3 kwietnia 2008, 21:46
heh... moze nie zablokuja...
dziewczyny... jestem przekonana, ze wiele z was mialo problemy to z niejedzeniem to z obzarstwem i pozniejszym wyproznianiem nie-w-ten-sposob... znacie taka zasade "ktoredy wlazles - tamtedy wyleziesz"?
wiecie doskonale jak trudno wrocic do normalnego zycia... jak trudno schudnac z leku pograzenia sie po raz kolejny w chorobie...
dziewczyny... co wy na to zeby tu sobie pomoc???
3 kwietnia 2008, 21:49
Ja jestem byłą bulimiczka, i to chyba nigdy zemnie nie wyjdzie...w psychice siedzi we mnie ciagle i raz na jakis czas mam napady niekontrolowane itp....
3 kwietnia 2008, 22:02
Wg mnie inna chora osoba Ci nie pomoże! Może Ci pomóc tylko lekarz, i to do niego się pokieruj... Inna sprawa,że skoro miałaś z tym problem i ciągle się wkoło tego kręcisz,to nigdy z tego nie wyjdziesz, a skoro tego chcesz... Piszę to w dobrej wierze, nie najeżdżam na Was... Tylko dziewczyny, gdy się solidaryzujecie i rozmawiacie o tym, to żadna z Was nie ma obiektywnego stanowiska-każda ma ten sam problem, który powszechnieje, skoro "nie jestem sama"... Osoby chore muszą nauczyć się jeść na nowo i podchodzić do siebie i do problemów inaczej - tu pomoże psycholog... A nie utwierdzanie się w tym, co robimy źle...
Tak wyglądają fora pro-ana i pro-mia. Bez obrazy. Osoby chore, lub takie, które były chore -> forum głodne (o ile mogę zareklamować...)
3 kwietnia 2008, 22:09
uj!
ja nie chce nic promowac... a jesli juz to na pewno nie jablko i 3 litry wody dziennie albo pieciodaniowe posilki i pol godziny w kiblu po kazdym...
mi przybylo 23kg... nawet nie jestes sie w stanie wyobrazic jak to teraz trudno zrzucic... wcale nie jem duzo... staram sie ruszac... moze za malo... i to nie daje efektow...
szukam dziewczyn z podobnym problemem... potrzebuje porady jak???
nie rzygam od roku...
3 kwietnia 2008, 22:09
miałam początki bulimii... w sumie trudno nazwać to bulimią, bo nie potrafiłam wymiotować ale miałam napady po czym później miałam nawet myśli samobójcze... Jak jest teraz? nie wiem. Przytyłam bo nie miesiączkowałam. Ale źle się czuję we własnym ciele, unikam luster, ubiram luźne rzeczy, wstydzę się tego że przytłam, dlatego znowu się odchudzam... Ważyłam 48 kilo przy 167 cm i nadal uważałam się za grubą.... Liczba 1000 ( kcal) była dla mnie liczbą magiczną... Ten mój zeszycik do którego byłam uwiązana... To poniżające.... Osiągnęłam swoją upragnioną wagę 48 kilo a i tak nikt mnie bardziej nie kochał więc marzyłam o 47... Mam nadzieję, że zmądrzeje. U psychologa byłam 3 razy a później zrezygnowałam, sama...
3 kwietnia 2008, 22:14
ez bylam u psychologa... raz... wielka otyla baba... a ja 175 i 50kg wysmiala mnie... wiecej nie poszlam
3 kwietnia 2008, 22:15
kiedyś przeczytałam, że anorektyczka nigdy nie pomyśli o chudość jako czymś nieestetycznym... patrz zdjęcie pod nikiem - mi się podoba i to bardzo... a jak się kiedyś pytałam na forum czy za chuda to wszyscy powiedzili, że tak...
3 kwietnia 2008, 22:17
Nic już nie powiem, rozumiem teraz moich bliskich i chce mi się płakać... Życzę Wam szczęścia, sobie chyba też...
A kiedyś, mam nadzieję, zjem jeszcze białą czekoladę, sernik z brzoskwiniami, lody orzechowe... Obym tego doczekała.
Peace
3 kwietnia 2008, 22:22
A ja się sobie nie podobam w lustrze, nigdy nie lubiłam takich szkieletów, dla mnie kobieta powinna być kształtna, ale nie wylewająca się, tylko krągła pupa i lądny biust.. Ale miałam obsesję płaskiego brzucha. A teraz? Patrzę w lustro i widzę śmierć, ale gdy się dotknę czuję pod palcami tłuszcz! A na kształty trzeba ćwiczyć... DLa mnie przy późno na mądrości, co mi one dają... Ale przeraża mnie ilość dziewczyn, które chcą wyglądać jak nicole richie...
to tyle
3 kwietnia 2008, 22:33
boszzzz... zagladnelam terz do twojego pamietnika.... przepraszam... calkiem inaczej o tobie myslalm...
jesc nie-jesc... pewnie ze sie da... ja wytrzymalam prawie pol roku... heh... kosci na wierzchu i takie tam... fajnie bylo... ale ile bym dala zeby wokle nigdy nie doswiadczyc takiego stanu... wazylabym sobie mje 63kg caly czas i byloby bueno... a teraz... ???