- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
24 czerwca 2019, 09:21
ma 25 lat, od urodzenia mieszkał w stolicy, cały czas w jednym, małym mieszkaniu z mamą. zawsze mówił, że na czas studiów robi sobie taki 'luz'. ogolnie rozumiem to, bo ceny za wynajem w Warszawie są koszmare i też bym wolała zaoszczędzić tys miesięcznie i mieszkać na pewniaka, niż się męczyć. jednak teraz kończy studia i czuje potrzebe, żeby zmienić tą sytuacje. chciałby pomieszkać gdzieś indziej, zmienić środowisko, usamodzielnić się, wypróbować siebie, rzucić się trochę na głęboką wodę. opcja znalezienia lepszej pracy i wyprowadzki do wynajmowanej kawalerki mu tego nie gwarantuje, więc chce wyjechać gdzieś za granice. rozumiem jego postawe, myśle że nie podobałoby mi się gdyby został i tak sobie żył z dnia na dzień. jeszcze nie ma nic załatwionego, ale mówi o tym pewnie, że tego potrzebuje i będzie sobie wypominał jak z tych planów zrezygnuje.
ja znowu cale życie żyje na walizkach. przyjechałam tutaj na studia, calkiem sama i tak walcze caly czas, żeby jakoś sobie gdzieś życie ułożyć. chciałabym mieć w końcu jaką swoją 'oaze'. nie planuje zakładania rodziny itd. ale mimo wszystko potrzebuje teraz jakiejś stabilizacji. może chciałabym też gdzieś indziej jeszcze pomieszkać, ale został mi jeszcze rok studiów plus mam tutaj nagrane rózne możliwości zawodowe, więc raczej wyobrażam sobie to tak, że tutaj chciałabym spędzić ten rok/dwa. potrzebuje czuć jakąś pewność. ja do związków podchodzę bardzo poważnie i dla mnie taka relacja jest bliska, emocjonalna i traktuje taką osobę jako własnie taką drugą połówkę..
jak temat wyjazdu został poruszony to zrobiła się z tego kilkugodzinna wojna, podczas której już padały rózne absurdalne wizje przyszłości.. przybrało to wszystko obraz jakbym chciała juz męża, dzieci, bo lata lecą, a on jest wolnym ptakiem i się angażować nie będzię, więc lepiej pójść w swoją stronę.
potem rozmawialiśmy juz na spokojnie i to nie jest tak, że nasze podejscia się jakoś bardzo róznią, bo ja też cenie sobie w jakiś sposób swoją niezależność i jeszcze daleka droga w mojej glowie do tego, żeby myśleć o zakładaniu rodziny itd (to moj pierwszy związek, w którym oficjalnie jesteśmy pół roku, a znamy się jakoś 1,5 i od początku mamy bardzo bliski i intwnsywny kontakt)
generalnie on twierdzi, że nie wyobraża sobie zerwania kontaktu, że na ten moment jest pewny tej znajomości, ale nie może mi zagwarantować tego co będzie za pół roku, za rok. mówi wprost, że moze się to zmienić. a ja po tym nie mogę funkcjonować. cały czas czuje się zagrożona. mam świadomość, że mogę tą znajomość stracić i to mnie paraliżuje..
czy takie coś ma prawo bycia? nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć
24 czerwca 2019, 09:45
Czyli jest z Tobą bo na razie mu to odpowiada, ale za parę miesięcy jak trafi się coś lepszego czy przestanie mu to już odpowiadać to nie zdziw się jak odejdzie. Jest tego na tyle pewny że mówi Ci o tym wprost. Znając życie to odejdzie na 100% tylko to odwleka w czasie, na Twoim miejscu dałabym sobie już teraz spokój to zaoszczędzisz sobie zamartwiania i cierpienia w przyszłości. Znajdź sobie kogoś komu będzie na Tobie zależeć w tym samym stopniu co Tobie na tej osobie. Niestety twój aktualny związek nie ma wspólnej przyszłości.
