Alkohol. Tuczy czy wyszczupla?
Artur Włodarski
2006-11-26, ostatnia aktualizacja 2001-02-26 16:30
Wraz z alkoholem wypijamy morze kalorii. Wystarczająco dużo, by nabawić
się nadwagi. Mimo to ludzie, którzy nie stronią od alkoholu, często są
szczuplejsi od niepijących. Dlaczego?
Fot. Marcin Kiełbiewski
var rTeraz = new Date(1173440610222);
function klodka (ddo) {
if (rTeraz.getTime()>=ddo.getTime())
document.write('<'+'img src="/i/szukaj/k2b.gif" width=20 height=18 border=0 align="absmiddle"'+'>');
Czy alkohol tuczy? Łatwo policzyć: podczas gdy gram białka i cukru mają
po cztery kilokalorie (kcal) - mililitr spirytusu ma ich aż siedem.
Sporo. Setka czystej to ok. 280 kcal, a pół litra piwa Guinness - o 100
więcej. Ponieważ rzadko kiedy kończy się na jednym kieliszku (czy
kuflu), można przyjąć, że uczestnik zakrapianej imprezy wypija istne
morze kalorii - już 1 tys. kcal to równowartość pięciu pączków,
lukrowanych bomb energetycznych. Dużo, zważywszy na to, że normy
określają dobowe zapotrzebowanie energetyczne kobiet na nieco ponad 2,
a mężczyzny - 3 tys. kcal na dobę.
A ile takich wysokoprocentowych kalorii spożywamy rocznie? Policzmy:
skoro statystyczny Polak wypija około siedmiu litrów alkoholu (w
przeliczeniu na czysty spirytus), a litr spirytusu ma 7 tys. kcal, to
po przemnożeniu otrzymamy prawie 50 tys. kalorii. Ale kto pije czysty
spirytus? Zwykle jest to piwo, wino, wódka oraz wszelkiego rodzaju
koktajle alkoholowe. Te ostatnie obfitują jeszcze w kaloryczne cukry i
tłuszcze. Wniosek? - Naszą słabość do alkoholu nierzadko przypłacamy
nadwagą. Ci, którzy "zdrowo" popijają, muszą być grubsi od abstynentów.
Logiczne? Logiczne!
- Tyle że... jest dokładnie odwrotnie: to "popijający" są szczuplejsi
od "stroniących" - twierdzi Graham Colditz z Harvard University. - Z
jednym wyjątkiem: piwosze. Kilka litrów piwa tygodniowo potrafi w
widoczny sposób zaokrąglić im brzuchy. Ale degustatorzy innych trunków
nie mają tego problemu.
Jak wytłumaczyć ten paradoks?
pączek (1 szt.) - 200, ajerkoniak - 320
W 1991 r. Colditz zakończył serię zakrojonych na szeroką skalę badań.
Pod jego kierownictwem kilkunastoosobowy zespół naukowców
przeanalizował dane dotyczące spożycia alkoholu, wagi ciała, sposobów
spędzania wolnego czasu i nawyków żywieniowych 138 tys. osób.
- Przez dziesięć lat śledziliśmy ich losy. Chodziło o to, by ustalić
bezpośrednią zależność pomiędzy tuszą a spożyciem alkoholu.
Bezpośrednią, to znaczy taką, która wykluczałaby wpływ innych
czynników. Dzięki temu możemy teraz z czystym sumieniem powiedzieć, że
ktoś jest chudszy, bo pije wino do obiadu, a nie np. dlatego, że
odżywia się zdrowiej czy chodzi na basen - wyjaśnia uczony.
Colditz uprzedza jednak tych, którzy już wpadli na pomysł, aby metodą
wysokoprocentową pozbyć się nadmiaru kilogramów: - Różnica nie jest
duża: mniej więcej pięć procent w przypadku mężczyzn i siedem-osiem u
kobiet - o tyle popijający są lżejsi od stroniących. Mniejszą zresztą o
procenty. Wystarczająco intrygujące jest już to, że pijący nie są
grubsi od abstynentów. Tak jakby dostarczane wraz z alkoholem kalorie
nie zamieniały się u nich w tłuszcz. Pytanie: dlaczego?
Jedna z teorii mówi, że etanol obniża wydzielanie insuliny - hormonu
uczestniczącego w zawiązywaniu się tkanki tłuszczowej. I choć nieraz to
potwierdzono, wielu naukowców uważa, że przyczyna zagadkowej
szczupłości ludzi pijących leży gdzie indziej.
