- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
25 czerwca 2011, 21:42
Nie jestem pewna co do dat, ale mniej więcej właśnie mija rok od mojego założenia konta na Vitalii. Muszę przyznać, że to mój drugi profil, bo pierwszy w momencie najgorszego załamania skasowałam.
Przeglądałam dziś swoje zdjęcia i notatki z wymiarami/tabelkami/dietami, przypomniałam sobie jak wyglądałam rok temu czy nawet wcześniej i jak się zmieniałam. Z przykrością muszę stwierdzić, że jest gorzej niż przed tą całą akcją z odchudzaniem. To smutne, ale dopóki się nie zaczęłam odchudzać nie miewałam kompulsów, jadłam czasem sporo [ na pewno więcej niż moje koleżanki, które niejednokrotnie są większe ode mnie masowo], ale nigdy obsesyjnie i jak jakaś uzależniona, a moja waga stała w miejscu. Było to średnio 55-57kg czyli dokładnie tyle ile mam teraz. Wyglądałam jednak inaczej! Dlaczego? Bo miałam mniejsze obwody tułowia – brzucha, talii. Wniosek jest prosty – ubyło mi mięśni, a przybyło tłuszczu.
Wtedy rok temu rozpoczęłam odchudzanie, bo po pierwszym roku studiów czułam się spuchnięta. Myślę, że mogło to być dlatego, że na początku 3 liceum miałam problemy, które wywołały u mnie brak apetytu do tego stopnia, że schudłam z 54 do 48kg w pewnym momencie. Potem przybierałam do stałości 55-57kg z powrotem. Sama z siebie śmiałam się, że jestem wata cukrowa na 4 patyczkach [chude kończyny i masywny tułów, szczególnie brzuch i plecki pod łopatkami]. Teraz nie jest mi do śmiechu. Teraz chce mi się płakać.
Rok temu zaczęłam od ograniczenia słodyczy i ruchu – basen,
codzienny aerobik i 8 min abs. Doszłam do 53kg. Pojechałam na wakacje we
wrześniu i zapomniałam o wszelkich zakazach, ale jakoś nie przytyłam. W październiku
szłam na wesele, więc po wakacjach dalej trochę ćwiczyłam brzuszek, pływałam i
nie jadłam słodyczy za wiele. Było ok., trzymało się to 53, ale wróciłam na
studia i zaczęło mi przybywać kilogramów – apetyt mi rósł może po tabletkach antykoncepcyjnych
[od listopada do lutego ciągle lekarz mi je zmieniał, bo za słabe się
okazywały], może przez samą świadomość, że PCOS [stwierdzone u mnie właśnie w
listopadzie] warunkuje u mnie predyspozycje do problemów metabolicznych? Nie
wiem, ważne dla mnie jest tylko to, że owe problemy teraz mam. Kolejny raz
wzięłam się za siebie, gdy było bardzo źle – doszłam do 59-60kg. Przestraszyłam
się, nigdy nie wyglądałam tak źle. Miesiąc codziennych ćwiczeń, dieta 4
posiłków mogło to być do 1500, potem wręcz 2 tygodnie diety 1000 i nagle na
wadze zobaczyłam 53. Czułam się taka szczęśliwa i tak dobrze mi było, że gdzieś
uciekło mi opanowanie. Wtedy też po tym schudnięciu jakoś pierwszy raz zaczęły
się kompulsy – w sesji zimowej. Po której znów miałam na wadze 58kg. Do maja
radziłam sobie sama – tydzień diety, tydzień obżarstwa na maksa i wciąż 58-59
na wadze. Po poradach dietetyczki w 2 tygodnie doszłam do 55kg. Trochę przytyłam
znów, więc teraz borykałam się znów sama z dietą, szło mi różnie. Głównie
problem polegał na tym, że miałam dni 1000 i dni spotkań ze znajomymi, gdzie
alkoholu i jedzonka nie szło odmówić. W końcu ostatnio udało się tydzień
opanować na 1000 – sesja i siedzenie w domu nad książkami bez słodyczy,
codziennie godzina roweru i było znów 55], po sesji ze znajomymi wyjechałam do
Czech znów mi przybyło i to TYLKO w brzuchu tłuszczu! [świadczą o tym
centymetry, nieestetyczny wygląd…]. Moja waga po powrocie na dziś wynosi
56-57kg. Mam dość ciągłego wahania.
Po roku diety mój bilans jest lekko dodatni wagowo, okropnie dodatni
centymetrowo.
Te smutne wnioski do których doszłam skłaniają mnie do podjęcia zmian. Tylko w którą stroną się udać?
Wydaje mi się, że popsułam sobie metabolizm, tymi tysiącami pewnie najbardziej. Do tego te kompulsy się nagle pojawiły. Możliwe, że to wynik braku towarzystwa najbardziej i wygłodzenia złą dietą. Jestem pełna chęci walki, ale sama nie wiem jakie sobie wyznaczyć zasady, żeby było jak trzeba dla mnie, żebym najadała się i zwyciężyła kompulsy – zapomniała powrotem, że to coś istnieje, ale przy tym traciła na wadze. POMOCY!
Dziękuję, za cierpliwość wszystkich, którzy doszli do końca mojej wypowiedzi i jestem niezwykle wdzięczna za wszelkie rady i spostrzeżenia. Czego ja nie widzę złego i dobrego w swoim zachowaniu?!
25 czerwca 2011, 21:54
25 czerwca 2011, 22:01
25 czerwca 2011, 22:07
25 czerwca 2011, 22:21
25 czerwca 2011, 22:22
25 czerwca 2011, 22:49
25 czerwca 2011, 23:52
26 czerwca 2011, 00:10