- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
15 maja 2019, 09:04
Co myślicie o takich dziewczynach? Niestety ciraz więcej takich zjawisk obserwuję.
O i drugie pytanie- co myślicie o staraniu się o dziecko, kiedy w małżeństwie się w ogóle nie układa?
Edytowany przez 15 maja 2019, 10:32
17 maja 2019, 08:37
Poniosła Cię fantazja. 30 lat temu nie istniał rynek nieruchomości i wielkim szczęściem wielu rodzin było posiadanie własnego M, niezależnie jak duża cyfra widniała przy literce. Po drugie wiele śląskich mieszkań robotniczych miało wtedy standardy z XIX wieku a mimo nikt nie mówił, ze nie ma warunków potrzebnych do posiadania dzieci. Takie bajki o zamianach mieszkania na 3 pokojowe to dopiero swoim wnukom możesz wciskać ;)Mieszkanie to podstawowa potrzeba życiowa , więc jak Twoich rodziców nie było stać na zapewnienie wam odpowiednich warunków lokalowych to niestety, ale nie było ich stać na dziecko. Sama sobie przeczysz. Ojciec zarabiał dobrze, ale nie było was stać na normalne 2 pokojowe mieszkanie to dobrze zarabiał, czy nie , bo wychodzi na to, że nie. Nie było w mojej klasie, czy w przedszkolu żadnego dziecka wychowywanego na tak małym metrażu. Wszystkie rodziny miały mieszkania min. 2 pokoje i ok 50 m2. Jak rodziny miały więcej niż jedno dziecko to po kilku latach zamieniano mieszkania na 3 pokoje i metraż min 60 m2. Mieszkałam na robotniczym osiedlu, także przeciętny obywatel nie mieszkał z dziećmi w klicie. Rożnie się w życiu ludziom układa. Najważniejsze , że rodzice kochają dziecko.Szczytem jest, że sama nie miałaś, a krytykujesz innych i tylko dlatego do Ciebie piję. Tak nawet nie skomentowałabym, że ktoś mieszkał z dzieckiem na kawalerce.Dlaczego? Kawalerka miała 38 metrów, więc mój pokój nie byl taki mały. Było do niego osobne wejście. Widziałam wiele dwupokojowych mieszkań w takim metrażu, mój tata wtedy zarabiał dobrze. Nie na tyle, żeby zamienić mieszkanie, ale na tyle, że nam niczego nie brakowało.
Przykro mi, że sama nie doświadczyłaś takich standardów, natomiast nie musisz zarzucać mi kłamstwa. Poza tym ja mieszkam na 74 m2 na takim samym osiedlu na jakim się wychowałam, tylko dwa bloki dalej niż moja mama. A 30 lat temu ze zmianą mieszkania nie było problemu jak ktoś chciał. Dawało się głoszenie w spółdzielni o chęci zamiany, albo składało się stosowny wniosek w zakładzie pracy. Na osiedlu na jakim mieszkam są mieszkania wyłącznie o metrażu 48m2, 62 m2, 74 m2. Kawalerek i klitek nie ma. U nie w klatce po prawej stronie są mieszkania o pow. 48 m2, a po lewej 74 m2. W blokach po przeciwnych stronach po prawej mają 62 m2, a po lewej 74 m2. Zwykłe robotnicze osiedle jakich wiele.
A co aktualnej sytuacji lokalowej. Teraz wielu tak robi, że kupuje najpierw małe mieszkanie, a potem zbiera pieniądze i po kilku latach zamienia na większe . A jak ktoś nie ma kasy to i kredyt się znajdzie.
P.S.
Nawet mój tata wychował się na wsi w 4 pokojowym mieszkaniu. Dziadkowie mieli 3 dzieci i każde miało swój pokój, a sami dziadkowie mieli dla siebie salon. Była wielka kwadratowa kuchnia i łazienka oraz WC osobno. Mój dziadek był zwykłym rolnikiem pracującym w PGR, a dostali M-5 i to w zupełnie innym regionie niż ten, w ktróym ja się wychowałam. Powierzchnia mieszkania coś myślę ponad 80 m2.
