- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
29 lipca 2021, 13:08
Potrzebuję, aby ktoś spojrzał na sytuację z boku i powiedział czy ja jestem jakaś nienormalna czy inni ludzie są nieogarami (lub po prostu perfidnymi wykorzystywaczami a ja frajerką) i mam prawo się wkurzać? Otóż od kiedy zaczęły się wakacje, to syn sąsiadów non stop u nas przesiaduje i zaczyna mnie to już ostro wkurzać. Przyłazi już o godzinie 10.00 i siedzi czasem do 14.00 a czasem do 17.00. Ogólnie wyganiam ich na dwór, ale często słyszę że on namawia mojego syna żeby pójść do domu. Może nie miałabym nic przeciwko, gdyby nie to, że oni się w domu nie bawią, tylko szwędają się z kąta w kąt bez celu, kolega wymyśla zabawy z darciem się albo stęka o granie na kompie (czego im nie pozwalam, ale jemu nie przeszkadza to pytać co 5 minut i mówić, że jego mama pozwoliła mu pograć u nas - WTF?), co chwilę buszują po kuchni i robią sobie grzanki, zaglądają po szafkach, wyjmują słodycze itp. Nie zrozumcie mnie źle - nie żałuję dziecku jedzenia, ale co innego poczęstować kogoś raz na jakiś czas a co innego praktycznie codziennie żywić od rana do pory obiadowej. I uprzedzając - nie jest to patologia, że dziecko nie ma co jeść więc je u nas bo jest głodne. To typowa klasa średnia, nowy dom, dwa auta, normalne warunki w domu. Denerwuje mnie też to, że nie ma wzajemności. W sensie uważam że jak się wciska komuś swoje dziecko na pół dnia, to wypadałoby zaprosić potem to dziecko do siebie. I tak, mój syn do nich chodzi - raz na tydzień lub dwa, na godzinę max a czasem po pół godziny już idą z powrotem do nas. Natomiast u nas siedzą po kilka ładnych godzin dzień w dzień od rana. Chłopaki mają po 9 lat - niby są już na tyle duzi że nie jest to patrzenie na nich 24 godziny na dobę, ale z drugiej strony jestem jakby odpowiedzialna za nich i trochę mnie wkurza, że mam cały tydzień trójkę dzieci na wychowaniu a nie dwoje (mam jeszcze córkę 6 lat). Z drugiej strony jestem DDA i ogólnie nigdy nie przepadałam za cudzymi dziećmi, więc biorę pod uwagę to, że sytuacja może jest normalna i tak powinno być a tylko ja mam uprzedzenia bezpodstawne bo obce dzieci mnie irytują? Ja w sumie to tego chłopca lubię, jest on na ten moment mojego syna najlepszym kolegą, niech się bawią, super, ale ja serio nie chcę, żeby on u nas przesiadywał po 6 godzin dziennie, codziennie. Jak to rozegrać z jego rodzicami? (bo dziecko niczemu nie winne zapewne). Rodzice jak widać mają wywalone czy dziecko zje obiad jakiś, czy coś je przez ten czas. Jak się pytam syna dlaczego nie pójdą tym razem do nich do domu, tylko znowu u nas dzisiaj, to mówi że jego mama nie pozwala... Wkurza mnie cała ta sytuacja. Aaaa nie dodałam jeszcze, że często ten chłopiec przychodzi z siostrą, bo mu ją wciskają do pilnowania, więc on idzie do nas i ją przyprowadza. Dziecko ma 3 lata... Wprawdzie nie jest to codziennie, ale jednak 3 letnie dziecko wymaga więcej uwagi, której nie wiem dlaczego ja mam przez pół dnia udzielać? Nie wiem trochę jak ugryźć sytuację. Zazwyczaj nie mam problemu z asertywnością, ale co innego powiedzieć komuś, że niestety nie możesz mu pomóc a co innego powiedzieć pośrednio lub bezpośrednio ze wku***wia Cię, że danej osoby dziecko przesiaduje u Ciebie w domu. Nie chciałabym żeby się obrazili i zabronili chłopakom bawić (ludzie są różni), ale z drugiej strony mam dosyć poczucia dyskomfortu w moim własnym domu. Czy przesadzam? Sytuacja dotyczy wakacji. W roku szkolnym chłopaki mieli kontakt w szkole, po szkole kazdy zajmował się sobą i ewentualnie spotykali się na godzinkę na dworze. Nie wiem, może po wakacjach bedzie tak samo? Ale no kurde, to ponad miesiac jeszcze, a obawiam się, że to może być sytuacja z cyklu "Daj palec to Ci upierdzielą łapę przy samej dupie"
Aaa dodam jeszcze, ze sąsiadka kiedyś w takiej luźnej rozmowie napomknęła, że ona to w sumie nie lubi jak dzieci są w domu czy zapraszają kolegów i koleżanki, bo ona nie lubi hałasu. No i ok. Rozumiem. Też tak mam. Ale jednak chcę aby moje dzieci miały kolegów wiec normalne jest że gdzieś się muszą bawić. I dla mnie normalne jest to, że wychodzisz ze strefy komfortu na 1 dzień i bawią się wszyscy u ciebie a na drugi dzień masz high life, bo Twoje dziecko jest u kogoś. Każdy ma dzień spokoju i dzień mniejszego spokoju ;) - mniejwięcej, wiadomo że nie trzeba tworzyć grafiku do tego. Ale nie, że Ci zwalają dzieci codziennie bo nie lubią hałasu to nie zaproszą do siebie a swoje wypchną Tobie... To jest niepoważne
Edytowany przez Karolka_83 29 lipca 2021, 13:20
30 lipca 2021, 01:50
Myślę, że powinnaś dość radykalnie rozwiązać sytuację. Niektóre osoby wskazywały, że to może zaważyć na relacjach Twojego syna z kolegą. Mam wrażenie, że nie mamy tu do czynienia z przyjaźnieniem się, a z wykorzystywaniem Twojego syna przez kolegę (sama pisałaś, że jest to osobowość dominująca). Konsekwentnie nie zgadzałabym się by chłopak do Was przychodził na całe dnie, albo ograniczyła do 1-2 spotkań w tygodniu (1-2 godziny). Twój dom nie jest przechowalnią i jadłodajnią dla cudzych dzieci. A stanowisko rodziców kolegi miałabym w nosie - Twój dom, Twoje reguły.