24 czerwca 2019, 09:50
mamusia w domu, dziewczyna na miescie, a chlopaczek chcialby sie wyszalec.
sorry, ale zaden facet, ktory kocha, nie jedzie sam ot tak sobie. jakby mial jakis konkretny powod: straszne dlugi, krotkoterminiwy cel: zebranie kasy na otworzenie wlasnej dzialnosci w Polsce, ofere pracy marzen od super firmy, to jakos mozna to zrozumiec.
jestes fajna kumpela do pogadania i do lozka, ale nie widzi z Toba przyszlosci. otwiera sobie furtke, bo nic nie obiecuje, bo taka ma nature, co ma byc to bedzie.
komu zalezy na polowce, to tak nie robi!
serio, w wawie, po studiach, nie ma takich mozliwosci aby utrzymac sie z pracy na wynajmie? za granica bedzie duzo lepiej? jak nie ma punktu zaczepienia ani pomyslu na siebie, to wroci z niczym.
uwazam, ze mentalnie jestes bardzo mloda i nie masz odwagi zawalczyc o swoje potrzeby. zgodzisz sie na byle co. nie musisz od razu pakowac sie w pieluchy, ale nie marnuj swojej mlodosci na zwiazki bez przyszlosci, z naiwna nadzieja, ze moze cos z tego bedzie. jak w ciagu 1-max 2 lat sie nie klei, nie ma rozmow o wspolnej przyszlosci, nie ma rozwoju, to jest juz tylko wygaszanie, przeczekanie i powolny rozklad.
24 czerwca 2019, 09:58
Jak na moje oko to to nie wygląda dobrze... Traktuje Cię chyba jako taki plan B, w razie jakby nie znalazł lepszej tam na miejscu... Dziwne podejście.
24 czerwca 2019, 09:59
On Cię nie kocha dziewczyno. Facet który kocha kobietę nie wyobraża sobie bez niej życia, o rozłące nie wspominając. Gdyby kochal rzuciłby plany wyjazdowe byle tylko z Tobą być jak najwięcej. Nie ma czegoś takiego że teraz jest pewny znajomosci, a zaraz moze nie być, brzmi to jakbyś była zapchaj dziurą, bo nie ma obecnie lepszej opcji. Dziewczyno znajdziesz niejednego, lepszego faceta który skoczy za Tobą w ogień. Dlaczego tracisz czas na takiego dziecinnego, niedojrzalego chce facet, ttm bardziej że ty wiesz czego chcesz. Pierwsze związki to taka wersja testowa kolejnych relacji. Tracisz z nim czas i najlepsze lata, a może w tym czasie poznałabyś kogoś lepszego.
24 czerwca 2019, 10:02
Z jednej strony trzeba spojrzeć na to całkiem obiektywnie - jesteście razem pol roku, nie mieszkacie razem, nie ma żadnych zobowiązań. Tak jak dziewczynom radzę, ze lepiej nie rezygnować z siebie po takim czasie tak i rozumiem chłopaka. Teraz jest jedyny moment w jego życiu kiedy może spróbować - po studiach, bez rozpoczętej kariery, bez żadnych przerw. A związek? Jak ma przetrwać to przetrwa ale nie wyglada jakby mu aż tak na tym zalezalo. I może to Twoja wygrana, ze przynajmniej to wiesz.
Z drugiej strony rozumiem Ciebie bo pewnie zdążyłaś się zaangażować, zwłaszcza skoro to Twoja pierwsza taka relacja. Nie możesz go jednak zmusić do zmiany decyzji a skoro Ciebie to tak boli to może lepiej rzeczywiście się rozstać? Pocierpieć, pocierpisz ale będziesz miała jasna sytuacje a tak będziesz się męczyć cały jego wyjazd czy on jeszcze chce tego związku czy nie, szkoda nerwów i czasu. Bo gdyby w chwili obecnej mu zalezalo to zamiast mówić „będzie co będzie”, próbowałby ciebie i siebie przekonać ze dacie radę.
24 czerwca 2019, 10:24
O czym tu rozmyślać? On Ci wprost powiedział, żebyś nie oczekiwała kontynuowania znajomości. To na prawdę jest bardzo proste.