Edytowany przez Marisca 17 maja 2019, 09:34
17 maja 2019, 08:51
kawalerka to jeden pokój, a tu babka pisze, że miała swój osobny wydzielony pokój :P czyli mieszkanie z dwoma pokojamimam bardzo duży lokal mieszkalny w miejscu gdzie sama działka to tyle, że mało kogo stać (tylko 1 w porywach 2 osoby mieszkają na 200metrach) :D w dużym mieścieale mój facet kupił za prawie pół miliona nowe mieszkanie 45 m - jest to pokój, salon, łazienka i zamiast robienia sobie piętra w mym domostwie zamieszkamy sobie tamrozumiem, że nie stać nas na dzieci? (do 3 roku życia hipotetycznego dziecka zamierzamy tam mieszkać, potem może kolejne mieszkanie się kupi) jestem ciekawa opiniiMieszkanie to podstawowa potrzeba życiowa , więc jak Twoich rodziców nie było stać na zapewnienie wam odpowiednich warunków lokalowych to niestety, ale nie było ich stać na dziecko. Sama sobie przeczysz. Ojciec zarabiał dobrze, ale nie było was stać na normalne 2 pokojowe mieszkanie to dobrze zarabiał, czy nie , bo wychodzi na to, że nie. Nie było w mojej klasie, czy w przedszkolu żadnego dziecka wychowywanego na tak małym metrażu. Wszystkie rodziny miały mieszkania min. 2 pokoje i ok 50 m2. Jak rodziny miały więcej niż jedno dziecko to po kilku latach zamieniano mieszkania na 3 pokoje i metraż min 60 m2. Mieszkałam na robotniczym osiedlu, także przeciętny obywatel nie mieszkał z dziećmi w klicie. Rożnie się w życiu ludziom układa. Najważniejsze , że rodzice kochają dziecko.Szczytem jest, że sama nie miałaś, a krytykujesz innych i tylko dlatego do Ciebie piję. Tak nawet nie skomentowałabym, że ktoś mieszkał z dzieckiem na kawalerce.Dlaczego? Kawalerka miała 38 metrów, więc mój pokój nie byl taki mały. Było do niego osobne wejście. Widziałam wiele dwupokojowych mieszkań w takim metrażu, mój tata wtedy zarabiał dobrze. Nie na tyle, żeby zamienić mieszkanie, ale na tyle, że nam niczego nie brakowało.Wybacz, ale chyba Twoich rodziców jednak nie było stać. Także widzisz kogo stać, a kogo nie to pojęcie względne.O w punkt i o to chodziło. Robią sobie dzieci, nie mają żadnych pewnych funduszy... "a co tam zróbmy sobie dziecko". Biedne dzieci. Ja też się nie wychowałam luksowowo (dzieciństwo w kawalerce z wydzielonym pokojem). Ale do cholery.. moich rodziców było na mnie stać. Później reportaże "mają 5 dzieci mieszkają w pokoju z kuchnią" No kurde bocian im przyniósł A już najlepiej jest jak słyszę "nie układało nam się od roku, ale teraz jestem w ciąży i jest zaj*****" Zobaczymy po porodzieNie rozumiem natomiast podejmowania decyzji o dziecku, kiedy rodziny na to nie stać, to jest żywa istota, którą wypada wychować, wykształcić, zapewnić jej warunki rozwoju i rozwijania swoich zainteresowań, a w przyszłości jakoś pomóc na starcie. Jeśli ktoś ledwo wiąże koniec z końcem, a liczy, że jak dojdzie 500+ to jakoś sobie poradzi z dzieckiem, to jest zwyczajnie głupi. Z czasem potrzeby dziecka rosną, a i trzeba będzie myśleć o zabezpieczeniu dla niego, nie rozumiem więc powoływania do życia nowej istoty w takiej sytuacji. Tutaj właśnie zalecam zmianę pracy na lepszą, właśnie po to, by móc realizować swój pomysł na życie - bycie matką. I nie piszcie, że nie każdy może sobie na to pozwolić, rynek pracy się zmienia, teraz w pierwszej lepszej pracy proponują 2000 zł na rękę, są to marne pieniądze, ale jak oboje z partnerów zarabia po te 2000-2500 zł i łącznie mają te 4500 zł załóżmy to już powinni być w stanie zapewnić sobie i dziecku dostatnie życie, bez luksusów, ale jednak.Jeśli chodzi o ,,robienie" dziecka, żeby poprawić swój związek - bez komentarza, dla mnie to dno.
