Temat: Życie przed dietą.

    Zainspirowana jednym z ostatnich wątków chciałam zapytać Was, jak wyglądało Wasze życie bez diety. Czy rozpoczęcie nowego etapu miało tylko wpływ na zmianę nawyku odżywiania? Może właśnie dzięki diecie pokochałyście coś, co wcześniej nie sprawiało Wam przyjemności?

     Myślałam, że jedyne co wyniknie z mojej diety to chwilowy spadek wagi, który poprawi moje samopoczucie. W krótkim czasie zrozumiałam, jak bardzo niszczyłam swój organizm. Jedyne po co sięgałam to mrożonki: pizze, zapiekanki, kluski. Jedyne warzywo jakie zagościło na moim talerzu to był pomidor.
     Ze względu na wybraną dietę zrezygnowałam z alkoholu - zrozumiałam, że potrafię świetnie bawić się bez niego. Z czasem przestałam też palić. W sumie sama nie wiem dlaczego, bo nie miałam zamiaru rzucać palenia - jednak od trzech tygodni nie mam ochoty na fajki, więc przestałam po nie sięgać.
     A jak różniło się wasze życie przed i po diecie? Może zmieniło się na gorsze? Domyślam się, że wszystkie z Nas wyrzekły się niektórych produktów, ale może nauczyłyście się zdrowo zastępować je innymi? :)

Wiele,bardzo wiele się zmienilo. Na początku na lepsze-większe powodzenie,większa konsekwencja i pewnosc siebie w innych dzidzinach zycia,zaczelam bardzo dbac o siebie,bo w koncu widzialam w lustrze dziewczyne a nie faldy tluszczu :) Stalam się bardziej seksowna,kobieca,to na pewno :)

Poza tym nauczylam sie gotowac i to naprawdę dobrze :) Codziennie wymyslam nowe obiadki,pomysly na owsianki,ktorymi zarazilam nawet mojego miesozernego chlopaka :) Nauczylam sie kreatywnosci w kuchni i lekkiego gotowania :) 

Pozniej zaczelam popadac w mala paranoje jedzeniowa-jedzenie tylko o wyznaczonych godzinach,planowanie dzien przed co bede jadla,nic weglowodanowego po poludniu itp,co uniemozliwialo mi (w moim mniemaniu)spotykanie się ze znajomymi,ktorzy nie dosc ,ze lubili pojesc tliusto,fast-foodowo i slodyczowo to jeszcze dochodzil do tego"zakazany"na diecie alkohol. Tak więc oddalalm sie od ludzi,wymigiwalam od spotkan i...stawalam coraz bardziej samotna....

Generalnie myślę,że wyszlam na plus,bo prawie pozbyłam się maniacznego myslenia o odchudzaniu :)

Świetny temat! :D Ja, zaraz gdy zrzuciłam trochę kilogramów znalazłam cudownego faceta. Wcześniej nie byłabym na tele odważna, zeby się z nim umówić, gdy schudłam - świat był mój ;)
Czuję się super, refluks mi rzadko doskwiera. Nie będąc na diecie, co wieczór miałam zgagę, bez przerwy mi się odbijało. Dieta i zero stresu :)

Jeżeli mam ochotę na czekoladę, sięgam po gorzką, słodycze zajadam tylko czasami. Jeżeli muszę zjeść zapiekankę czy makaron, to wybieram te zdrowsze produkty - dużo dał mi program - wiem co jem :D Raz na miesiąc pozwalam sobie poszaleć, ale poza tym trzymam fason :D
Dieta -moje wybawienie :D
pozdrawiam :*
Po pierwsze na pewno jem zdrowiej niż wcześniej i jak patrze teraz na inne osoby w domu jak jedzą to samo co ja też jadłam przed dietą to aż coś mi się robi. na pewno jem więcej warzyw bo wcześniej ich nie lubiłam, jem regularnie, kiedyś objadałam się przed snem co też się zmieniło. ogólnie wszystko na plus:) a przy tym czuje się o wiele lepiej, bardziej atrakcyjna i na pewno bardziej pewna siebie:)
przed dietą w ogóle nie gotowałam - teraz owszem
moimi ulubionymi pokarmami był makaron pszenny z sosem pomidorowym i serem, kajzery z majonezem, czipsy kethupowe, pizza mrożona - teraz niby lubię, ale w ogóle nie tęsknię, raczej za słodyczami ;P
miałam bardzo niski poziom witamin i minerałów bo nie jadłam żadnych owoców i warzyw
potrafiłam zjeść śniadanie i kolacje a na resztę dnia zapomnieć o głodzie
byłam niezainteresowana jedzeniem z wyjątkiem moich ulubionych produktów
nie kojarzyłam świąt z jedzeniem

