- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
5 lutego 2011, 17:48
Duzo osob mnie juz zna, dlatego nie bede opisywac calej mojej historii. Dla tych co nie wiedza, to od 9lat choruje na zaburzenia odzywiania, zwlaszcza anoreksja, ale byl czas bulimi i kompulsywnego jedzenia. Z 78kg zeszlam do 42kg, pozniej wrocilam do 74kg, a pozniej znow zeszlam do 41kg w pazdzierniku 2010. Od tamtego momentu przybralam okolo 6kg, a to co opisuje ponizej stalo sie przy wadze 46.5kg/173cm. I stalo sie to wczoraj!!
To co sie wczoraj stalo dalo mi wiele, ale to bardzo wiele. Stalo sie cos czego jeszcze nigdy w zyciu mi sie nie zdarzylo, a bylo to bardzo ale to bardzo strasznym doswiadczeniem. Rano ladnie pieknie poszlam sobie na trening jak zwykle, pozniej zrobilam paznokietki i wieczorkiem wypilam sobie piwko z rodzinka... Tak wiec, zjadlam 2paluszki i poczulam, ze sa strasznie gorzko slone.. Nikt tego nie czul tylko ja... Po pewnym czasie stwierdzilam, ze idziemy do mojego mieszkania grac w Nitendo Wii... Poszlismy, otwarlismy po jeszcze jednym piwku i zaczelismy grac, a ja zaczelam sie slabo czuc. Wlaczylam moja kochana lampke, taka co miga i usiadlam na tapczanie. Powiedzialam siostrze, ze chyba pojde spac. Poszlysmy do kuchni sobie zapalic i zaczelysmy glupi temat o paznokciach i jakby to bylo wypisac sobie na paznokciach: OSTATNIE POZEGNANIE. Stwierdzilysmy, ze mamy glupi temat i poszlam do pokoju, usiadlam na kanapie i zaczelam odjezdzac... Tak mi sie zachcialo spac, zrobilo mi sie goraco w buzi i w klatce piersiowej.
Wszystko slyszalam, ale nie moglam oddychac, ruszac sie, mowic ani dac zadnego znaku zycia... Slyszalam siostre jak placze, krzyczy ze jak ja kocham to mam otworzyc oczy, oblewali mnie woda, moja mlodsza siostra i jej chlopak. Ostatnimi silami powiedzialam mama i ambulans. Tak wiec moja siostrzyczka(16lat) zrozumiala, zadzwonila do mamy, a pozniej po pomoc. Powiedzieli jej co ma robic, polozyc mnie w pozycji bezpiecznej, sprawdzic czy oddycham, siostra powiedziala, ze nie. Ja chcialam powiedziec jej, ze slysze, ze czuje... ale nie moglam. pogotowie przyjechalo i wiele z tego nie pamietam. Z tego co siostra mi powiedziala okazalo sie, ze mam 48% tlenu we krwi, zalozyli mi maske z tlenem i zabrali do szpitala. W pewnym momencie czulam lek i przykrosc... Bo chcialam zyc, a nie moglam nic zrobic. Szukali wejscia do zyly... nawet na brzuchu, czulam tylko zimno igly, nie czulam bolu. W szpitalu zaczelo mi zycie przebiegac przed oczami, jak bylam mala, jak zrywalam beztrosko wisnie z drzew w ogrodzie mojego dziadka. Przypomnialo mi sie nawet jak trzymal mnie na rekach ojciec mojego taty, ktory zapil sie na smierc jak mialam 2latka. Po tym zapadla ciemnosc i w dali widzialam mojego pra dziadka... Chcialam do niego isc, ale on krecil glowa, tak jakby chcial powiedziec NIE. Stal i trzymal na rekach mojego malego aniolka. W pewnej chwili uslyszalam, jak lekarz pyta sie pielegniarki czy reaguje na bol, odpowiedz NIE, czy sprawdzili odruchy odpowiedz TAK, a czy na nie reaguje- NIE. Jaki jest wskaznik tlenu, pielegniarka sprawdzila i slyszalam, ze powiedzieli 42%. Chcialam przekazac im ze slysze, ale moje cialo nie poddawalo mi sie. Wtedy uslyszalam- intubujemy.. Masakra, gruba rurka do nosa, troszke ciensza do pluc, bol niesamowity, maska tlenowa i glos lekarza, ze jezeli slysze mam dac znak... Wydawalo mi sie, ze daje, ale lekarz caly czas mowil- brak reakcji. Otwarl mi oczy i prosil bym chociaz poruszyla galkami, 2 proby nie powiodly sie, trzecia na szczescie tak. Dalej nie pamietam. Okazalo sie, ze jestem juz na oddziale jak sie obudzilam, straszny bol w plecach i w prawej dolnej stronie brzucha. Masakra, krzyczalam z bolu... Nie czulam jeszcze calej lewej strony. Rano okazalo sie ze po morfinie, lekach rozkurczowych i jakichs tam jeszcze okazalo sie, ze zaczelam dochodzic do siebie... rano zapytali mi sie czy wiem gdzie jestem, ja na to ze nie bardzo, a oni, ze w szpitalu na to ja- kurwa nie znowu... A pielegniarka na to, ze powinnam sie cieszyc tym razem i dziekowac siostrze za uratowanie mi zycia... Powiedzieli, ze i tak powinnam sie cieszyc, ze mogesie ruszac i nie mam niedotlenienia mozgu. zagrozenia tego zdarzenia mogly byc straszne, a nawet tragiczne. Wypisali mnie popoludniu pod argumentem robienia wypracowania z opieki nad dziecmi i mlodzieza.