Autorka sama napisała, że to była kawalerka , ale przerobiona, czyli tak naprawdę rodziców nie było stać na porządne 2 pokojowe mieszkanie tylko kombinowali z tego co mieli.
Poza tym jakbyś nie umiała czytać ze zrozumieniem to nie ja mam problem ze stanem majątkowym, czy lokalowym przyszłych rodziców . To kkasikk ma z tym problem. A mój komentarz dotyczy tylko tego, że ktoś sam nie miał najlepszych warunków, a innych wyśmiewa.
A co do metrażu. Mieszkałam z mężem na 2 pokojach o pow. 38 m2 i jak na 2 ludzi jest ok. Jeszcze dziecko do 2/3 lat też może być, ale potem robi się ciasno. Większość moich znajomych właśnie tak to rozplanowała , że dopóki byli we 2 mieszkali na czyś mniejszym, a jak planowali dziecko, albo dziecko zbliżało się do 5-tych urodzin to albo kupowali domy, albo 3/4 pokojowe mieszkania.
A z własnego doświadczenia, Ci powiem, że jak moja córka przekroczyła 3 rok życia to sama przeprowadziła się do swojego pokoju. I bardzo sobie ceni własne miejsce na zabawki, na odpoczynek , na przemyślenia , na sen, na złości itp. Córka ma pokój o pow. ponad 20 m2 i bardzo to sobie chwalimy, bo dziecko może swobodnie się bawić. Jest miejsce na zabawki, na ubrania. Dziecku była potrzebna huśtawka nie było problemu z miejscem itp. W ogóle całe mieszkanie jest duże i małemu energicznemu, ruchliwemu dziecku to pasuje szczególnie w zimne, albo deszczowe dni. Jest miejsce na zabawy z piłką , na bieganie, jazdę rowerkiem itp.
Ale ja jeszcze raz powtórzę, że dla mnie najważniejsze jest to, aby rodzice kochali dziecko. I to nie ja zaczęłam temat o wyśmiewaniu sytuacji lokalowej, czy finansowej innych.
Edytowany przez Marisca 17 maja 2019, 09:14
17 maja 2019, 09:39
Przykro mi, że sama nie doświadczyłaś takich standardów, natomiast nie musisz zarzucać mi kłamstwa. Poza tym ja mieszkam na 74 m2 na takim samym osiedlu na jakim się wychowałam, tylko dwa bloki dalej niż moja mama. A 30 lat temu ze zmianą mieszkania nie było problemu jak ktoś chciał. Dawało się głoszenie w spółdzielni o chęci zamiany, albo składało się stosowny wniosek w zakładzie pracy. Na osiedlu na jakim mieszkam są mieszkania wyłącznie o metrażu 48m2, 62 m2, 74 m2. Kawalerek i klitek nie ma. U nie w klatce po prawej stronie są mieszkania o pow. 48 m2, a po lewej 74 m2. W blokach po przeciwnych stronach po prawej mają 62 m2, a po lewej 74 m2. Zwykłe robotnicze osiedle jakich wiele. A co aktualnej sytuacji lokalowej. Teraz wielu tak robi, że kupuje najpierw małe mieszkanie, a potem zbiera pieniądze i po kilku latach zamienia na większe . A jak ktoś nie ma kasy to i kredyt się znajdzie.Poniosła Cię fantazja. 30 lat temu nie istniał rynek nieruchomości i wielkim szczęściem wielu rodzin było posiadanie własnego M, niezależnie jak duża cyfra widniała przy literce. Po drugie wiele śląskich mieszkań robotniczych miało wtedy standardy z XIX wieku a mimo nikt nie mówił, ze nie ma warunków potrzebnych do posiadania dzieci. Takie bajki o zamianach mieszkania na 3 pokojowe to dopiero swoim wnukom możesz wciskać ;)Mieszkanie to podstawowa potrzeba życiowa , więc jak Twoich rodziców nie było stać na zapewnienie wam odpowiednich warunków lokalowych