- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
22 sierpnia 2023, 19:47
Hej dziewczyny! Ten temat spędza mi sen z powiek, postanowiłam prosić Was o radę... Kiedyś moja rodzina bardzo mnie zawiodła, od tego czasu jestem do nich uprzedzona i nie ufam im. W ich towarzystwie czuję, że muszę ciągle mieć się na baczności... Jakby wciąż mnie oceniali, obserwowali, a wręcz knuli coś złego.
Od "tego" wydarzenia minęło już kilka lat i wszystko mistrzowsko zamietli pod dywan. Każdy żyje jakby nigdy nic, ale ja wciąż pamiętam jak okropnie się zachowali i nie potrafię cieszyć się ich towarzystwem. Poważnie zastanawiam się, czy nie zerwać kontaktu... Ale nie wiem czy nie świruje..
Napiszcie co myślicie.
Zaczęło się od tego, że jak miałam 8 lat, to rodzice zupełnie poświęcili się firmie. Mój brat i siostra byli już nastolatkami. Było im na rękę, że rodziców ciagle nie ma w domu. Właściwie mogliśmy robić co chcemy. Nikt nas nie pilnował. Pamiętam, że chodziłam do szkoły totalnie zaniedbana. Głodna, nieprzygotowana, w brudnych ubraniach itp. Moje rodzeństwo nie opiekowało się mną, rodzice byli wciąż zajęci.
Zaczęłam uciekać do babci, która mieszkała 3 km dalej. Uwielbiałam ją i czułam się przy niej bezpieczna. Ona jako jedyna poświęcała mi uwagę i dbała o mnie. Babcia dogadała się z rodzicami abym u niej zostawała gdy pracują. Każdemu było to na rękę.
W praktyce to właściwie u tej babci mieszkałam. Bardzo się z nią zżyłam. Z rodzicami i rodzeństwem wcale nie byłam żżyta. Ponieważ jak już były jakieś święta, czy czas wolny, to rodzice zapraszali przyjaciół i zajmowali się nimi. Jako rodzina nigdy nie spędzaliśmy razem czasu.
Dorastałam w takim przekonaniu, że to normalne. Nie czułam, że czegoś mi brakuje, nawet byłam wdzięczna rodzicom, że mam tyle "luzu". Podziwiałam ich za pracowitość.
Wszystko się posypało gdy babcia nagle ciężko zachorowała. Rodzice niczym hieny rzucili się na jej majątek... Wynosili z mieszkania wartościowe rzeczy, dzieli je między sobą a rodzeństwem. Snuli plany odnośnie majątku babci i tego co zrobią gdy odejdzie. To było straszne.
Ma moje protesty i walkę, reagowali bardzo agresywnie. Atakowali mnie i obwiniali za wszystko. Rodzeństwo im wtórowało i nie ważne jak absurdalnie zachowywali się rodzice, zawsze ich bronili.
Mocno się wtedy kłóciliśmy, bo broniłam babci i mówiłam głośno o ich okropnym zachowaniu. Wtedy zrobili sobie ze mnie wroga, próbując wmówić mi, że problem jest we mnie.
Po pogrzebie popadłam w głęboką depresję. Zamiast wsparcia czy zrozumienia byłam przez nich krytykowana i wciąż obgadywana. Krytykowali mnie, że nie mam pracy i nie mogę sobie jej znalezc. Mówili, że jestem zaniedbana, że przytyłam.. Obgadywali, że nie sprzątam, że mam bałagan i nie gotuje sobie. A jak zaczęłam chodzić na terapię, to obgadywali, że chodzę na terapię.. Koszmar.
Rzuciłam wszystko i wyjechałam na studia. Tam poznałam męża i totalnie się zmieniłam. Z rodziną widziałam się tylko od wielkiego dzwonu. Te spotkania zawsze były nijakie. Po za nimi nie kontaktowaliśmy się ze sobą. To trwało 5 lat.
No własnie... Minęło 5 lat... No i nagle oni sobie o mnie przypomnieli. Zapraszają mnie do siebie, na jakieś spotkania, grille, święta.. Chcą wpadać do mnie.. (a wcześniej spotykali się sami).
Zachowują się jakby nigdy nic. Jakby tamtej sytuacji i tych 5 lat obojętności nie było. Nagle zaczęli interesować się moim życiem i tym co robię.
