślę że skutecznie by mnie to zniechęciło do jedzenia byle czego
O, kurczę, nie mieszkam sama, ale chyba wypróbuję xD