to niestety, ale nie było ich stać na dziecko. Sama sobie przeczysz. Ojciec zarabiał dobrze, ale nie było was stać na normalne 2 pokojowe mieszkanie to dobrze zarabiał, czy nie , bo wychodzi na to, że nie. Nie było w mojej klasie, czy w przedszkolu żadnego dziecka wychowywanego na tak małym metrażu. Wszystkie rodziny miały mieszkania min. 2 pokoje i ok 50 m2. Jak rodziny miały więcej niż jedno dziecko to po kilku latach zamieniano mieszkania na 3 pokoje i metraż min 60 m2. Mieszkałam na robotniczym osiedlu, także przeciętny obywatel nie mieszkał z dziećmi w klicie. Rożnie się w życiu ludziom układa. Najważniejsze , że rodzice kochają dziecko.Szczytem jest, że sama nie miałaś, a krytykujesz innych i tylko dlatego do Ciebie piję. Tak nawet nie skomentowałabym, że ktoś mieszkał z dzieckiem na kawalerce.Dlaczego? Kawalerka miała 38 metrów, więc mój pokój nie byl taki mały. Było do niego osobne wejście. Widziałam wiele dwupokojowych mieszkań w takim metrażu, mój tata wtedy zarabiał dobrze. Nie na tyle, żeby zamienić mieszkanie, ale na tyle, że nam niczego nie brakowało.
Niech Ci nie będzie przykro, bo miałam lepsze warunki niż Twoje 74 m ( o których oczywiście nie omieszkałaś wspomnieć
)
Bzdury piszesz o tych zamianach, bo w zakładach leżały wnioski o przydział mieszkania czasem dobre kilkanaście lat. Nie wspominamy oczywiście o domkach na wsi, gdzie w kuchni z pokojem mieszkali dziadkowie i rodzice z gromadką dzieci. O mieszkaniach w Warszawie nie masz zupełnie pojęcia - gdzie nie tylko metraż był ograniczony do minimum ale też kubatura, bo nabudowano sporo mieszkań o wysokości 2,20m. Tak że tego, jak chciałaś się popisać własnym mieszkaniem to oczywiście nic nie stało na przeszkodzie, ale przekładanie tego na polskie realia sprzed trzydziestu kilku lat to mitomania.
17 maja 2019, 09:54
Niech Ci nie będzie przykro, bo miałam lepsze warunki niż Twoje 74 m ( o których oczywiście nie omieszkałaś wspomnieć )Bzdury piszesz o tych zamianach, bo w zakładach leżały wnioski o przydział mieszkania czasem dobre kilkanaście lat. Nie wspominamy oczywiście o domkach na wsi, gdzie w kuchni z pokojem mieszkali dziadkowie i rodzice z gromadką dzieci. O mieszkaniach w Warszawie nie masz zupełnie pojęcia - gdzie nie tylko metraż był ograniczony do minimum ale też kubatura, bo nabudowano sporo mieszkań o wysokości 2,20m. Tak że tego, jak chciałaś się popisać własnym mieszkaniem to oczywiście nic nie stało na przeszkodzie, ale przekładanie tego na polskie realia sprzed trzydziestu kilku lat to mitomania.Przykro mi, że sama nie doświadczyłaś takich standardów, natomiast nie musisz zarzucać mi kłamstwa. Poza tym ja mieszkam na 74 m2 na takim samym osiedlu na jakim się wychowałam, tylko dwa bloki dalej niż moja mama. A 30 lat temu ze zmianą mieszkania nie było problemu jak ktoś chciał. Dawało się głoszenie w spółdzielni o chęci zamiany, albo składało się stosowny wniosek w zakładzie pracy. Na osiedlu na jakim mieszkam są mieszkania wyłącznie o metrażu 48m2, 62 m2, 74 m2. Kawalerek i klitek nie ma. U nie w klatce po prawej stronie są mieszkania o pow. 48 m2, a po lewej 74 m2. W blokach po przeciwnych stronach po prawej mają 62 m2, a po lewej 74 m2. Zwykłe robotnicze osiedle jakich wiele. A co aktualnej sytuacji lokalowej. Teraz wielu tak robi, że kupuje najpierw małe mieszkanie, a potem zbiera pieniądze i po kilku latach zamienia na większe . A jak ktoś nie ma kasy to i kredyt się znajdzie.Poniosła Cię fantazja. 