Mam 26 lat, ważę 76 kilogramów i jestem zdrowy. Nie stosuję żadnych diet - jem to, co lubię, i tyle, by się najeść. Pewnej letniej niedzieli, wieczorem, zadałem sobie banalne na pozór pytanie: co dziś zjadłem? Odpowiedź zdawała się być prosta i oczywista, ja jednak postanowiłem potraktować problem głębiej. Zacząłem więc od krótkiej retrospekcji.
Obudziłem się o godzinie 10 (w końcu to niedziela), o 11 zjadłem śniadanie. Składało się ono z chleba mieszanego pytlowego posmarowanego margaryną (ponoć zdrowsza niż masło, nie ma cholesterolu i tańsza), jajek ugotowanych na twardo i posmarowanych majonezem oraz sałatki śledziowej w sosie śmietanowym. Śniadanie popiłem kawą rozpuszczoną w mleku i ze świadomością zjedzenia zdrowego i pożywnego posiłku rozpocząłem dzień. Około 14 postanowiłem coś przyrządzić na obiad. Ugotowałem makaron w przygotowanym wcześniej bulionie z kostki, dodałem warzywa i mieszankę przypraw do zup. Na drugie danie upiekłem banany zawijane w szynkę z piersi indyka i żółty ser. Danie i smaczne, i tanie. Skonsumowałem mój obiad, wypiłem szklankę soku pomarańczowego i udałem się na krótką sjestę. Do kolacji zjadłem batonika (cukier czyni szczęśliwszym) i wypiłem gazowany napój z czerwonych pomarańczy. Wieczorem ugotowałem parówki, posmarowałem chleb margaryną i topionym serkiem, zaparzyłem herbatę, i tak przyrządzony posiłek z radością przyswoiłem. Potem pogryzłem jeszcze kilka kawałków świeżego ananasa i tym soczystym akcentem zakończyłem całodzienną konsumpcję.
Cóż, na pierwszy rzut oka było widać, co zjadłem. Jednak, jak się potem okazało, nie zaszkodziło wykonać drugiego rzutu.
W celu głębszej analizy konieczne stało się odnalezienie informacji o składzie każdego ze zjedzonych produktów - a te zazwyczaj umieszczone są na opakowaniu. Założyłem więc gumowe rękawiczki i zainicjowałem proces odzysku z kuchennego kosza. Udało się. Rozpocząłem analizę składu mojego niedzielnego pożywienia. I w tym momencie okazało się, że odpowiedź na postawione pytanie może być nieco trudniejsza niż przypuszczałem. Lektura etykiet wywołała na mojej twarzy grymas niewiedzy - wszak jestem z wykształcenia geografem, nie zaś chemikiem. Jednak ciekawość jest ponoć równie silnym popędem jak głód, więc intensywnie myślałem, co z tym fantem zrobić. Chciałem być konsumentem świadomym i wiedzieć, co tak naprawdę zjadłem. Spisałem więc wszystkie magiczne nazwy i symbole, a następnie przyporządkowałem je do odpowiednich produktów. I położyłem się spać, nie rezygnując jednak ze znalezienia odpowiedzi. Przez kilka następnych dni w wolnych chwilach przeszukiwałem zasoby Internetu oraz domowej biblioteki w celu rozszyfrowania tajemniczych nazw umieszczonych drobnym drukiem na etykietach. Oto, co otrzymałem.
ŚNIADANIE NA DOBRY POCZĄTEK
Wraz z chlebem zjadłem również zawarty w nim polepszacz. Taki chleb, szczególnie przechowywany w worku foliowym, już następnego dnia może być szkodliwy, powodując biegunki i niestrawność. Przyczyną są laseczki choroby ziemniaczanej, które namnażają się w środowisku niekwaśnym. Chleb z polepszaczem (nie każdy, bo nie każda piekarnia skażona jest laseczkami choroby) czasem już drugiego dnia przypomina zapachem zgniłe ziemniaki.
Margaryna okazała się źródłem syntetycznego E 476, stosowanego w produktach przeznaczonych do smarowania pieczywa o zredukowanej ilości tłuszczu, do sosów sałatkowych, słodyczy na bazie kakao i czekolady. Podczas testów na zwierzętach, przy podawaniu dużych dawek, zaobserwowano powiększenie wątroby i nerek.
