Temat: Łączy nas tylko dziecko

Jestem załamana. Zacznę od początku..Mamy z mężem roczne dziecko. Zanim zaszłam w ciążę i w trakcie ciąży było super. Dogadywaliśmy się, często wychodziliśmy razem, rozmawialiśmy. Po urodzeniu dziecka - na początku było ok, była fascynacja tym wszystkim, byłam pewna, że stworzymy świetną rodzinę. Od kilku miesięcy zaczęło się psuć, brakuje mi wspólnie spędzonego czasu. Na spacery z maluchem rzadko chodzimy razem, bo wrócił późno z pracy, bo zła pogoda, bo mu się nie chce... Zawsze ja aranżowałam wyjścia we dwoje, podrzucaliśmy wtedy dziecko babci. On nigdy niczego nie zaproponuje, mi też się już odechciewa. Przestaliśmy spać ze sobą, rozmawiać praktycznie też, są ciągłe kłótnie, kilka razy poniosły mnie nerwy do tego stopnia, że go wyzwałam. To nas też bardzo oddaliło. Żałuję tego, ale we mnie już rośnie frustracja, złość, wszystko co najgorsze. Teraz widzę, że łączy nas tylko dziecko. Zachowujemy się jak znajomi. Czy ktoś wyszedł z tego kryzysu? Już nie wiem co robić..

Macierzyństwo jest w ogóle przereklamowane. Mogę cię pocieszyc, że jak dziecko będzie coraz bardziej samodzielne będzie lepiej. Niewiele lepiej. Ale lepiej. 

Nic nie robić, nie frustrować się,  dać sobie czas na ułożenie swoich ról od początku. Dziecko się zmienia i za chwilę wasza rodzina/małżeństwo też  się zmieni. 

Do roku, dwóch po urodzeniu dziecka w wielu małżeństwach tak jest. Jest to czas gdzie dziecko bardzo absorbuje  oraz jest nowością w życiu rodziców. Będzie lepiej jak dziecko zacznie stabilnie chodzić i sensownie mówić. 

Poza tym przyzwyczaj się, że odkąd jesteście rodzicami i macie małe dziecko, które nie może zostać bez opieki wasz wspólny czas będzie bardzo ograniczony przez kilka lat. Nie wiem, czy pracujesz już, czy nie, ale jak jeszcze dojdzie praca to tym bardziej nie będzie czasu, czy po prostu chęci/siły. 

Musisz sama też wewnątrz przetrawić, że już nie będzie jak dawniej i pogodzić się z tym. To nie oznacza, że w ogóle macie nie spędzać razem czasu, ale oznacza, że musisz swoje oczekiwania zmienić w stosunku do życia przed dzieckiem. To Ci pozwoli na trochę dystansu  i mniej nerwów. 

Ja mam 4,5 letnie dziecko, oboje pracujemy, w tym mąż na zmiany  i jak dziecko jest chore (nagminnie) to często do pracy idziemy na zakładkę, więc i nawet czasem widzę go może z 1h dziennie gdzie on się wtedy kąpie, czy coś je, a co tu mówić o randce i wyjściu buhehehehe. Nie wiem nie narzekam, my nadrabiamy jak dziecko jest zdrowe, albo w weekend. Nawet nie tyle wychodzimy co razem spędzam czas w domu np. jak już dziecko uśnie, albo samo się bawi, bo ma już swoje zabawy zastrzeżone dla rodziców. Poza tym być razem można też z dzieckiem w sensie w coś wspólnie się bawić, albo razem wyjechać. To też fajnie zbliża małżonków i całą rodzinę. Buduje bliskość, która potem jest wstępem do intymności. 

A tak właściwie to o co się kłócicie? Dzielicie się opieką nad dzieckiem? Planujesz powrót do pracy czy nie?