30 lat temu nie istniał rynek nieruchomości i wielkim szczęściem wielu rodzin było posiadanie własnego M, niezależnie jak duża cyfra widniała przy literce. Po drugie wiele śląskich mieszkań robotniczych miało wtedy standardy z XIX wieku a mimo nikt nie mówił, ze nie ma warunków potrzebnych do posiadania dzieci. Takie bajki o zamianach mieszkania na 3 pokojowe to dopiero swoim wnukom możesz wciskać ;)Mieszkanie to podstawowa potrzeba życiowa , więc jak Twoich rodziców nie było stać na zapewnienie wam odpowiednich warunków lokalowych to niestety, ale nie było ich stać na dziecko. Sama sobie przeczysz. Ojciec zarabiał dobrze, ale nie było was stać na normalne 2 pokojowe mieszkanie to dobrze zarabiał, czy nie , bo wychodzi na to, że nie. Nie było w mojej klasie, czy w przedszkolu żadnego dziecka wychowywanego na tak małym metrażu. Wszystkie rodziny miały mieszkania min. 2 pokoje i ok 50 m2. Jak rodziny miały więcej niż jedno dziecko to po kilku latach zamieniano mieszkania na 3 pokoje i metraż min 60 m2. Mieszkałam na robotniczym osiedlu, także przeciętny obywatel nie mieszkał z dziećmi w klicie. Rożnie się w życiu ludziom układa. Najważniejsze , że rodzice kochają dziecko.Szczytem jest, że sama nie miałaś, a krytykujesz innych i tylko dlatego do Ciebie piję. Tak nawet nie skomentowałabym, że ktoś mieszkał z dzieckiem na kawalerce.Dlaczego? Kawalerka miała 38 metrów, więc mój pokój nie byl taki mały. Było do niego osobne wejście. Widziałam wiele dwupokojowych mieszkań w takim metrażu, mój tata wtedy zarabiał dobrze. Nie na tyle, żeby zamienić mieszkanie, ale na tyle, że nam niczego nie brakowało.
Jakbyś nie umiała czytać ze zrozumieniem to napisałam, że mieszkam na tym samym osiedlu na jakim się wychowałam i opisałam jakie są mieszkania na tym osiedlu i w jakich warunkach wychowywały się dzieci 30 lat temu. Mnie nie obchodzi co uważasz za bzdurę. Wiem jak było , rodzice wielokrotnie mi opowiadali jak było z przydziałem mieszkań i opowiadali, że dostawali po kilka propozycji co roku i mogli sobie wybrzydzać w piętrach, lokalizacji itp. Widziałam też jak koledzy ze szkoły przeprowadzali się na większe mieszkania na tym samym osiedlu. Znam też historię lokalową moich teściów, a mieszkają w innym mieście niż ja się wychowałam. Wiem też jak przyjaciel taty zmienił mieszkanie na większe, właśnie poprzez ogłoszenie w spółdzielni i zamianę z kimś.
A co do warunków życia na wsi to napisałam powyżej, ale skopiuję :P
P.S.
Nawet mój tata wychował się na wsi w 4 pokojowym mieszkaniu. Dziadkowie mieli 3 dzieci i każde miało swój pokój, a sami dziadkowie mieli dla siebie salon. Była wielka kwadratowa kuchnia i łazienka oraz WC osobno. Mój dziadek był zwykłym rolnikiem pracującym w PGR, a dostali M-5 i to w zupełnie innym regionie niż ten, w ktróym ja się wychowałam. Powierzchnia mieszkania coś myślę ponad 80 m2.