Dla nich nie ma żadnego problemu, oni uważają, że są super.
A ja strasznie nie pewnie i spięta czuje się w ich towarzystwie. Zawsze gdzieś z tyłu głowy mam takie przeczucie, że to wszystko jest fałszywe.
Chyba nie potrafię im zaufać.. Przyznam, że lepiej się czuje gdy nie mam z nimi kontaktu.
Tylko nie wiem co robić, bo teoretycznie nie jesteśmy pokłóceni, ale ja chyba nigdy im nie zapomnę tamtej akcji i jak mnie potraktowali podczas mojej depresji... Wyciąganie brudów i wracanie do tamtego nic nie da, bo oni nie widzą w sobie problemu. Szkoda nerwów i języka.
Zastanawiam się co robić.. Macie jakieś rady?
22 sierpnia 2023, 20:33
Nie wiem czy jest sens odcinania się tak na 100%, nie korzystaj z zaproszeń na imprezy rodzinne, podziękuj powiedz, że masz inne plany i tyle, za jakiś czas znów o tobie zapomną jak nie będą widzieć inicjatywy z twojej strony
22 sierpnia 2023, 20:38
Wyglada to tak, ze albo ich sumienie ruszylo (malo prawdopodobne no ale moze), albo wyczuli ze mozna od Ciebie cos wyciagnac. Spotkac sie mozesz ale badz ostrozna i obserwuj ich zachowanie i reakcje.
22 sierpnia 2023, 20:41
Wybaczyć. Brzmi banalnie, ale wtedy to przede wszystkim Tobie ulzy. Oni idę o zakład widzą to wszystko zupełnie inaczej. Tak to już właśnie jest. Wszystko tak naprawdę zależy od ciebie...
22 sierpnia 2023, 20:52
Jako osoba, która na wiele lat odcięła się od rodziny, tej najbliższej, ale też dalszej, mogę Ci powiedzieć, że warto porozmawiać z nimi otwarcie o tym, co czujesz w związku z przeszłością, o co masz żal. Być może zrozumieli, że popełnili błąd, ale może nie rozumieją problemu, bo widzieli to wszystko inaczej. Tylko, gdy porozmawiasz i wyłoższysz dosadnie o co masz żal i dlaczego czujesz się z nimi źle w kontakcie, jest szansa na zbudowanie relacji na nowych zasadach. Jeśli nie zrozumieli to wtedy rozważ całkowite zerwanie relacji. Moja matka po latach w końcu zdała sobie sprawę z tego do czego to wszystko doprowadziło. Ja po latach terapii i odcięcia, zrozumienia także czym dyktowane były ich postępowanie jestem w stanie myśleć o odbudowie relacji. Takie całkowite odcięcie, chociaż doraźnie pomaga, jest też ciężarem. Aktualnie z nikim z rodziny, poza mamą, tatą i siostrą nie widzę możliwości kontaktu, bo też mnie zawiedli wtedy, gdy potrzebowałam.