Łatwo nie jest, choć ja prawdę powiedziawszy ten okres wspominam z rozrzewnieniem, tylko jedno dziecko i to jeszcze małe to był luksus. Teraz mamy dwójkę, która zasypia o 21:30 i KOMPLETNIE nie mamy czasu na nic, już nie mówiąc o jakimkolwiek spędzaniu czasu razem.

Marisca napisał(a):

Nic nie robić, nie frustrować się,  dać sobie czas na ułożenie swoich ról od początku. Dziecko się zmienia i za chwilę wasza rodzina/małżeństwo też  się zmieni. Do roku, dwóch po urodzeniu dziecka w wielu małżeństwach tak jest. Jest to czas gdzie dziecko bardzo absorbuje  oraz jest nowością w życiu rodziców. Będzie lepiej jak dziecko zacznie stabilnie chodzić i sensownie mówić. Poza tym przyzwyczaj się, że odkąd jesteście rodzicami i macie małe dziecko, które nie może zostać bez opieki wasz wspólny czas będzie bardzo ograniczony przez kilka lat. Nie wiem, czy pracujesz już, czy nie, ale jak jeszcze dojdzie praca to tym bardziej nie będzie czasu, czy po prostu chęci/siły. Musisz sama też wewnątrz przetrawić, że już nie będzie jak dawniej i pogodzić się z tym. To nie oznacza, że w ogóle macie nie spędzać razem czasu, ale oznacza, że musisz swoje oczekiwania zmienić w stosunku do życia przed dzieckiem. To Ci pozwoli na trochę dystansu  i mniej nerwów. Ja mam 4,5 letnie dziecko, oboje pracujemy, w tym mąż na zmiany  i jak dziecko jest chore (nagminnie) to często do pracy idziemy na zakładkę, więc i nawet czasem widzę go może z 1h dziennie gdzie on się wtedy kąpie, czy coś je, a co tu mówić o randce i wyjściu buhehehehe. Nie wiem nie narzekam, my nadrabiamy jak dziecko jest zdrowe, albo w weekend. Nawet nie tyle wychodzimy co razem spędzam czas w domu np. jak już dziecko uśnie, albo samo się bawi, bo ma już swoje zabawy zastrzeżone dla rodziców. Poza tym być razem można też z dzieckiem w sensie w coś wspólnie się bawić, albo razem wyjechać. To też fajnie zbliża małżonków i całą rodzinę. Buduje bliskość, która potem jest wstępem do intymności. 

Samo się nie zmieni. A pasywne oczekiwanie na zmianę może prowadzić do tego, że ne będzie się miało co zmieniać bo małżeństwa już nie będzie. 

Rad nie mam, bo tematu sama nie przerabiałam i nie chcę się wymądrzać teoretyzując. Jedyne co mogę powiedzieć, że "jak dbasz, tak masz". Ale to dotyczy obu małżonków.

Mamy dwójkę dzieci w tym jedno 15 miesieczne a mimo to znajdujemy czas dla siebie. Czasami kosztem mniejszej ilosci godzin snu ale to dla nas wazne.. Moze mi ciezko to zrozumiec bo my jestesmy z tych ludzi, ktorzy bardzo kochaja swoje dzieci ale nie zapominaja kim sa dla siebie i od czego sie ta rodzina zaczela. Dlatego dzieci nie spaly z nami w lozku (nasza intymnosc), a czas z mezem to nie randki i wyjscia na miasto a wspolne czytanie czy ogladanie filmu przytuleni. Wogóle nie rozumiem rodziców, ktorzy pozwalaja na to by dziecko stale spalo z nimi, gdzie w tym wszystkim czas na seks czy bliskosc w lozku?

Wracajac do tematu, moze po prostu zainteresuj sie tym co on robi w wolnej chwili, moze zrobicie cos razem? To jakis fundament do odbudowania wiezi.  A spacery wspolne? Moze po pracy po prostu nie ma sily na wspolne spacery?  Rozni sa ludzie, nie kazdy czuje przyjemnosc z chodzenia a spacer z wozkiem to nie wyznacznik bycia dobrym tatą i mężem a pewnie duzo masz o te spacery pretensji?