Najlepsze co możesz dla siebie zrobić, to pozwolić mu odejść. Bez sensu odwlekać nieuniknione. On być może zostanie za granicą, być może kogoś pozna. Ale czegokolwiek nie zrobi nie ma Cię w tych planach. Nie zależy mu na Tobie tak jak byś tego chciała. Możesz być koleżanką, wyjściem awaryjnym, ale na pewno nie o to Ci chodzi.
24 czerwca 2019, 11:00
ma 25 lat, od urodzenia mieszkał w stolicy, cały czas w jednym, małym mieszkaniu z mamą. zawsze mówił, że na czas studiów robi sobie taki 'luz'. ogolnie rozumiem to, bo ceny za wynajem w Warszawie są koszmare i też bym wolała zaoszczędzić tys miesięcznie i mieszkać na pewniaka, niż się męczyć. jednak teraz kończy studia i czuje potrzebe, żeby zmienić tą sytuacje. chciałby pomieszkać gdzieś indziej, zmienić środowisko, usamodzielnić się, wypróbować siebie, rzucić się trochę na głęboką wodę. opcja znalezienia lepszej pracy i wyprowadzki do wynajmowanej kawalerki mu tego nie gwarantuje, więc chce wyjechać gdzieś za granice. rozumiem jego postawe, myśle że nie podobałoby mi się gdyby został i tak sobie żył z dnia na dzień. jeszcze nie ma nic załatwionego, ale mówi o tym pewnie, że tego potrzebuje i będzie sobie wypominał jak z tych planów zrezygnuje.ja znowu cale życie żyje na walizkach. przyjechałam tutaj na studia, calkiem sama i tak walcze caly czas, żeby jakoś sobie gdzieś życie ułożyć. chciałabym mieć w końcu jaką swoją 'oaze'. nie planuje zakładania rodziny itd. ale mimo wszystko potrzebuje teraz jakiejś stabilizacji. może chciałabym też gdzieś indziej jeszcze pomieszkać, ale został mi jeszcze rok studiów plus mam tutaj nagrane rózne możliwości zawodowe, więc raczej wyobrażam sobie to tak, że tutaj chciałabym spędzić ten rok/dwa. potrzebuje czuć jakąś pewność. ja do związków podchodzę bardzo poważnie i dla mnie taka relacja jest bliska, emocjonalna i traktuje taką osobę jako własnie taką drugą połówkę..jak temat wyjazdu został poruszony to zrobiła się z tego kilkugodzinna wojna, podczas której już padały rózne absurdalne wizje przyszłości.. przybrało to wszystko obraz jakbym chciała juz męża, dzieci, bo lata lecą, a on jest wolnym ptakiem i się angażować nie będzię, więc lepiej pójść w swoją stronę.potem rozmawialiśmy juz na spokojnie i to nie jest tak, że nasze podejscia się jakoś bardzo róznią, bo ja też cenie sobie w jakiś sposób swoją niezależność i jeszcze daleka droga w mojej glowie do tego, żeby myśleć o zakładaniu rodziny itd (to moj pierwszy związek, w którym oficjalnie jesteśmy pół roku, a znamy się jakoś 1,5 i od początku mamy bardzo bliski i intwnsywny kontakt)generalnie on twierdzi, że nie wyobraża sobie zerwania kontaktu, że na ten moment jest pewny tej znajomości, ale nie może mi zagwarantować tego co będzie za pół roku, za rok. mówi wprost, że moze się to zmienić. a ja po tym nie mogę funkcjonować. cały czas czuje się zagrożona. mam świadomość, że mogę tą znajomość stracić i to mnie paraliżuje..czy takie coś ma prawo bycia? nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć
a co sie zmienilo od Twojego tematu na forum sprzed miesiaca?
skasowalas, ale odpowiedzi sa podobne.
za 2 miechy pewnie napiszesz jak sobie poradzic ze zwiazkiem na odleglosc i co zrobic kiedy on sie nie odzywa.