Jak zamierzasz znowu skomentować, że to bzdura , albo bajka to się nie wysilaj.
17 maja 2019, 10:31
Jakbyś nie umiała czytać ze zrozumieniem to napisałam, że mieszkam na tym samym osiedlu na jakim się wychowałam i opisałam jakie są mieszkania na tym osiedlu i w jakich warunkach wychowywały się dzieci 30 lat temu. Mnie nie obchodzi co uważasz za bzdurę. Wiem jak było , rodzice wielokrotnie mi opowiadali jak było z przydziałem mieszkań i opowiadali, że dostawali po kilka propozycji co roku i mogli sobie wybrzydzać w piętrach, lokalizacji itp. Widziałam też jak koledzy ze szkoły przeprowadzali się na większe mieszkania na tym samym osiedlu. Znam też historię lokalową moich teściów, a mieszkają w innym mieście niż ja się wychowałam. Wiem też jak przyjaciel taty zmienił mieszkanie na większe, właśnie poprzez ogłoszenie w spółdzielni i zamianę z kimś. A co do warunków życia na wsi to napisałam powyżej, ale skopiuję :P P.S.Nawet mój tata wychował się na wsi w 4 pokojowym mieszkaniu. Dziadkowie mieli 3 dzieci i każde miało swój pokój, a sami dziadkowie mieli dla siebie salon. Była wielka kwadratowa kuchnia i łazienka oraz WC osobno. Mój dziadek był zwykłym rolnikiem pracującym w PGR, a dostali M-5 i to w zupełnie innym regionie niż ten, w ktróym ja się wychowałam. Powierzchnia mieszkania coś myślę ponad 80 m2. Jak zamierzasz znowu skomentować, że to bzdura , albo bajka to się nie wysilaj.Niech Ci nie będzie przykro, bo miałam lepsze warunki niż Twoje 74 m ( o których oczywiście nie omieszkałaś wspomnieć )Bzdury piszesz o tych zamianach, bo w zakładach leżały wnioski o przydział mieszkania czasem dobre kilkanaście lat. Nie wspominamy oczywiście o domkach na wsi, gdzie w kuchni z pokojem mieszkali dziadkowie i rodzice z gromadką dzieci. O mieszkaniach w Warszawie nie masz zupełnie pojęcia - gdzie nie tylko metraż był ograniczony do minimum ale też kubatura, bo nabudowano sporo mieszkań o wysokości 2,20m. Tak że tego, jak chciałaś się popisać własnym mieszkaniem to oczywiście nic nie stało na przeszkodzie, ale przekładanie tego na polskie realia sprzed trzydziestu kilku lat to mitomania.Przykro mi, że sama nie doświadczyłaś takich standardów, natomiast nie musisz zarzucać mi kłamstwa. Poza tym ja mieszkam na 74 m2 na takim samym osiedlu na jakim się wychowałam, tylko dwa bloki dalej niż moja mama. A 30 lat temu ze zmianą mieszkania nie było problemu jak ktoś chciał. Dawało się głoszenie w spółdzielni o chęci zamiany, albo składało się stosowny wniosek w zakładzie pracy. Na osiedlu na jakim mieszkam są mieszkania wyłącznie o metrażu 48m2, 62 m2, 74 m2. Kawalerek i klitek nie ma. U nie w klatce po prawej stronie są mieszkania o pow. 48 m2, a po lewej 74 m2. W blokach po przeciwnych stronach po prawej mają 62 m2, a po lewej 74 m2. Zwykłe robotnicze osiedle jakich wiele. A co aktualnej sytuacji lokalowej. Teraz wielu tak robi, że kupuje najpierw małe mieszkanie, a potem zbiera pieniądze i po kilku latach zamienia na większe . A jak ktoś nie ma kasy to i kredyt się znajdzie.Poniosła Cię fantazja. 