Rozumiem, że nie będzie jak dawniej. Chciałabym mieć po prostu chociaż jeden/dwa dni w miesiącu dla nas. Tym bardziej, że babcie są skłonne z malutkim zostać, a i on wielkich kłopotów im nie przysparza. Zamiast z tego skorzystać, mój mąż nie wykazuje żadnej inicjatywy. Ale wyjazdy i wyjścia swoją drogą. Nas nie ma nawet na co dzień. Wraca z pracy koło 17 albo 19. Zje, wykąpie się, wykąpiemy dziecko o 20/21. Więcej gadamy do dziecka niż ze sobą. I tyle go widzę. Ja leżę z małym, bo zasypia przy cycu i już z nim zostaję.  On w drugim pokoju. Nawet nie mam ochoty już do niego iść, bo po co? Skoro nie gadamy, nie dotykamy się, jesteśmy jak znajomi. Kłóciliśmy się o jego wychodzenie i to, że często nie było go w domu wieczorem, kiedy mały spał, a chciałam spędzić z nim wtedy czas. Przez to ja stałam się nerwowa, często wybuchałam i jak pisałam, doszło do kilku wyzwisk i o to też kłótnie. On przez to wychodził, a ja jeszcze bardziej się denerwowałam. To nas bardzo oddaliło i zmieniło chyba moje podejście do niego. Aż w końcu doszliśmy do porozumienia, że on wychodzi 2 razy w tygodniu wieczorem jak mały śpi.  Pomagać, pomaga raczej, ogólnie z tym nie narzekam. Ale nie ma nas. Jest wieczne napięcie. Znów niedawno była kłotnia, już jestem chodzącym strzępkiem nerwów przez te wszystkie akcje, mimo porozumienia jako takiego. Nie rozmawiamy ze sobą aktualnie wcale. Najbardziej w tym szkoda mi dziecka.

Cllio napisał(a):

Marisca napisał(a):

Nic nie robić, nie frustrować się,  dać sobie czas na ułożenie swoich ról od początku. Dziecko się zmienia i za chwilę wasza rodzina/małżeństwo też  się zmieni. Do roku, dwóch po urodzeniu dziecka w wielu małżeństwach tak jest. Jest to czas gdzie dziecko bardzo absorbuje  oraz jest nowością w życiu rodziców. Będzie lepiej jak dziecko zacznie stabilnie chodzić i sensownie mówić. Poza tym przyzwyczaj się, że odkąd jesteście rodzicami i macie małe dziecko, które nie może zostać bez opieki wasz wspólny czas będzie bardzo ograniczony przez kilka lat. Nie wiem, czy pracujesz już, czy nie, ale jak jeszcze dojdzie praca to tym bardziej nie będzie czasu, czy po prostu chęci/siły. Musisz sama też wewnątrz przetrawić, że już nie będzie jak dawniej i pogodzić się z tym. To nie oznacza, że w ogóle macie nie spędzać razem czasu, ale oznacza, że musisz swoje oczekiwania zmienić w stosunku do życia przed dzieckiem. To Ci pozwoli na trochę dystansu  i mniej nerwów. Ja mam 4,5 letnie dziecko, oboje pracujemy, w tym mąż na zmiany  i jak dziecko jest chore (nagminnie) to często do pracy idziemy na zakładkę, więc i nawet czasem widzę go może z 1h dziennie gdzie on się wtedy kąpie, czy coś je, a co tu mówić o randce i wyjściu buhehehehe. Nie wiem nie narzekam, my nadrabiamy jak dziecko jest zdrowe, albo w weekend. Nawet nie tyle wychodzimy co razem spędzam czas w domu np. jak już dziecko uśnie, albo samo się bawi, bo ma już swoje zabawy zastrzeżone dla rodziców. Poza tym być razem można też z dzieckiem w sensie w coś wspólnie się bawić, albo razem wyjechać. To też fajnie zbliża małżonków i całą rodzinę. Buduje bliskość, która potem jest wstępem do intymności. 
Samo się nie zmieni. A pasywne oczekiwanie na zmianę może prowadzić do tego, że ne będzie się miało co zmieniać bo małżeństwa już nie będzie. Rad nie mam, bo tematu sama nie przerabiałam i nie chcę się wymądrzać teoretyzując. Jedyne co mogę powiedzieć, że "jak dbasz, tak masz". Ale to dotyczy obu małżonków.