Całkiem bogatym źródłem różnych związków chemicznych okazała się niewinna sałatka śledziowa. Została posłodzona 500 razy słodszą i mniej kaloryczną od cukru sacharyną E 954, podejrzewaną o działanie rakotwórcze (w testach na zwierzętach wywoływała nowotwór pęcherza). Z tego powodu po wojnie wycofano ją z polskiego rynku, jednak po wejściu naszego kraju do Unii Europejskiej prawo ponownie zezwala na jej używanie. Zjedzona przeze mnie sałatka to również źródło popularnego konserwantu - benzoesanu sodu E 211. Kwas benzoesowy i benzoesan sodu były masowo stosowane we wszystkich sokach bułgarskich sprzedawanych w butelkach, zanim rozpoczęto ich produkcję w kartonach. Próby robienia wina z bułgarskiego soku winogronowego nie dawały rezultatów, gdyż drożdże w tym środowisku ginęły. Rozwijały się natomiast niektóre drobnoustroje odporne na benzoesany, prowadząc do powstania nieprzyjemnie woniejącej cieczy. Benzoesan sodu działa drażniąco na śluzówkę żołądka, dlatego spożycie zawierających go produktów może u osób nadwrażliwych (np. chorych na chorobę wrzodową) powodować dolegliwości bólowe. Jest podejrzewany o działanie rakotwórcze i wywoływanie reakcji alergicznych.
Z kolei majonez, oprócz opisanego już benzoesanu sodu, zawierał dodatek o symbolu E 385, który znalazł zastosowanie głównie w produkcji kosmetyków. Może on prowadzić do zaburzeń w przemianie materii. W lecznictwie w dużych dawkach stosuje się go jako odtrutkę przy zatruciach związkami ołowiu. A czegóż dostarczyła poranna kawa z mlekiem? Przepraszam - napój kawowy z mlekiem - ponieważ rozpuszczalny proszek zawierał jedynie 6 proc. kawy. Producent drobnym druczkiem przyznał się do dodania ortofosforanu disodowego E 339 b, który zakłóca procesy trawienne, oraz substancji przeciwzbrylającej E 341 c, którą również podejrzewa się o zakłócanie trawienia i odradza się jej częste spożywanie.
PORA NA OBIAD
Zacząłem analizę od bulionu z kostki, mając nadzieję, że będzie on wolny od wszelakiej maści chemicznych polepszaczy. Nic z tego. "Istotą smaku" rosołku okazał się glutaminian sodu E 621, popularny na całym świecie dodatek stosowany w zupach instant, sosach sojowych, konserwach rybnych. Jego nadmierne spożycie może spowodować tzw. syndrom restauracji chińskiej. Objawy to sztywnienie karku, pleców i ramion, przyspieszony rytm serca, bóle głowy i uczucie osłabienia. Co prawda najnowsze badania nie potwierdziły do końca tych podejrzeń, ale też nie rozwiały wszystkich wątpliwości. A przedawkowanie może się zdarzyć, gdyż kwas ten nie jest wyczuwalny podczas jedzenia. Smak mięsa rosołowej kostki uzyskano za pomocą syntetycznego guanylanu disodowego E 627, zaś odpowiednią barwę wywaru zapewnił karmel amoniakalny E 150 c. W testach przeprowadzonych na zwierzętach, przy dużych dawkach karmelu pozyskanego metodą amoniakalną, stwierdzono skurcze i obniżenie liczby białych krwinek. Oprócz wymienionych dodatków w składzie tego doskonałego chemicznego substytutu rosołu znalazło się "aż" 0,6 proc. suszonych warzyw. Czegóż się nie robi dla zdrowia...
Ciut więcej suszonych warzyw (15,1 proc.) miała użyta przeze mnie "przyprawa warzywna do zup, potraw mięsnych i ryb". Jednak nie omieszkano delikatnie wzmocnić smaku glutaminianem sodu, inozynianem sodu (E 631) i guanylanem sodu.
Drugie danie, pomimo że składało się z bananów, żółtego sera i szynki, również stało się bogatym źródłem różnorakich związków.