a teraz?
paranoja na temat kalorii, automatycznie "zaprogramowany głód"
ciągła ochota na coś
obsesja na punkcie jedzenia


to wszystko w tym temacie:P
U mnie się zmieniło bardzo. 
Ja nawet nie miałam pojęcia, że zdecyduję się tak na poważnie na dietę. Tak konkretnie. 
Jadłam wszystko. Nie ważne czy byłam głodna, czy nie. Nie ważne było czy lubiłam jeść daną potrawę, czy nie. Jadłam. Slodycze, białe pieczywo, pizze, colę, lody... Zero ruchu. ZERO ! Mama kupowała krówki ruskie z targu. Uwielbiam je. Pamiętam właśnie jak je kupiła... Kilka dni przed rozpoczęciem odchudzania. Kradłam po kilka cukierków i jadłam. Nawet jak mnie zamuliło ja i tak jadłam. Nie wiem, czemu tak robiłam. Czasem jak się źle czułam, bo mnie ktoś zranił, jadłam. Czemu?! Chyba to było uzależnienie. Na ziemię sprowadził mnie szkolny bilans.
Ten dzień zapamiętam do końca życia. To było 28 października 2010 r. Byłam w szkole. Już zjadłam 2 drożdżówki i popijałam Colą. Nagle przyszła sorka i powiedziała, że po 2 osoby muszą iść do pielęgniarki na bilans. NIENAWIDZĘ jak mogę bilansów. Strasznie się bałam, co pokaże waga. No ale cóż, trzeba było pójść. Poszłam z koleżanką, z którą prawie nikt się nie lubi. Gdy weszłam na wagę ZOBACZYŁAM 98 kg !!!!!!!! Dostałam załamania nerwowego... Pielęgniarka zaczęła ze mną rozmawiać. Sama nie jest szczupła, więc mnie rozumiała. Zapytała od kiedy tyję. Opowiedziałam jej wszystko. Zaczęła mnie pocieszać. Zachęciła do diety i ćwiczeń. Jakoś przeżyłam tamten dzień do końca. A i jeszcze pamiętam, że wieczorem przyszła do mnie mama. Ja byłam taka smutna i mama to zobaczyła. Zapytała co się stało. Wyjęłam z płaczem kartkę z moją wagą i wzrostem, którą trzeba było do lekarza zawieźć, i tak musiałam jej tą kartkę pokazać. Było to dla mnie straszne. Zobaczyła i się przeraziła. Nie dziwię się jej, ja też się przeraziłam. I padło pytanie: `Czy masz zamiar coś z tym zrobić?`. Powiedziałam, że tak. I tak się zaczęło moje odchudzanie. Ale chyba to nie była odpowiedź na pytanie.
Mama mnie wspiera. Kupiła mi przyrząd do ćwiczeń. Ćwiczyłam codziennie. Diety nie było. Zdrowe odżywianie + ruch. Z czasem przyszły święta. Przytyło się 3 kg, ale opamiętałam się i wróciłam na dobrą drogę. Zaczęłam kolejne ćwiczenia. I tak już za mną 13,3 kg. Mam nadzieję, że na tym się nie skończy.
Najgorsze jest to, że ja wiedziałam, co ze mną robi te jedzenie. Mimo to - jadłam. ;/ Nigdy więcej do tego nie dopuszczę.
Jej, dziewczyny, wspaniale się Was czyta.
 
    Moja mama z dumą patrzy na moje kulinarne przepisy. Uchodziłam za kuchenne beztalencie, ale jak się okazało i ja mogę mieć dryg do garów.
     Jednak nie wspomniałam o negatywnych skutkach diety... Bo i takie się zdarzają. Chodzę często poddenerwowana - mam ochotę na wszystko co nawinie mi się pod rękę. To nie głód, to chęć zrobienia sobie na złość i zjedzenie czegoś, co nawet nie sprawi mi jakiejś ogromnej przyjemności...
Moim szaleństwem stało się liczenie kalorii i planowanie posiłków - w najbliższym czasie chcę z tym skończyć, bo mam tendencję do popadania w tego typu problemy. Ale tak ogólnie wszystko wyszło na plus. Mam nadzieję jednak, że dopiero po stabilizacji przekonam się jak bardzo na lepsze zmieniło się moje życie.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.