Lezalam na tym samym oddziale, co w lipcu/sierpniu. Pielegniarki mnie dobrze znaly i zagadywaly. Rano zapytaly sie czy chce sniadanie i jak powiedzialam ze tak, to obie zrobily oczy jak spodki. Bedac tam prawie 3tygodnie nie jadlam i nie pilam. Na lunch gdy zapytaly sie co chce zamowic z menu to zapytalam sie czy maja cos wegetarianskiego, a jedna z nich spojzala sie na mnie jak by chciala powiedziec i znowu sie zaczyna... Zapytala sie czy moze byc burger sojowy z frytkami... a ja na to, ze cokolwiek aby bylo wegetarianskie.. Normalnie chyba pomyslala, ze mam zanik pamieci, zapytala sie co chce na obiadokolacje, a ja na to ze kanapke wegetarianska... A ona na to, ze pewnie bedzie salatka jajeczna- a ja na to ze spoko wodza.. Pozniej poszlam zapytac sie czy moge isc na fajke, a ona tak na mnie patrzy i patrzy i mowi czy wroce...A ja na to, ze w lipcu bym nie wrocila, ale teraz to juz inna Joanna. Na to pielegniarka kazala mi usiasc.... Zaczela sie pytac co teraz robie, powiedzialam jej, ze robie dyplomat z opieki zdrowotnej i spolecznej, staram sie dojsc do zdrowia, przybrac troche na masie, mam dobry kontakt z rodzina. Ona na to, ze teraz widzi, ze poszlam po rozum do glowy, powiedziala mi, ze powie mi cos szczerze, skoro naprawde tak teraz mysle- powiedziala, ze skoro tak chce zyc musze na siebie bardzo uwazac, bylam bardzo blisko smierci i moj organizm nie wytrzymuje. Powiedziala mi, ze kilka minut pozniej i nie byloby mnie na tym swiecie. Lekarka odwrocila sie i powiedziala, ze wszystko sie unormowalo i moge isc do domu okolo 15. jezeli takie cos sie powtorzy to musze natychmiast wrocic do szpitala. Powiedziala, ze wyposzcza mnie dlatego, ze wie, ze sporo spedzilam juz w szpitalu i nie chce zebym teraz znow tracila zycie. Wyszlam...
Wtedy kiedy staralam sie umrzec... nie moglam, teraz jak chce zyc to umieram... ja nie chce umierac... chce zyc. Boze daj mi zdrowie, daj mi szczescie i oszczedz mi BOLU!! Jejku. BOJE SIE!!
5 lutego 2011, 17:54
az nie wiem co napisac:(((..chyba tylko tyle ze mocno trzymam kciuki za Twoj powrót do zdrowia!!!
mam nadzieje ze Twoja historia bedzie dla innych przestrogą!
5 lutego 2011, 17:58
Jak to czytałam to chciało mi się płakać .
Straszna historia.
Dała mi do myślenia.
5 lutego 2011, 18:03
5 lutego 2011, 18:10
5 lutego 2011, 18:11
Wiesz , moim zdaniem takie listy powinno się obowiązkowo czytać przed zarejestrowaniem na vitalii.
Trzymam za ciebie kciuki - nie ma tego złego , co by na dobre nie wyszło
5 lutego 2011, 18:25
5 lutego 2011, 18:42
5 lutego 2011, 22:55