12 grudnia 2010, 21:10
cześć, dziewczyny. jestem na diecie od lipca. schudłam sporo i czuję się świetnie, choć uważam, że jeszcze cztery kilogramy mogłabym zrzucić. daję sobie na to dużo czasu, bo aż do lutego. choruję na bulimię. od dłuższego czasu stosowałam środki przeczyszczające. miałam okresy kompulsów i głodówek, ale postanowiłam z tym skończyć i wrócić, że tak napiszę, do normalności. problem w tym, że owszem, obiecałam sobie, że ładnie zwiększam kalorie, jem urozmaicone posiłki (bo ogólnie tak kocham jabłka, owsianki i jogurty, że mogłabym żyć tylko na tym), ale w praktyce średnio mi to wychodzi. mam w sobie siłę, wiem, że chcę z tego wyjść, ale cholernie boję się przytyć. spożywam ok. 900 kcal i wydaje mi się, że już nazajutrz zobaczę więcej na wadze przez tę "rozpustę". a miałam podbijać ilość kalorii... druga sprawa to taka, że nie wyobrażam sobie zjeść już normalnego obiadu. schabowy? mielony? ziemniaki? nie miałam tego w ustach od wakacji, bo wydawało mi się, że odłoży mi się to w biodrach. :( to bardzo męczące. zastanawiam się, czy kiedykolwiek zjem bez wyrzutów sumienia. czy wyjdę ze znajomymi na pizzę, nie przeliczając wszystkiego co do jednej kalorii... bo ładna sylwetka ładną sylwetką, ale przecież w życiu nie mogę się tylko ograniczać. a to już jest po prostu lęk.
tylko, proszę, nie krzyczcie, że kolejna anorektyczka na Vitalii. zaczynałam odchudzanie z nadwagą. fakt, ważę już odpowiednio. te cztery kilogramy to już nie konieczność, ale fajnie będzie, jak uda się zrzucić. po prostu.
czy któraś z Was ma podobny problem? a może udało Wam się z tego wyjść? z góry dziękuję za odpowiedzi!
12 grudnia 2010, 22:01
Ja też miałam takie lęki ale mi pomógł psycholog musisz iśc do lekarza bo sama sobie raczej nie poradzisz..:)
a Wagę masz idealną nie powinnas chudnac;)))
- Dołączył: 2007-07-12
- Miasto: Gdańsk
- Liczba postów: 62
12 grudnia 2010, 22:20
doskonale cie rozumiem... mam 170 i ważę 49kg... nie potrafię już jeść normalnie... i ten straszny lęk przed przytyciem... wiem, że coś jest nie tak, ale nie radzę sobie z tym zupełnie... :(
12 grudnia 2010, 22:30
dziękuję, dziewczyny. :) myślałam, że zaraz po mnie pojedziecie, bo faktycznie sporo tu chudzinek, które w dalszym ciągu stosują jakieś diety i uważają, że są grube. tylko ja właśnie chciałabym z tego wyjść, aczkolwiek średnio mi wychodzi... ale nie poddam się, o nie! :)
Proud, a próbujesz z tym jakoś walczyć? starasz się chociaż zwiększać ilość kalorii? nawet w niewielkim stopniu. 100 na tydzień czy dwa? bo tak naprawdę to już duże osiągnięcie.
Edytowany przez malutkax16 12 grudnia 2010, 22:32
- Dołączył: 2010-11-20
- Miasto: Ruda Śląska
- Liczba postów: 121
12 grudnia 2010, 22:32
No to masz ten sam problem co ja . N dzień zjadam ok. 300kcal i mam takie wyrzuty sumienia że to zwracam . W Lustrze jak widzę sibie to coraz grubszą .. Rok temu żylam na samych tabletkach miałam grozną bulimię , a teraz mnie to znowu dopada..
12 grudnia 2010, 22:43
jejku, przejrzałam Twój pamiętnik! wykończysz się, jeśli dłużej będziesz się tak odżywiała. musisz koniecznie z kimś porozmawiać, skoro obawiasz się, że przybierzesz na wadze po gumach do żucia. moje 800-900 kcal to nic w porównaniu do Ciebie. to już naprawdę nie są przelewki. wybij sobie z głowy 13-dniową głodówkę. :(
jeśli chcesz, napisz na pw, wymienimy się numerami gg.
- Dołączył: 2007-07-12
- Miasto: Gdańsk
- Liczba postów: 62
12 grudnia 2010, 22:59
malutkax16 u mnie to jest tak, że jem ok 1000-1200 kcal dziennie i ciagle chudne... staram sie zwiekszac, ale potem i tak przez te glupie leki wracam do tego 1000... wszystko mi sie juz popieprzylo :(
12 grudnia 2010, 23:02
ojej, a co to za leki? nie można nam się poddać. wyjdziemy z tego. uszy do góry! :)
- Dołączył: 2010-12-10
- Miasto:
- Liczba postów: 10
13 grudnia 2010, 14:17
Najważniejsze, by walczyć o siebie nawet jeśli wydaje się Nam, że wszystko traci sens...
"Zawsze możemy zacząć żyć tak, jak chcemy"
- Dołączył: 2007-09-10
- Miasto: To Tu To Tam
- Liczba postów: 8155
13 grudnia 2010, 16:38
malutka, idź do psychologa, nie ma innej opcji. I może być tak, że zajmie Ci kilka miesięcy odnalezienie odpowiedniego. Ja znalazłam dobrego dopiero po 9 latach, za to bardzo mi pomogła (z nfz, za darmo!) w końcu. Teoria, o której wiesz, to jedno, wszystkie niemal dziewczyny z ED w teorii wiedzą wszystko. Praktyka to co innego. Lepiej powiedz rodzicom. może Ci pomogą. Ja swoim kiedyś powiedziałam, że chcę iść do psychologa (ile się musiałam zbierać w sobie, żeby w ogóle to powiedzieć!), a usłyszałam "przecież jesteś normalna, po co ci" :/
potem żałowali, ale cóż...
idź się leczyć, jesteś jeszcze we wczesnej fazie, a im szybciej, tym lepiej.