Temat: nowa era piękna

Nowa era piękna
Karolina Gregorczyk

Koniec terroru chudości! Kanonem urody staje się kobieta, która ma więcej ciała niż wieszak.
Z wybiegów znikną anorektyczki, a miliony kobiet przestaną traktować diety jak biblię. Bo piękno jest zmienne. Atuty kobiecości mają być podkreślone. I do tego mają być tam, gdzie powinny. Stąd zachwyt nad J.Lo, Monicą Bellucci, Catheriną Zeta-Jones, Salmą Hayek, Beyonce, Joanną Brodzik, Kasią Cichopek, Tatianą Okupnik czy Darią Widawską.

Kobieta ma mieć sylwetkę apetyczną, a nie apatyczną. Toteż firmy kosmetyczne reklamują swe produkty na kobietach prawie pulchnych (Dove), a organizatorzy pokazów mody coraz częściej mierzą modelkom współczynnik masy ciała (BMI) i tym o za niskim (czytaj: zbyt wychudzonym) dziękują za udział w imprezie. Nadchodzi przełom. Kolejny w historii piękna.

17 mgnień Wenus

Rozłożyste biodra, duże piersi, mocne nogi. Oto ideał piękna sprzed ok. 20 tys. lat, Wenus z Willendorfu. Mała statuetka kobiety z okresu paleolitu, znaleziona w 1908 r. podczas prac drogowych w pobliżu miejscowości Willendorf w Austrii, dziś szokuje. Tak różna od dzisiejszych modelek patyczaków, symbolizowała płodność i kobiecość wzniesioną na najwyższe poziomy. Jej pełne kształty oznaczały to, czego dzisiaj są zaprzeczeniem: zdrowie. Miały kojarzyć się z dobrobytem, czasem obfitującym w zwierzynę i wolnym od zarazy, a także z siłą kobiety, zawsze zdolnej do macierzyństwa. Tak narodził się pierwszy w dziejach ludzkości ideał kobiety.

Mijały lata, dawno wyginęły mamuty, a ludzie opuścili jaskinie. Wiele kilometrów od Willendorfu, około 150–90 r. p.n.e., pod ciepłym greckim słońcem pewien rzeźbiarz tworzy kolejną Wenus. Piękność z Milo na wieki wyznaczyła klasyczny kanon piękna. Odchudzona, ale nie anorektyczna, z miękko zarysowanym brzuchem i niewielkimi, ale jędrnymi piersiami. Mijają kolejne wieki. Ideał kobiecego piękna zmienia się od średniowiecznych uduchowionych Madonn, otulonych w powłóczyste szaty, do obfitych w kształtach modelek XVII-wiecznego flamandzkiego malarza Petera Rubensa, które wydają się stworzone do cielesnych rozkoszy. Przelatują czasy kobiet ściśniętych gorsetami do granic przeżywalności (moda na talię osy!), szczupłych i pozbawionych śladu piersi chłopczyc z nieodłączną cygaretką w ustach z okresu między światowymi wojnami, a także wyzwolonych feministek palących staniki w latach 70. ubiegłego wieku.

Na przełomie kolejnego tysiąclecia na kortach tenisowych pojawia się kolejne wcielenie bogini. Ma 185 cm wzrostu i, jak opisują ją amerykańscy dziennikarze, bicepsy boksera wagi średniej. Silniejsza od niejednego mężczyzny, mając 18 lat, trafiła do „Księgi rekordów Guinnessa”, gdy uderzona przez nią piłka tenisowa pomknęła z prędkością 204 km/h. Czarnoskóra tenisistka Venus Williams, bo o niej mowa, jest inna niż jej poprzedniczki, ale również piękna. Jako jedna z pierwszych zawodniczek zburzyła zasady tenisowej mody, wkładając zamiast białej spódniczki jednoczęściowy strój, czerwone buty i wplatając we włosy koraliki. Czy jest zatem boginią skrojoną na miarę naszych czasów i możliwości? Być może jedną z wielu. Nie ma już bowiem najważniejszej współczesnej Wenus.

Mężczyźni wolą blondynki

Na przestrzeni wieków kobiety chudły i tyły, ale nigdy – aż do XX wieku – ideał piękna nie był chudzielcem. Pierwszy wamp niemego kina z początku XX wieku, aktorka Theda Bara była całkiem pulchna, miała potężne łydki, uda i ramiona. Wielu krytyków opisywało jej kształty jako figurę gospodyni z przedmieścia. Od jej czasów to Hollywood zaczęło dyktować ideały piękna. Tam powstawały – dzięki pracy makijażystów, specjalistów od wizażu i chirurgii plastycznej – boginie seksu. Największą z nich do końca świata pozostanie Marilyn Monroe. Jeszcze jako Norma Jeane Mortenson była piegowatą brunetką. W Hollywood przefarbowała jednak włosy na platynowy blond, zaczęła używać bardzo jasnego podkładu i tak przeistoczyła się w seksbombę. Dlaczego? Aby zwiększyć swój seksapil, upodobniła się do... dziecka. Naturalne włosy barwy lnu spotyka się bowiem niesłychanie rzadko – chyba że u małych dzieci. To zatem czytelny sygnał zniechęcający do agresji (zaopiekuj się mną!), a także oznaka młodego wieku.

