- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
5 czerwca 2023, 13:18
Hej. Jestem niecałe 3 lata po ślubie. Mam roczną córeczkę, która jest dla mnie całym światem. Niestety małżeństwo dla mnie to porażka. Nie dzieje się nic ekstremalnego typu przemoc, zdrady itp. ale nasza codzienność jest wypełniona antypatią, każda rozmowa kończy się zgrzytami, walkami słownymi, nerwami. Mam wrażenie że każdy z nas to życie widzi totalnie inaczej i czuję jak stykam się ze ścianą, bo nie widzę sposobności abyśmy nawzajem zrozumieli swoje myślenie. Wielokrotnie gdy omawiamy jakąś sytuację to mam wrażenie, że mówimy o czymś innym, tak bardzo to co on mówi odbiega od tego co ja uważam że miało miejsce. Do tego dochodzą jakieś niemiłe teksty, drwiny, podważanie wartości drugiej strony. Narasta to od dawna i oddala coraz bardziej. Męczy mnie to bardzo i odbiera energię życiową. W sumie jak tak myślę to nigdy nie nadawaliśmy jakoś na wspólnych falach, ale spędzało się czas ok, było więcej "za" niż "przeciw" takich zdroworozsądkowych aby być razem i tak bez większych namysłów weszłam w to. Choć wielkiej miłości nigdy nie czułam. Sama jestem sobie winna. Ale jakoś zawsze w końcu się godziliśmy i żyliśmy dalej. A teraz już nie chce mi się nawet z nim godzić i wyjaśniać mój punkt widzenia bo widzę, że to nie ma sensu. Nigdy się nie rozumiemy, tylko zapominamy i żyjemy dalej. A odkąd jest dziecko, jest tyle możliwości do zgrzytów i uszczypliwości, że momenty gdy jest ok są coraz krótsze. Zazdroszczę parom, które żyją normalnie. Najgorsze jest to, że mi nie zależy już na nim i na tym, by coś poprawiać. Najbardziej lubię spędzać czas sama z córeczką. W sumie żalę się a trochę też chciałam was zapytać co o tym sądzicie w kontekście wychowania córeczki. Jest ona dla mnie najważniejsza oraz jej szczęście. Mój mąż jest super tatą, córeczka jest za nim tak samo jak za mną. Gdybym była sama, na pewno bym się z nim rozstała, jednak wiem że dla dziecka najlepiej jest gdy ma obojga rodziców na miejscu i do tego oboje bardzo się angażujemy w jej wychowanie (ale każdy osobno, prawie nigdy nic nie robimy w trójkę). Myślicie że córeczka będzie szczęśliwa w takiej rodzinie gdzie widać, że rodzice za sobą nie przepadają? Narazie ona nie rozumie za bardzo co mówimy ale energię czuje na pewno, a gdy jesteśmy razem to ta atmosfera jest zwykle nieprzyjemna. Potem mam wyrzuty sumienia, że ona słucha jak rozmawiamy takim chamskim tonem ze sobą. A bycie miłą dla niego jest już ponad moje siły. Martwię się, co będzie dalej, że będzie wychowywała się w takiej niekochającej się parze i będzie miała złe wzorce. Ale czuję też że nasze odejście to byłaby dla niej ogromna strata. Myślicie że żyć z takimi służbowymi stosunkami i niewchodzenie w kłótnie aby nie widziała takich skrajnych sytuacji będzie ok? Wiem, że muszę poświęcić swoje szczęście, ale sama pragnęłam dziecka i nadal jedyne czego pragnę najbardziej to jej szczęście. Jednocześnie wiem, że i tak nic nie zastąpi takiego dorastania w domu z kochającymi się rodzicami, a czuję, że tego nie jesteśmy w stanie jej dać :( Dobija mnie ta sytuacja.
Edytowany przez zona123 5 czerwca 2023, 13:27
5 czerwca 2023, 21:51
Ale jakie macie inne wizje życia?
Małzenstwo to sztuka kompromisów, a uczucia też są ważne. My się tak dogadujemy ze praktycznie się nie kłócimy i jest zawsze miła atmosfera. Dom powinien być oazą spokoju!