30 lipca 2021, 08:37
Też mam takie poczucie, że ten kolega stosuje takie 'śliskie' strategie (namawianie, naleganie, wykorzystywanie uległości Twojego syna i może nawet manipulowanie, bo te teksty że mama mu pozwoliła pograć to też trudno zweryfikować).
I będzie z korzyścią i dla tego dziecka (bo pewnie nie robi tego perfidnie, ale jednak powtarza zachowania które przynoszą mu pożądany efekt, a ogólnie są słabe) i dla Twojego syna (bo po co dawać mu przekaz że na wszystko trzeba się godzić byle mieć kolegów i że stawianie granic jest tożsame z czymś złym), jednak to ukrócić.
Przy czym mi się wydaje że 9 lat to już wiek gdzie pierwszą instancją w takiej sprawie mogą być dzieci, a dopiero jak to nie przynosi efektu to do rodziców. Zwłaszcza że tu czuje że i tak z dzieckiem można więcej wypracować niż z tymi rodzicami.
I tu bym zaczęła od ustalenia ze swoim dzieckiem zasad odnośnie tego kiedy i jak często może przyprowadzać gości do domu. Że np 2 razy w tygodniu w domu, a tak to do ogrodu.
Wytłumaczyła bym z czego to wynika, zapytała czy potrzebuje rady jak to wdrożyć, jak się czuje z tym czy ma jakieś obawy (może być obawa że kolega to źle przyjmie, to dobra okazja żeby wytłumaczyć że ma prawo stawiać granice, a kolega powinien to uszanowac, tak jak twój syn szanuje bez wpychania się, to jak tamten mówi że mama nie pozwala przychodzić do domu).
I jednak bym oczekiwała że syn popracuje nad tym żeby się tych ustaleń trzymać i nie odpuszczać. Np jeśli są na dworze, limit wizyt wyczerpany, a tamten namawia na przyjście do domu to krótka odpowiedź 'mama dzisiaj nie pozwala', 'juz w tym tygodniu nie mogę przyprowadzać gości do domu, ale chętnie pobawię się z Tobą jeszcze trochę w ogrodzie' i tyle. Bez podróży pod drzwi i pytania czy kolega może przyjść.
Myślę że będzie to z długofalową korzyścią dla niego, bo przecież chyba nie chcesz żeby zawsze te dominujące osobowości dookoła wymuszały na nim co chcą.
Jeśli syn nie widzi w tym tych niuansów i te granice nie są jego, to niech chociaż uczy się respektować Twoje, bo jak najbardziej masz prawo ustalić zasady odnośnie odwiedzania Was.
A za przykład akurat może posłużyć kolega, który nie ma najmniejszych problemów z oznajmianiem że u niego w domu są takie i takie zasady i koniec. Jakoś Twój syn nie idzie pod drzwi tamtego domu z nim i nie namawia go żeby jednak zapytał.
I tak dajesz im przecież duże możliwości i duże pole do rozwijania znajomości, a dzieci jednak w perspektywie rozwojowej bardzo potrzebują stawiania zdrowych granic ;-) i nic się temu chłopcu nie stanie jak ktoś wreszcie mu zademonstruje że jego chętki jego chętkami, ale tu też są zasady których się trzeba trzymać, i nikt mu tym personalnie krzywdy nie robi i ogólnie pozostaje mu życzliwy. Jakoś w domu zasad przestrzega, a u Was nie, co jest dość ciekawe.
I obawiam się że to że polubił ten Wasz dom to też nie aż taki duży komplement jak ktoś pisał, bo mógł właśnie polubić to że te granice są elastyczne i jest szansa że się uda coś wymusic, na coś namówić ;-)
Myślę że tymi ustaleniami w szerszej perspektywie zyskacie szacunek tego dziecka i wcale się znajomość nie wykruszy. Wykruszyć by się mogła jakby pójść do rodziców i ich ego wkroczyloby do akcji, stąd to bym traktowała jako ostatecznośc. A tak to w moim odczuciu najpierw rozmowa z własnym dzieckiem, wsparcie go w tym jednak trudnym zadaniu, później ewentualnie rozmowa też z tym chłopcem lub z nimi razem i respektowanie ustaleń przez Ciebie (wypraszanie, z szacunkiem oczywiscie, jakby chciał wbijać ponad ustalone normy, przypominanie że juz się kończy ustalony czas zabawy) no i na końcu z rodzicami.
Ogólnie współczuję bo ja też dużo miałam takich przygód z dziećmi w sąsiedztwie i było to dla mnie trudne i frustrujące, bo z jednej strony człowiek chce być życzliwy i gościnny, to jednak dzieci. Z drugiej no nie da się ukryć że czuje się jakieś nadużycie na sobie i pojawia się frustracja i złość. I jak to ugryźć. Mi pomagało szukanie w tym korzyści dla dzieci, że może jednak teraz nie jest zbyt miło jak stawiam granice, ale o ile robię to z szacunkiem to jest to proces korzystny dla każdej ze stron. Trzymam kciuki ;-)