Marilyn przy wzroście 164 cm ważyła średnio 58 kg. Na zmianę tyła i chudła, słowem, zmieniała wagę i wymiary, ale jej stosunek obwodu talii do obwodu bioder zawsze pozostawał ten sam: 0,7 – ideał nad ideały! I to naukowo udowodniony. Psycholog dr Devendra Singh z Uniwersity of Texas w Austin (USA) przebadał postrzeganie kobiecego ciała przez mężczyzn przez proporcję obwodu talii do bioder. Najbardziej atrakcyjna okazała się właśnie kobieta ze współczynnikiem 0,7. Dokładnie taki prezentowała wcześniej Wenus z Milo, a z późniejszych ikon kobiecego piękna – amerykańska aktorka Audrey Hepburn, a także... Twiggy! Dziewczyna z Wysp Brytyjskich, która jako pierwsza w historii została topmodelką i która w szczytowym okresie swojej kariery ważyła 41 kg, a jej wymiary wynosiły 77–60–82. Jednak mimo chłopięcej sylwetki stosunek obwodu jej talii do bioder i tak wynosił 0,73. A zatem nawet słynna Twiggy miała nieco tłuszczu na biodrach!

Przykładów na atrakcyjność magicznej proporcji 0,7 jest więcej. Dziewczyny, które zwyciężają co roku w konkursie na Miss Ameryki, choć coraz szczuplejsze, zawsze ją zachowują, co da się zaobserwować od kilkudziesięciu lat.Jednak chęć dorównania modelkom w byciu szczupłą, w pewnym momencie zaczęła pędzić po równi pochyłej. Zwłaszcza że od czasów Twiggy (lata 60. XX w.) po wybiegach podczas wielkich pokazów mody zaczęły paradować coraz bardziej wychudzone dziewczyny. Spójrzmy prawdzie w oczy: która z nas nie poddała się terrorowi wymogu bycia szczupłą? Ze świecą szukać kobiety, która w całym swoim życiu nie podjęła mniej lub bardziej udanej próby schudnięcia! Pół biedy, jeśli próbujemy stosować zdrowe, konsultowane z lekarzem diety. Gorzej, gdy w pogoni za ideałem zaczynamy się głodzić. Według tygodnika „Stern” w ciągu kilku ostatnich lat w szpony anoreksji wpadło aż 100 tys. Niemek.

Na świecie zaburzenia odżywiania dopadły już sześć mln kobiet. Ale naukowcy są optymistami. Twierdzą, że krańcowa chudość jest skazana na porażkę. W 2004 r. firma SizeUK zbadała, jaki rozmiar noszą Brytyjki i porównała z badaniami z lat 50. I co się okazało? Że ich rodaczka, modelka Kate Moss może i jest ideałem narkotycznej chudości, ale prawdziwe kobiety w tym czasie... przytyły. Przybyło im średnio 16,5 cm w talii, a wagowo – 3 kg. Przeciętna Brytyjka mierzy dziś 99–86–104 cm. Podobnie wygląda pewnie i statystyczna Polka. Kobiety chcą realności.

Adios, Barbie!

W internecie powstają grupy dyskusyjne o wdzięcznych nazwach: „Nie mów mi, jaki mam nosić rozmiar” czy „Adios, Barbie”. W końcu mówi się głośno, że gdyby Barbie powiększyć do rozmiarów prawdziwej kobiety, musiałaby mieć tylko połowę wątroby i kilka centymetrów jelita. Jeśli zatem nie umarłaby z wycieńczenia, na pewno nie mogłaby normalnie chodzić. Jej kręgosłup nie wytrzymałby bowiem noszenia ciała o obwodzie około 120 cm w biuście i 40 cm w pasie. Według badań CBOS opublikowanych w 2003 r. 53 proc. Polek jest zdania, że bardzo szczupła kobieta wcale nie zyskuje na kobiecości. Większa liczba, bo 65 proc. zbadanych wówczas mężczyzn stwierdziło, że piękna kobieta powinna być zgrabna, ale w tym tylko 48 proc., że szczupła. A jak same wiemy, to wielka różnica.

W Madrycie i Mediolanie zakazano już wstępu na pokazy modelkom o BMI niższym niż 18,5. Dziewczyna o wzroście 173 cm i ważąca mniej niż 55,4 kg nie może wystąpić na wybiegu. Być może ideał anorektyczki wkrótce odejdzie do lamusa, a zapłaczą nad nim jedynie ludzie związani z przemysłem produktów odchudzających. Wystarczy przykład australijskiego magazynu „New Woman”. Kiedy pismo dało na okładkę zdjęcie grubej modelki, redakcję zasypały stosy listów wdzięcznych czytelniczek. Ale redaktorzy nie poszli za ciosem. Dlaczego? Zaprotestowali reklamodawcy!