30 lat temu nie istniał rynek nieruchomości i wielkim szczęściem wielu rodzin było posiadanie własnego M, niezależnie jak duża cyfra widniała przy literce. Po drugie wiele śląskich mieszkań robotniczych miało wtedy standardy z XIX wieku a mimo nikt nie mówił, ze nie ma warunków potrzebnych do posiadania dzieci. Takie bajki o zamianach mieszkania na 3 pokojowe to dopiero swoim wnukom możesz wciskać ;)Mieszkanie to podstawowa potrzeba życiowa , więc jak Twoich rodziców nie było stać na zapewnienie wam odpowiednich warunków lokalowych to niestety, ale nie było ich stać na dziecko. Sama sobie przeczysz. Ojciec zarabiał dobrze, ale nie było was stać na normalne 2 pokojowe mieszkanie to dobrze zarabiał, czy nie , bo wychodzi na to, że nie. Nie było w mojej klasie, czy w przedszkolu żadnego dziecka wychowywanego na tak małym metrażu. Wszystkie rodziny miały mieszkania min. 2 pokoje i ok 50 m2. Jak rodziny miały więcej niż jedno dziecko to po kilku latach zamieniano mieszkania na 3 pokoje i metraż min 60 m2. Mieszkałam na robotniczym osiedlu, także przeciętny obywatel nie mieszkał z dziećmi w klicie. Rożnie się w życiu ludziom układa. Najważniejsze , że rodzice kochają dziecko.Szczytem jest, że sama nie miałaś, a krytykujesz innych i tylko dlatego do Ciebie piję. Tak nawet nie skomentowałabym, że ktoś mieszkał z dzieckiem na kawalerce.Dlaczego? Kawalerka miała 38 metrów, więc mój pokój nie byl taki mały. Było do niego osobne wejście. Widziałam wiele dwupokojowych mieszkań w takim metrażu, mój tata wtedy zarabiał dobrze. Nie na tyle, żeby zamienić mieszkanie, ale na tyle, że nam niczego nie brakowało.
17 maja 2019, 10:36
Marsica znowu masz jakiś bol duupy. Jak widać dka niektórych metraż nie ma znaczenia. Ja w 4 os wychowałam się w mieszkaniu ponad 60m2. Bylo mi ciasno i takie mam wspomnienia więc nie chcę tego powtórzyć dzieciom. Ale na pewno są osoby które żyly w czwórkę w pokoju i maha lepsze wspomnienia niż te, ktore zyly w domu 300 metrow.Jakbyś nie umiała czytać ze zrozumieniem to napisałam, że mieszkam na tym samym osiedlu na jakim się wychowałam i opisałam jakie są mieszkania na tym osiedlu i w jakich warunkach wychowywały się dzieci 30 lat temu. Mnie nie obchodzi co uważasz za bzdurę. Wiem jak było , rodzice wielokrotnie mi opowiadali jak było z przydziałem mieszkań i opowiadali, że dostawali po kilka propozycji co roku i mogli sobie wybrzydzać w piętrach, lokalizacji itp. Widziałam też jak koledzy ze szkoły przeprowadzali się na większe mieszkania na tym samym osiedlu. Znam też historię lokalową moich teściów, a mieszkają w innym mieście niż ja się wychowałam. Wiem też jak przyjaciel taty zmienił mieszkanie na większe, właśnie poprzez ogłoszenie w spółdzielni i zamianę z kimś. A co do warunków życia na wsi to napisałam powyżej, ale skopiuję :P P.S.Nawet mój tata wychował się na wsi w 4 pokojowym mieszkaniu. Dziadkowie mieli 3 dzieci i każde miało swój pokój, a sami dziadkowie mieli dla siebie salon. Była wielka kwadratowa kuchnia i łazienka oraz WC osobno. Mój dziadek był zwykłym rolnikiem pracującym w PGR, a dostali M-5 i to w zupełnie innym regionie niż ten, w ktróym ja się wychowałam. Powierzchnia mieszkania coś myślę ponad 80 m2. Jak zamierzasz znowu skomentować, że to bzdura , albo bajka to się nie wysilaj.Niech Ci nie będzie przykro, bo miałam lepsze warunki niż Twoje 74 m ( o których oczywiście nie omieszkałaś wspomnieć )Bzdury piszesz o tych zamianach, bo w zakładach leżały wnioski o przydział mieszkania