6 czerwca 2023, 00:39
Hej. Jestem niecałe 3 lata po ślubie. Mam roczną córeczkę, która jest dla mnie całym światem. Niestety małżeństwo dla mnie to porażka. Nie dzieje się nic ekstremalnego typu przemoc, zdrady itp. ale nasza codzienność jest wypełniona antypatią, każda rozmowa kończy się zgrzytami, walkami słownymi, nerwami. Mam wrażenie że każdy z nas to życie widzi totalnie inaczej i czuję jak stykam się ze ścianą, bo nie widzę sposobności abyśmy nawzajem zrozumieli swoje myślenie. Wielokrotnie gdy omawiamy jakąś sytuację to mam wrażenie, że mówimy o czymś innym, tak bardzo to co on mówi odbiega od tego co ja uważam że miało miejsce. Do tego dochodzą jakieś niemiłe teksty, drwiny, podważanie wartości drugiej strony. Narasta to od dawna i oddala coraz bardziej. Męczy mnie to bardzo i odbiera energię życiową. W sumie jak tak myślę to nigdy nie nadawaliśmy jakoś na wspólnych falach, ale spędzało się czas ok, było więcej "za" niż "przeciw" takich zdroworozsądkowych aby być razem i tak bez większych namysłów weszłam w to. Choć wielkiej miłości nigdy nie czułam. Sama jestem sobie winna. Ale jakoś zawsze w końcu się godziliśmy i żyliśmy dalej. A teraz już nie chce mi się nawet z nim godzić i wyjaśniać mój punkt widzenia bo widzę, że to nie ma sensu. Nigdy się nie rozumiemy, tylko zapominamy i żyjemy dalej. A odkąd jest dziecko, jest tyle możliwości do zgrzytów i uszczypliwości, że momenty gdy jest ok są coraz krótsze. Zazdroszczę parom, które żyją normalnie. Najgorsze jest to, że mi nie zależy już na nim i na tym, by coś poprawiać. Najbardziej lubię spędzać czas sama z córeczką. W sumie żalę się a trochę też chciałam was zapytać co o tym sądzicie w kontekście wychowania córeczki. Jest ona dla mnie najważniejsza oraz jej szczęście. Mój mąż jest super tatą, córeczka jest za nim tak samo jak za mną. Gdybym była sama, na pewno bym się z nim rozstała, jednak wiem że dla dziecka najlepiej jest gdy ma obojga rodziców na miejscu i do tego oboje bardzo się angażujemy w jej wychowanie (ale każdy osobno, prawie nigdy nic nie robimy w trójkę). Myślicie że córeczka będzie szczęśliwa w takiej rodzinie gdzie widać, że rodzice za sobą nie przepadają? Narazie ona nie rozumie za bardzo co mówimy ale energię czuje na pewno, a gdy jesteśmy razem to ta atmosfera jest zwykle nieprzyjemna. Potem mam wyrzuty sumienia, że ona słucha jak rozmawiamy takim chamskim tonem ze sobą. A bycie miłą dla niego jest już ponad moje siły. Martwię się, co będzie dalej, że będzie wychowywała się w takiej niekochającej się parze i będzie miała złe wzorce. Ale czuję też że nasze odejście to byłaby dla niej ogromna strata. Myślicie że żyć z takimi służbowymi stosunkami i niewchodzenie w kłótnie aby nie widziała takich skrajnych sytuacji będzie ok? Wiem, że muszę poświęcić swoje szczęście, ale sama pragnęłam dziecka i nadal jedyne czego pragnę najbardziej to jej szczęście. Jednocześnie wiem, że i tak nic nie zastąpi takiego dorastania w domu z kochającymi się rodzicami, a czuję, że tego nie jesteśmy w stanie jej dać :( Dobija mnie ta sytuacja.
rozstancie się, przecież i tak z dzieckiem spędzacie czas osobno, nic nigdy we trójkę nie robicie, więc dla córeczki to normalka
6 czerwca 2023, 09:18
Rozwód i opieka naprzemienna. Mówię z perspektywy osoby, która wychowywała się w rodzince gdzie rodzice zwyczajnie się nie lubili, ale byli ze sobą ze względu na mnie, tragedia przez to mam złe wzorce i jestem anty-ślub.
6 czerwca 2023, 12:36
Ale jakie macie inne wizje życia?
Małzenstwo to sztuka kompromisów, a uczucia też są ważne. My się tak dogadujemy ze praktycznie się nie kłócimy i jest zawsze miła atmosfera. Dom powinien być oazą spokoju!
Dokladnie.
Autorko. Jeśli da się to ratować (chcesz tego,masz siłę, jest cokolwiek co Was jeszcze łączy, partner też chce- o tym trzeba porozmawiać) to próbujcie się zbliżyć, może terapia, może więcej kompromisów i miłych chwil. Czasem praca generuje też stresy i tą uszczypliwość- warto się temu przyjrzeć czy nie jesteście przemęczeni. Może wspólny urlop?
Jeśli nie ma już żadnej nici porozumienia, jeśli żyjecie jak " pies z kotem" to wtedy myśleć o rozwodzie i opiece naprzemiennej.
6 czerwca 2023, 17:40
Jeżeli nie możesz zmienić kogoś to zmień siebie i swoje nastawienie. Odpuść , nie krytykuj, nie oczekuj czegoś co się może ale nie musi wydarzyć . Rozmawiaj z mężem jak z obcym człowiekiem. Z obcymi bardziej się staramy , tłumaczymy o co nam chodzi a od męża oczekujemy, ze on powinien to wiedzieć . Z facetami tak to nie działa . Im trzeba wszystko tłumaczyć prosto z mostu. U mnie się udało a nie było lekko. Nikt Ci nie zagwarantuje , ze z innym będzie lepiej. Coś Was jednak przyciągnęło do siebie , warto to z powrotem odszukać i rozwijać . Powodzenia dla całej rodziny.
6 czerwca 2023, 22:59
U mnie po narodzinach dziecka było prawie identycznie, z tą różnicą że byliśmy małżeństwem kilkanaście lat. I nie uchroniło to nas przed kryzysem. Dobrze, że nie pytałam forumów o radę, bo jeszcze bym się faktycznie rozwiodła. Nowy człowiek w domu to ciężka sytuacja dla wszystkich, różne głupoty chodzą po głowie i różne myśli. Moja rada przeczekać. Moja córka kończy niedługo 3 lata i znów lubię być z moim mężem, aczkolwiek zostało mi przeświadczenie, że faceci to gorsza płeć i trzeba jakoś z tym żyć. :P
7 czerwca 2023, 01:00
terapia, a jak nie to żyć w tym lub rozwód