Jednak, jak pisze Nancy Etcoff w książce „Przetrwają najpiękniejsi”, dalej już pójść się nie da, aktorki i modelki nie mogą chudnąć w nieskończoność. Choć prawdopodobnie będą jeszcze wyższe (każde pokolenie ma kilka centymetrów więcej od poprzedniego). A może zatriumfuje zupełnie coś innego? Okrągła twarz, metalowy aparat na zębach, krzaczaste brwi, okulary w grubych oprawkach… Oto Betty Suarez, bohaterka serialu „Brzydula Betty”, bijącego w Ameryce rekordy popularności. Niezbyt atrakcyjna dziewczyna pracująca w pismie o modzie. Czy się zmieni? Nie! By pozostać sobą, wcale nie wyprostuje włosów i nie założy soczewek. Oto triumf przeciętności, ba – brzydoty... Czy będziemy jego świadkami nie tylko na ekranie telewizora?

Monika Bellucci jest dumna ze swych krągłości. Z kolei Salma Hayek dziwi się, że została ikoną piękna. – Małe kobiety są brzydkie – mówi aktorka, która ma 156 cm wzrostu. Nie wiadomo, czy uroda, czy talent sportowy sprawił, że Venus Williams uznano za atrakcyjną.W XX wieku to moda i film zaczęły dyktować wychudzone ideały piękna

Zmierzch bogiń

Tylko raz w historii show-biznesu modelki były słynniejsze niż gwiazdy filmu. Szalone lata 80. i 90. To Cindy i Naomi są ikonami piękna, pojawiają się na okładkach pism, a Linda Evangelista mówi: „Za mniej niż 10 tys. dol. nie wstaję z łóżka”. Jednak każda superera kiedyś musi przeminąć. Dziś Claudia Schiffer twierdzi, że żadna modelka nie może się pochwalić taką sławą, jaką one miały kilkanaście lat temu.

CHRISTY TURLINGTON jako jedna z nielicznych modelek nie piła, nie imprezowała i nie zmieniała narzeczonych. Pod koniec lat 80. Christy, Naomi Campbell i Lindę Evangelistę nazywano Wielką Trójcą supermodelek.

CLAUDIA SCHIFFER uznano ją za najważniejszą modelkę domu mody Chanel. W latach 90. była tak popularna, że aby mogła dojść do auta po pokazie, musieli eskortować ją ochroniarze.

LINDA EVANGELISTA to stradivarius mody – powiedział o niej Karl Lagerfeld. Ale ikoną piękna została wtedy, gdy ścięła włosy. Chłopięcą fryzurę od razu skopiowały tysiące kobiet.

CINDY CRAWFORD, 42-letnia matka dwójki dzieci, przyznaje, że gdy była młoda, nie musiała nic robić, aby nosić rozmiar 8 (polski 36). Ale niedawno okazało się, że od lat wstrzykuje kolagen, aby dobrze wyglądać.

Ten artykuł nadaje się na główną na Vitali 
nie do końca zgadzam się z artykułem. Nie ma szans na zamianę kanonu piękna dopóki cała papka medialna i społeczna nie przestanie kojarzyć SUKCESU z pięknym, młodym, jędrnym i ZAWSZE DOBRZE wyglądającym ciałem.

Nie oszukujmy się, uroda i zdrowie to 2 działki, na których można zarobić miliony. Medialna papka nigdy się nie skończy, zawsze będziemy chciały wyglądać jak to, co serwują nam media. To po prostu się opłaca. Opłacają się nieskuteczne diety opisywane w kolorowych gazetach, bo to skutkuje jojo i... drugą dietą. Opłaca się droższe niby zdrowsze jedzenie, opłaca się wprowadzanie co raz to nowszych i bardziej debilnych zabiegów upiększających.

Moja jedyna rada na to wszystko: zaczynam siebie akceptować bez względu na wszystko, telewizor schowałam w szafie, nie kupuję kolorowych gazet (ktore aż krzyczą kup mnie, kup ten ciuch, kup ten kosmetyk- bez nich jesteś nikim). Żyję w zgodzie ze sobą nie wydając kasy na pierdoły.
Zdrowy rozsądek górą.
Pasek wagi
Osobiście podobają mi się szczupłe dziewczyny ,a nie wychudzone wieszaki z wybiegów. Jakby to wyglądało jakby po wybiegach chodziły okrągłe "pontony" trzęsące się pod wpływem chodzenia? fuj! Wątpię ,że kiedyś nadejdzie taka era także odchudzać się odchudzać okrągłe panie 


Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.