A jednak teoretyzujesz :P Próbować na siłę i frustrować się zamiast puścić wolno i dać sobie czas na odnalezienie się w swojej roli jest znacznie gorsze. Poza tym jak 2 strona nie będzie chciała, a autorka będzie sama ciągłe ten wózek to slogan pt. "jak dbasz tak masz" nie sprawdzi się i małżeństwa nie naprawi. Takie dbanie na siłę jeszcze bardziej oddala. Czasem naprawdę trzeba puścić wolno zwłaszcza jak cały świat staje do góry nogami , a tak się dzieje, kiedy do pary dołącza dziecko. 

yagama napisał(a):

Rozumiem, że nie będzie jak dawniej. Chciałabym mieć po prostu chociaż jeden/dwa dni w miesiącu dla nas. Tym bardziej, że babcie są skłonne z malutkim zostać, a i on wielkich kłopotów im nie przysparza. Zamiast z tego skorzystać, mój mąż nie wykazuje żadnej inicjatywy. Ale wyjazdy i wyjścia swoją drogą. Nas nie ma nawet na co dzień. Wraca z pracy koło 17 albo 19. Zje, wykąpie się, wykąpiemy dziecko o 20/21. Więcej gadamy do dziecka niż ze sobą. I tyle go widzę. Ja leżę z małym, bo zasypia przy cycu i już z nim zostaję.  On w drugim pokoju. Nawet nie mam ochoty już do niego iść, bo po co? Skoro nie gadamy, nie dotykamy się, jesteśmy jak znajomi. Kłóciliśmy się o jego wychodzenie i to, że często nie było go w domu wieczorem, kiedy mały spał, a chciałam spędzić z nim wtedy czas. Przez to ja stałam się nerwowa, często wybuchałam i jak pisałam, doszło do kilku wyzwisk i o to też kłótnie. On przez to wychodził, a ja jeszcze bardziej się denerwowałam. To nas bardzo oddaliło i zmieniło chyba moje podejście do niego. Aż w końcu doszliśmy do porozumienia, że on wychodzi 2 razy w tygodniu wieczorem jak mały śpi.  Pomagać, pomaga raczej, ogólnie z tym nie narzekam. Ale nie ma nas. Jest wieczne napięcie. Znów niedawno była kłotnia, już jestem chodzącym strzępkiem nerwów przez te wszystkie akcje, mimo porozumienia jako takiego. Nie rozmawiamy ze sobą aktualnie wcale. Najbardziej w tym szkoda mi dziecka.

A gdzie on tak wychodzi 2 razy w tyg?

Mamy 3 miesięcznie dziecko,które również zasypia na cycu, ale odkładam ja do łóżeczka ( w naszej sypialni) i śpimy  razem z mężem w jednym łóżku.  Nie wyobrażam sobie spać w oddzielnych pokojach ale może po prostu mamy szczęście bo mała śpi ładnie w nocy w swoim łóżeczku. Może zaczęłaś skupiac sie tylko na dziecku? Ja mialam takie dni i maz tez ze tylko malutka i malutka ale szybko się przywoujemy do porządku.  Dużo rozmawiamy o wspólnych planach,marzeniach czy nawet o serialu który obejrzeliśmy...gramy w planszówki, spacery jakieś dłuższe to w weekendy.

Do znajomych. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.