22 sierpnia 2023, 22:26
Hej dziewczyny! Ten temat spędza mi sen z powiek, postanowiłam prosić Was o radę... Kiedyś moja rodzina bardzo mnie zawiodła, od tego czasu jestem do nich uprzedzona i nie ufam im. W ich towarzystwie czuję, że muszę ciągle mieć się na baczności... Jakby wciąż mnie oceniali, obserwowali, a wręcz knuli coś złego. Od "tego" wydarzenia minęło już kilka lat i wszystko mistrzowsko zamietli pod dywan. Każdy żyje jakby nigdy nic, ale ja wciąż pamiętam jak okropnie się zachowali i nie potrafię cieszyć się ich towarzystwem. Poważnie zastanawiam się, czy nie zerwać kontaktu... Ale nie wiem czy nie świruje.. Napiszcie co myślicie. Zaczęło się od tego, że jak miałam 8 lat, to rodzice zupełnie poświęcili się firmie. Mój brat i siostra byli już nastolatkami. Było im na rękę, że rodziców ciagle nie ma w domu. Właściwie mogliśmy robić co chcemy. Nikt nas nie pilnował. Pamiętam, że chodziłam do szkoły totalnie zaniedbana. Głodna, nieprzygotowana, w brudnych ubraniach itp. Moje rodzeństwo nie opiekowało się mną, rodzice byli wciąż zajęci. Zaczęłam uciekać do babci, która mieszkała 3 km dalej. Uwielbiałam ją i czułam się przy niej bezpieczna. Ona jako jedyna poświęcała mi uwagę i dbała o mnie. Babcia dogadała się z rodzicami abym u niej zostawała gdy pracują. Każdemu było to na rękę. W praktyce to właściwie u tej babci mieszkałam. Bardzo się z nią zżyłam. Z rodzicami i rodzeństwem wcale nie byłam żżyta. Ponieważ jak już były jakieś święta, czy czas wolny, to rodzice zapraszali przyjaciół i zajmowali się nimi. Jako rodzina nigdy nie spędzaliśmy razem czasu. Dorastałam w takim przekonaniu, że to normalne. Nie czułam, że czegoś mi brakuje, nawet byłam wdzięczna rodzicom, że mam tyle "luzu". Podziwiałam ich za pracowitość. Wszystko się posypało gdy babcia nagle ciężko zachorowała. Rodzice niczym hieny rzucili się na jej majątek... Wynosili z mieszkania wartościowe rzeczy, dzieli je między sobą a rodzeństwem. Snuli plany odnośnie majątku babci i tego co zrobią gdy odejdzie. To było straszne. Ma moje protesty i walkę, reagowali bardzo agresywnie. Atakowali mnie i obwiniali za wszystko. Rodzeństwo im wtórowało i nie ważne jak absurdalnie zachowywali się rodzice, zawsze ich bronili. Mocno się wtedy kłóciliśmy, bo broniłam babci i mówiłam głośno o ich okropnym zachowaniu. Wtedy zrobili sobie ze mnie wroga, próbując wmówić mi, że problem jest we mnie. Po pogrzebie popadłam w głęboką depresję. Zamiast wsparcia czy zrozumienia byłam przez nich krytykowana i wciąż obgadywana. Krytykowali mnie, że nie mam pracy i nie mogę sobie jej znalezc. Mówili, że jestem zaniedbana, że przytyłam.. Obgadywali, że nie sprzątam, że mam bałagan i nie gotuje sobie. A jak zaczęłam chodzić na terapię, to obgadywali, że chodzę na terapię.. Koszmar.Rzuciłam wszystko i wyjechałam na studia. Tam poznałam męża i totalnie się zmieniłam. Z rodziną widziałam się tylko od wielkiego dzwonu. Te spotkania zawsze były nijakie. Po za nimi nie kontaktowaliśmy się ze sobą. To trwało 5 lat. No własnie... Minęło 5 lat... No i nagle oni sobie o mnie przypomnieli. Zapraszają mnie do siebie, na jakieś spotkania, grille, święta.. Chcą wpadać do mnie.. (a wcześniej spotykali się sami). Zachowują się jakby nigdy nic. Jakby tamtej sytuacji i tych 5 lat obojętności nie było. Nagle zaczęli interesować się moim życiem i tym co robię. Dla nich nie ma żadnego problemu, oni uważają, że są super. A ja strasznie nie pewnie i spięta czuje się w ich towarzystwie. Zawsze gdzieś z tyłu głowy mam takie przeczucie, że to wszystko jest fałszywe.Chyba nie potrafię im zaufać.. Przyznam, że lepiej się czuje gdy nie mam z nimi kontaktu. Tylko nie wiem co robić, bo teoretycznie nie jesteśmy pokłóceni, ale ja chyba nigdy im nie zapomnę tamtej akcji i jak mnie potraktowali podczas mojej depresji... Wyciąganie brudów i wracanie do tamtego nic nie da, bo oni nie widzą w sobie problemu. Szkoda nerwów i języka. Zastanawiam się co robić.. Macie jakieś rady?
ja to jestem taka , że z grubej rury bym wypaliła o co chodzi że nagle sobie o mnie przypomnieli i wszystko od razu w potoku żali wyżygala i dzięki temu by się samoistnie wyklarowały nasze dalsze relacje.
23 sierpnia 2023, 09:24
Wyglada to tak, ze albo ich sumienie ruszylo (malo prawdopodobne no ale moze), albo wyczuli ze mozna od Ciebie cos wyciagnac. Spotkac sie mozesz ale badz ostrozna i obserwuj ich zachowanie i reakcje.