Na szczególną uwagę zasługuje tu pierś wędzona z indyka. Dostarczyła difosforanów i trifrosforanów sodu i potasu (E 450, E 451), które spożywane w dużych ilościach mogą pogarszać wchłanianie wapnia, magnezu i żelaza oraz powodować osteoporozę. Indycza wędzonka zawierała również popularny zagęszczacz o nazwie karagen (E 407), który w większych dawkach zakłóca trawienie i może powodować owrzodzenie jelit. Producent dodał do wędliny także syntetycznie produkowany konserwant i stabilizator barwy E 250, czyli azotyn sodu. Jest on powszechnie stosowany do peklowania mięsa przeznaczonego do produkcji wędlin. Spożyty w dużych ilościach utrudnia transport tlenu przez krew, co jest szczególnie niebezpieczne w przypadku niemowląt. Podczas ogrzewania produktów zawierających dużo amin (np. serów) razem z peklowanymi wyrobami mięsnymi tworzą się rakotwórcze nitrozoaminy. Powinno się więc unikać jedzenia pizzy oraz różnych zapiekanek, w których w dużych ilościach znajduje się zarówno ser żółty, jak i szynka. Listę chemicznych dodatków do indyczej piersi zamyka jej "istota smaku", czyli glutaminian sodu.
POPOŁUDNIOWE MAŁE CO NIECO
Lubię słodycze, nie mam skłonności do tycia, więc przed kolacją zjadłem batonika. A wraz z nim E 476, który spożyłem już wcześniej - z margaryną.
Jednak batonik w porównaniu z napojem z czerwonych pomarańczy (na naturalnej wodzie mineralnej), który sączyłem przed telewizorem, okazał się "prawie naturalny". Napój posłodzono czterema rodzajami słodzików. Wśród nich znalazł się E 951, czyli popularny aspartam, tańszy w produkcji od cukru. Produkt ten był dwa razy wycofywany z obrotu przez władze USA z powodu niekorzystnego wpływu na ludzkie zdrowie. W lipcu 2005 naukowcy z Włoch ogłosili, że aspartam może powodować białaczkę i nowotwory węzłów chłonnych. W jelicie cienkim z grupy metylowej aspartamu uwalniany jest metanol, o którego toksyczności nikogo specjalnie przekonywać nie trzeba. Do symptomów zatrucia metanolem zaliczają się zawroty i bóle głowy, brzęczenie w uchu, nudności, niepokój żołądkowo-jelitowy, osłabienie, dreszcze, zaniki pamięci, drętwienie i kłujące bóle w kończynach, zaburzenia behawioralne i zapalenie nerwu. Najlepiej poznane symptomy zatrucia metanolem to problemy z widzeniem: zamglenie obrazu, postępowe zawężenie pól widzenia, zaciemnienie widzenia, uszkodzenia siatkówki i ślepota. Zalecany przez amerykańską agencję EPA (Environmental Protection Agency) dzienny limit spożycia metanolu wynosi 7,8 mg/dzień. Jeden litr napoju słodzonego aspartamem zawiera około 56 mg metanolu. Konsumenci spożywający duże ilości produktów zawierających aspartam przyjmują ok. 250 mg metanolu dziennie, albo inaczej - 32-krotny limit EPA. Wśród słodzików wypitego przeze mnie napoju znalazła się także opisana wcześniej sacharyna (zjedzona też z sałatką śledziową) oraz substancja E 952, której podawanie zwierzętom w dużych dawkach prowadziło do nowotworu pęcherza, zmniejszonej płodności i zmian w komórkach. Pomimo że nowsze badania do końca nie potwierdziły tych obserwacji, odradza się jej częste spożywanie. Napój zakonserwowano popularnym benzoesanem sodu, który spotkałem już podczas śniadania w sałatce śledziowej. Niezła przekąska - pomyślałem - kończąc analizę.
I WRESZCIE KOLACJA
Wieczorem po raz drugi przyswoiłem polepszacz i syntetyczne E 476 (chleb z margaryną) oraz sól sodową kwasu ortofosforowego E 339 (parówki). Nowością w kiełbaskach była substancja E 452 oznaczająca polifosforany, które spożyte w dużych ilościach powodują zaburzenia gospodarki wapniowej.
Reasumując: w ciągu jednego dnia, spożywając popularne produkty żywieniowe, skonsumowałem 17 różnych "związków E" (niektóre kilkakrotnie), mających szkodliwy wpływ na organizm. I kiepskim pocieszeniem jest fakt, że mamy podobno najzdrowszą żywność w Europie. Stare porzekadło mówi: "Powiedz mi, co jesz, a powiem ci, kim jesteś". Konia z rzędem temu, kto na to pytanie odpowie. |