24 czerwca 2019, 11:14
a co sie zmienilo od Twojego tematu na forum sprzed miesiaca? skasowalas, ale odpowiedzi sa podobne.za 2 miechy pewnie napiszesz jak sobie poradzic ze zwiazkiem na odleglosc i co zrobic kiedy on sie nie odzywa.ma 25 lat, od urodzenia mieszkał w stolicy, cały czas w jednym, małym mieszkaniu z mamą. zawsze mówił, że na czas studiów robi sobie taki 'luz'. ogolnie rozumiem to, bo ceny za wynajem w Warszawie są koszmare i też bym wolała zaoszczędzić tys miesięcznie i mieszkać na pewniaka, niż się męczyć. jednak teraz kończy studia i czuje potrzebe, żeby zmienić tą sytuacje. chciałby pomieszkać gdzieś indziej, zmienić środowisko, usamodzielnić się, wypróbować siebie, rzucić się trochę na głęboką wodę. opcja znalezienia lepszej pracy i wyprowadzki do wynajmowanej kawalerki mu tego nie gwarantuje, więc chce wyjechać gdzieś za granice. rozumiem jego postawe, myśle że nie podobałoby mi się gdyby został i tak sobie żył z dnia na dzień. jeszcze nie ma nic załatwionego, ale mówi o tym pewnie, że tego potrzebuje i będzie sobie wypominał jak z tych planów zrezygnuje.ja znowu cale życie żyje na walizkach. przyjechałam tutaj na studia, calkiem sama i tak walcze caly czas, żeby jakoś sobie gdzieś życie ułożyć. chciałabym mieć w końcu jaką swoją 'oaze'. nie planuje zakładania rodziny itd. ale mimo wszystko potrzebuje teraz jakiejś stabilizacji. może chciałabym też gdzieś indziej jeszcze pomieszkać, ale został mi jeszcze rok studiów plus mam tutaj nagrane rózne możliwości zawodowe, więc raczej wyobrażam sobie to tak, że tutaj chciałabym spędzić ten rok/dwa. potrzebuje czuć jakąś pewność. ja do związków podchodzę bardzo poważnie i dla mnie taka relacja jest bliska, emocjonalna i traktuje taką osobę jako własnie taką drugą połówkę..jak temat wyjazdu został poruszony to zrobiła się z tego kilkugodzinna wojna, podczas której już padały rózne absurdalne wizje przyszłości.. przybrało to wszystko obraz jakbym chciała juz męża, dzieci, bo lata lecą, a on jest wolnym ptakiem i się angażować nie będzię, więc lepiej pójść w swoją stronę.potem rozmawialiśmy juz na spokojnie i to nie jest tak, że nasze podejscia się jakoś bardzo róznią, bo ja też cenie sobie w jakiś sposób swoją niezależność i jeszcze daleka droga w mojej glowie do tego, żeby myśleć o zakładaniu rodziny itd (to moj pierwszy związek, w którym oficjalnie jesteśmy pół roku, a znamy się jakoś 1,5 i od początku mamy bardzo bliski i intwnsywny kontakt)generalnie on twierdzi, że nie wyobraża sobie zerwania kontaktu, że na ten moment jest pewny tej znajomości, ale nie może mi zagwarantować tego co będzie za pół roku, za rok. mówi wprost, że moze się to zmienić. a ja po tym nie mogę funkcjonować. cały czas czuje się zagrożona. mam świadomość, że mogę tą znajomość stracić i to mnie paraliżuje..czy takie coś ma prawo bycia? nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć
bo niestety otrzymałam same odpowiedzi w stylu ;pewnie, że lepiej odejść, rozstać się' jakby to się wiązało z tym, że zakończenie będzie przebiegać tak, że powiem 'uff w końcu nie muszę się martwić i zakłdac głupich tematów na vitalii'.. no nie.. strace kogoś ważnego.. muszę miec pewność, że serio gra w rozstanie jest warta świeczki, bo dla mnie to będzie duża dawka cierpienia, samotności i tęsknoty, a nie przełożenie kartki i umawianie się z kimś innym w myśl zasady, że może trafie na lepszą partie. jednak coś nas łączy
Edytowany przez moderna 24 czerwca 2019, 11:15
24 czerwca 2019, 11:32
Faceci s wygodni- teraz ma pełną michę, opierunek i laskę, do której może wpaść na chwilę przyjemności. Wielu takich wygodnych widziałam w akademiku- jak się trafiło coś lepszego, to skakali na drugi kwiatek, a jak nie to szli w nieudane małżeństwa. On ma po prostu inne plany.