- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
12 kwietnia 2011, 12:49
Dzis na Onecie
swietny artykul z Newsweeka, pasujacy do ostatniego tutaj tematu
"Polska".
Poprostu nic dodac nic ujac, ten artykul to sama prawda. Wkleje kilka cytatow
bo lepiej bym tego nie ujela:
Po pięciu
miesiącach zaczynasz rozumieć, że twoje studia, z których jesteś dumny ty i
cała rodzina, pracodawcy traktują jak hobby. Co z tego, że liznąłeś trochę
historii, znasz pobieżnie kanon myśli politycznej i elementy prawa
międzynarodowego? W najlepszym przypadku możesz zgrywać mądralę, rozmawiając
przy piwie ze znajomymi. <-- Bo ludzie kompletnie nie rozumieja ideii
studiowania. Kiedys na studia szli tylko albo nieprzecietnie inteligentni albo ludzie zamozni ktorzy studiowali czyli
uczyli sie dla przyjemnosci a o pieniadze martwic sie nie musieli.
Według obliczeń Głównego Urzędu Statystycznego
wśród bezrobotnych do 27. roku życia ponad jedna trzecia to absolwenci szkół
wyższych.
Wyższe wykształcenie przestało być atutem, bo
połowa młodych ludzi z każdego rocznika idzie u nas na studia. Według
zeszłorocznego raportu OECD w 2008 roku tytuł magistra uzyskało w Polsce
procentowo najwięcej osób na świecie. – Studiują masy, więc wartość dyplomu
drastycznie spadła. Studia nie są już przeznaczone dla ludzi inteligentnych,
tylko przeciętnych. Przeciętnie inteligentnych, przeciętnie utalentowanych i
przeciętnie zmotywowanych – mówi prof. Jan Hartman, filozof i wykładowca
Uniwersytetu Jagiellońskiego. – Magister jest dziś wart mniej niż przedwojenny
maturzysta.
Wśród statystyk bezrobotnych absolwentów wyższych uczelni od lat królują
te same profesje: pedagogika, politologia, dziennikarstwo, europeistyka,
socjologia, zarządzanie i marketing.
Tak zwani humaniści kończą studia, po których nie są w niczym wyspecjalizowani. Mają jakąś wiedzę teoretyczną, ale poza światem nauki ona do niczego się nie przydaje – tłumaczy Łukasz Radzikowski, ekspert ds. rynku pracy z firmy HRK. <-- Dokladnie. To sa absolutnie niekonstruktywne kierunki, nie wnoszace praktycznie absolutnie nic. Bo co taka osoba potrafi? Poza tym nie istnieje cos takiego jak umysl humanistyczny i umysl scisly a podzial wymyslili ci ktorym sie lepetyna ruszyc nie chce albo uzyc rak do pracy. Ja nie umniejszam inteligencji ludziom studiujacych humanistyczne kierunki bo to jest bardzo interesujaca wiedza tylko ze nie trzeba spedzac 5 lat tylko na tym. Te tematy sa bardzo interesujace i rozumiem, ze ludzie chca sie o tym uczyc, ale to mozna naprawde robic hobbystycznie. Fachowa literature mozna czytac w domu, mozna spotykac sie na jakichs kolkach zainteresowan, mozna chodzic na zaoczne wyklady. Co innego takei np. Budownictwo czy ochrona srodowiska-tego w domu sie nei nauczysz.
To fantastycznie, jeśli ktoś wybiera kierunek studiów dlatego, że coś go interesuje, ale musi być gotowy na to, że jeśli się nie uda, będzie musiał wybrać inną drogę – tłumaczy dr Marek Suchar, który uczy psychologii na wyższej uczelni. – Kiedyś na roku było 50 osób, a teraz jest ich 500. W Poznaniu rocznie na rynek wchodzi więc 500 osób z tytułem magistra psychologii. Skąd dla nich wszystkich ma znaleźć się praca? Słucham, jak absolwenci narzekają, że są przecież po dziennikarstwie, europeistyce albo pedagogice i nie po to studiowali, żeby pracować w call center. Ale prawda jest taka, że w Polsce 75 procent miejsc pracy jest w sprzedaży i usługach. To się nie zmieni, choćbyśmy wypuszczali na rynek milion europeistów rocznie. <-- i tu wlasnie jest diabel pogrzebany. Naprawde dziwne, ze ludziom nie przyjdzie do glowy taka mysl, ze CO ROKU konczy ich kierunek KILKASET OSOB i jesli nie sa wybitni to nikt ich nie bedzie potrzebowal.
W Poznaniu jest więc cały zastęp bezrobotnych psychologów, ale brakuje na przykład rzeźników i wędliniarzy.
Rzemieślników nie ma, bo wszyscy poszli na studia. Tytuł magistra stał się dziś fetyszem, którego wszyscy pragną. – Ludzie chcą uniknąć za wszelką cenę pracy fizycznej, bo wydaje im się, że to stygmatyzuje i poniża. A niby dlaczego posiedzenie na wykładzie i odpisanie kilku notatek miałoby być lepsze od pracy tokarza? To bardziej potrzebne niż kolejny człowiek po zarządzaniu i marketingu, który nic nie potrafi – mówi prof. Hartman. <-- I to sa wlasnie te „wyksztalciuchy”. Termin ktory urrazil wiele osob a trafia w samo sedno sprawy. Bo dlaczego ktos kto skonczyl psychologie uwaza sie za lepszego od tego kto buduje domy? Ten drugi przynajmniej cos wnosi do spoleczenstwa. A wyksztalciuchy i tak mysla swoje, ze SKONCZYLI STUDIA, maja magistra z wiedzy o blabla i pimparimpa i nalezy im sie za to uklon i wieksze zarobki. A potem jest placz i zgrzytanie zebami bo sie nagle okazuje, ze nie potrafi tak naprawde nic.
Amen
Nie zgadzam sie tylko z tym fragmentem:
Trudno oczekiwać, żeby ktoś traktował poważnie tytuł uzyskany na studiach, gdzie wystarczy zapłacić, przekleić parę rzeczy z internetu, zdać prymitywne testy i odebrać dyplom – dodaje prof. Hartman. <-- Naprawde nie wiem gdzie sie tak studiuje. Jednak na uczelni trzeba sie wysilic niezaleznie od kierunku. Pewnie, ze sa osoby ktore jakos sie slizgaja ale takich jest powiedzialabym jednak mniejszosc, ludzie naprawde ucza sie na studiach duzo (to ze ta wiedza jest potem do niczego nieprzydatna to inna sprawa) wiec uwazam ten fragment za obrazliwy i nieprawdziwy.
Link do artykulu:
http://biznes.onet.pl/ofiary-modnych-studiow,18493,4238039,3030259,38,news-detal
12 kwietnia 2011, 14:50