czasem dobre kilkanaście lat. Nie wspominamy oczywiście o domkach na wsi, gdzie w kuchni z pokojem mieszkali dziadkowie i rodzice z gromadką dzieci. O mieszkaniach w Warszawie nie masz zupełnie pojęcia - gdzie nie tylko metraż był ograniczony do minimum ale też kubatura, bo nabudowano sporo mieszkań o wysokości 2,20m. Tak że tego, jak chciałaś się popisać własnym mieszkaniem to oczywiście nic nie stało na przeszkodzie, ale przekładanie tego na polskie realia sprzed trzydziestu kilku lat to mitomania.Przykro mi, że sama nie doświadczyłaś takich standardów, natomiast nie musisz zarzucać mi kłamstwa. Poza tym ja mieszkam na 74 m2 na takim samym osiedlu na jakim się wychowałam, tylko dwa bloki dalej niż moja mama. A 30 lat temu ze zmianą mieszkania nie było problemu jak ktoś chciał. Dawało się głoszenie w spółdzielni o chęci zamiany, albo składało się stosowny wniosek w zakładzie pracy. Na osiedlu na jakim mieszkam są mieszkania wyłącznie o metrażu 48m2, 62 m2, 74 m2. Kawalerek i klitek nie ma. U nie w klatce po prawej stronie są mieszkania o pow. 48 m2, a po lewej 74 m2. W blokach po przeciwnych stronach po prawej mają 62 m2, a po lewej 74 m2. Zwykłe robotnicze osiedle jakich wiele. A co aktualnej sytuacji lokalowej. Teraz wielu tak robi, że kupuje najpierw małe mieszkanie, a potem zbiera pieniądze i po kilku latach zamienia na większe . A jak ktoś nie ma kasy to i kredyt się znajdzie.Poniosła Cię fantazja. 30 lat temu nie istniał rynek nieruchomości i wielkim szczęściem wielu rodzin było posiadanie własnego M, niezależnie jak duża cyfra widniała przy literce. Po drugie wiele śląskich mieszkań robotniczych miało wtedy standardy z XIX wieku a mimo nikt nie mówił, ze nie ma warunków potrzebnych do posiadania dzieci. Takie bajki o zamianach mieszkania na 3 pokojowe to dopiero swoim wnukom możesz wciskać ;)Mieszkanie to podstawowa potrzeba życiowa , więc jak Twoich rodziców nie było stać na zapewnienie wam odpowiednich warunków lokalowych to niestety, ale nie było ich stać na dziecko. Sama sobie przeczysz. Ojciec zarabiał dobrze, ale nie było was stać na normalne 2 pokojowe mieszkanie to dobrze zarabiał, czy nie , bo wychodzi na to, że nie. Nie było w mojej klasie, czy w przedszkolu żadnego dziecka wychowywanego na tak małym metrażu. Wszystkie rodziny miały mieszkania min. 2 pokoje i ok 50 m2. Jak rodziny miały więcej niż jedno dziecko to po kilku latach zamieniano mieszkania na 3 pokoje i metraż min 60 m2. Mieszkałam na robotniczym osiedlu, także przeciętny obywatel nie mieszkał z dziećmi w klicie. Rożnie się w życiu ludziom układa. Najważniejsze , że rodzice kochają dziecko.Szczytem jest, że sama nie miałaś, a krytykujesz innych i tylko dlatego do Ciebie piję. Tak nawet nie skomentowałabym, że ktoś mieszkał z dzieckiem na kawalerce.Dlaczego? Kawalerka miała 38 metrów, więc mój pokój nie byl taki mały. Było do niego osobne wejście. Widziałam wiele dwupokojowych mieszkań w takim metrażu, mój tata wtedy zarabiał dobrze. Nie na tyle, żeby zamienić mieszkanie, ale na tyle, że nam niczego nie brakowało.
Grazyna , a potrafisz czytać, że zrozumieniem.
Cała dyskusja zaczęła się od tego, że ból d.. miała kkasikk, nie ja. Nie będę się powtarzać.
17 maja 2019, 13:15
....a świstak siedzi i zawija w te sreberka