Zgadzam się z tym. Jeszcze mi przyszło, mi do głowy, że może jakaś choroba się pojawiła i chcą naprawić relacje.
23 sierpnia 2023, 11:17
Nie musisz sie z nimi widziec skoro to dla ciebie trudne, zawsze mozesz stawiac swoje warunki np odwiedziny w miejscu publicznym na kawie, restauracji jesli nie chcesz ich u siebie goscic. byc moze oni chca sie teraz widziec poniewaz w ich mniemaniu jestes teraz wazna czytaj masz pieniadze. Tacy to sa interesowni ludzie. A jak rodzina meza? Moze z nimi warto miec blizszy kontakt?
23 sierpnia 2023, 12:11
wydaje mi sie ze juz ta sytuacje opisywalas i dostawalas podobne rady ( inny nick).
Moim zdaniem zastanow sie czy ty chcesz tych kontaktow. Jesli ich nie chcesz to nie musisz robic tego oficjalnie ale trzymaj dystans , nie musisz isc na grilla i zle sie czuc. Z tego co pamietam to mieszkacie bardzo blisko i nie jest to latwe, ale skoro funkcjonowalo tyle lat to moze tak zostac. Nie wierze w bezinteresowne nawrocenia ludzi, ktorzy potrafili sprawiac przykrosc. Chyba ze moze przed terapia twoj odbior ich zachowan byl moze zbyt przeostrzony, tego nikt nie wie.
23 sierpnia 2023, 14:28
Zależy co finalnie chcesz osiągnąć. Jeśli chcesz się spotykać od oka raz na ruski rok, to ograniczaj kontakty do wymaganego minimum. Jeśli ciąży Ci to wszystko i mimo wszystko chciałabyś się pogodzić i prowadzić w miarę dobre stosunki, to idź z falą, wybacz i spotykaj się z nimi. Tak na prawdę nie wiadomo co nimi teraz kieruje. Opcji jest kilka. Może oni widzą całą sytuację inaczej (to normalne że ludzie pewne zdarzenia odbierają inaczej) i może dla nich to Ty byłaś ta dziwna, która zawsze się trzymała od nich z daleka i przegadali temat, że może jakoś uda się wciągnać Ciebie w ich towarzystwo na nowo. Może być tak, że coś od Ciebie chcą ugrać, ale też jakoś nie umiem sobie wyobrazić, że siedli rodzice z rodzeństwem i ktoś rzucił hasło "Ej Fiiona teraz na pewno kupę kasy zarabia, chodźcie odnowimy kontakt, może coś na tym zyskamy"? Może być też tak, że najzwyczajniej w świecie rodzice po latach zrozumieli swoje zachowanie i to że nie poświęcali ci odpowiedniej ilości czasu (rodzeństwo było starsze więc inaczej i może doszło do nich że Ty jednak byłaś małym dzieckiem wtedy) no i może zrozumieli swoje idiotyczne zachowanie jeśli chodzi o sprawę z babcią. Ludzie na stare lata mają takie przemyślenia czasem. A może nic do nich nie dotarło, tylko najzwyczajniej w świecie chcą poprawić stosunki rodzinne bo tak ich naszło, że jesteście rodziną i byłoby fajnie - bez żadnych podtekstów. A może rodzeństwo widzi w Tobie lepszą opcję do późniejszego opiekowania się rodzicami na stare lata, bo im się nie chce, więc robią sobie plecy zawczasu. Tak na prawdę cieżko stwierdzić co się za tym kryje i jakie są ich intencje. Jeśli spotkania Ci nie leżą, to nie chodź na nie. Jeśli myślisz, że mogłoby być z tego coś fajnego, to zaryzykuj. I tu też masz dwie opcje - albo idziesz na całość - czyli zapominasz o przeszłości, dajesz im czystą kartę, nie patrzysz na nich pod kątem, że na pewno coś kombinują albo dajesz im szansę ale bacznie obserwujesz co z tego wyniknie. Tylko tak na prawdę (i tu wiem po sobie) - jeśli jesteś do kogoś uprzedzona, to w każdej rzeczy kolejnej bedziesz się dopatrywała niuansów i kombinowania jak Cię wykorzystać.