A może kalorie "alkoholowe" są po prostu inne niż, powiedzmy,
"tłuszczowe" czy "cukrowe"? Mimo że tę teorię sformułowano zaledwie
pięć lat temu, już doczekała się weryfikacji.
wódka czysta 100 ml - 280
piwo jasne (0,5 litra) - 380, wódka czysta 280
Przez cztery miesiące 48 ochotników dzień w dzień pochłaniało tę samą
ilość kalorii, ale w różnych postaciach. Pierwsze dwa tuziny popijały
posiłki drinkiem grapefruitowo-alkoholowym, drudzy napojem
grapefruitowym, gdzie alkohol zastąpiono odpowiadającą mu pod względem
liczby kalorii ilością wodorowęglanów. I tak przez dwa miesiące. Potem
obie grupy zamieniły się rolami. A działo się to w laboratorium
naszpikowanym aparaturą do pomiaru wszystkiego, co tylko człowiek
pochłania (jedzenie, picie, powietrze), i wszystkiego tego, co z siebie
wydziela (płynne, stałe i gazowe produkty przemiany materii). Wynik?
- Wbrew naszym przewidywaniom, wszyscy ważyli po tyle samo. Niezależnie
od tego, czy pili alkohol czy łykali cukier. Wniosek: kaloria jest
kalorią bez względu na to, czy pochodzi z ponczu czy z pączka. Autor
badań William Rumpler z amerykańskiego Departamentu Rolnictwa nie
ukrywał rozczarowania.
A może jego podopieczni pili zbyt mało? - Z wiadomych względów tego nie
sprawdzaliśmy - odpowiada Rumpler. - W dużych dawkach alkohol zaczyna
być traktowany jak trucizna i wątroba natychmiast zmienia go w mniej
szkodliwe ketony. Ale dlaczego ułatwia utrzymanie linii, jeżeli tylko
spożywamy go w bardziej umiarkowanych ilościach?
wiśniówka - 240, gin - 300
Zdaniem Williama Landsa z Instytutu Problemów Alkoholowych w
Waszyngtonie sprawa jest banalnie prosta. - Ci, którzy piją, są
szczupli, bo mniej jedzą. Alkohol zmniejsza łaknienie. Jeśli ktoś je
dużo bananów, rzadziej sięga po biszkopty. Podobnie z alkoholem -
kalorie przyjmowane w tej formie zmniejszają zapotrzebowanie organizmu
na energię zawartą w innych artykułach spożywczych.
Potwierdza to eksperyment opisany w lutowym numerze "The American
Journal of Clinic Nutrition": Na uniwersytecie w Maastricht (Holandia)
przez pięć tygodni organizowano specjalne sesje sałatkowe, których
uczestnicy mogli raczyć się sokami owocowymi, wodą mineralną lub
wysokoprocentowymi drinkami. Napoje podawano mniej więcej na pół
godziny przed potrawami (makaron, szynka, ser, owoce, warzywa i
dodatki). Żaden z 52 uczestników badań nie wiedział, że talerz, z
którego jadł, miał wmontowaną elektroniczną wagę, a każdy kęs
przełykanego jedzenia był uprzednio rejestrowany przez ukryte w blacie
stołu kamery. Kiedy już wszystko zmierzono i policzono, okazało się, że
ci, którzy pili drinki, jedli z reguły mniej i wolniej od tych, którzy
wybierali inne napoje.
woda mineralna - 0, szkocka whisky - 250
Alkohol kontra apetyt? Czyż może być prostsze wytłumaczenie?
- Pijący są szczuplejsi nie przez
to, że piją, lecz przez to, że... są szczuplejsi. Z moich ostatnich
badań wynika, że alkohol odmiennie działa na szczupłych i otyłych -
pierwszym pomaga zachować linię, drugich czyni jeszcze bardziej
krągłymi - twierdzi Beverly Clevidence z amerykańskiego Departamentu
Rolnictwa. Zależność ta nie jest całkiem symetryczna - zaznacza uczona.
- Osoby mieszczące się pośrodku, a więc o przeciętnej wadze - pod
wpływem alkoholu raczej schudną, niż przytyją. Chudzi schudną jeszcze
bardziej, a grubi utyją.
Skąd te różnice?
By je wytłumaczyć Loren Cordain z Uniwersytetu Stanowego Kolorado w
Fort Collins powraca do insuliny. - Z wszystkich tych badań wyłania się
trójkąt zależności: insulina, alkohol, otyłość. Alkohol rzeczywiście
obniża poziom insuliny, ale pod warunkiem, że nie jesteś otyły. Bo
jeśli tak, to poziom hormonu pozostanie bez zmian, a wtedy zamiast
tracić kilogramy, będzie ci ich przybywać.
Dlaczego wydzielająca insulinę trzustka inaczej zachowuje się u szczupłych, a inaczej u krągłych - pozostaje tajemnicą.
- Wpływ promilli na kalorie kryje jeszcze wiele niewiadomych. Zaś co do
wpływu alkoholu na organizm wiemy wystarczająco dużo, by kategorycznie
odradzać tę formę odchudzania - zapewnia Cordain. - Nie warto dla
sylwetki ryzykować zdrowiem.