Temat: Zrospaczona piszę moją historię - proszę o POMOC!

Nie jestem pewna co do dat, ale mniej więcej właśnie mija rok od mojego założenia konta na Vitalii. Muszę przyznać, że to mój drugi profil, bo pierwszy w momencie najgorszego załamania skasowałam.

 

Przeglądałam dziś swoje zdjęcia i notatki z wymiarami/tabelkami/dietami, przypomniałam sobie jak wyglądałam rok temu czy nawet wcześniej i jak się zmieniałam. Z przykrością muszę stwierdzić, że jest gorzej niż przed tą całą akcją z odchudzaniem. To smutne, ale dopóki się nie zaczęłam odchudzać nie miewałam kompulsów, jadłam czasem sporo [ na pewno więcej niż moje koleżanki, które niejednokrotnie są większe ode mnie masowo], ale nigdy obsesyjnie i jak jakaś uzależniona, a moja waga stała w miejscu. Było to średnio 55-57kg czyli dokładnie tyle ile mam teraz. Wyglądałam jednak inaczej! Dlaczego? Bo miałam mniejsze obwody tułowia – brzucha, talii. Wniosek jest prosty – ubyło mi mięśni, a przybyło tłuszczu.

 

Wtedy rok temu rozpoczęłam odchudzanie, bo po pierwszym roku studiów czułam się spuchnięta. Myślę, że mogło to być dlatego, że na początku 3 liceum miałam problemy, które wywołały u mnie brak apetytu do tego stopnia, że schudłam z 54 do 48kg w pewnym momencie. Potem przybierałam do stałości 55-57kg z powrotem. Sama z siebie śmiałam się, że jestem wata cukrowa na 4 patyczkach [chude kończyny i masywny tułów, szczególnie brzuch i plecki pod łopatkami]. Teraz nie jest mi do śmiechu. Teraz chce mi się płakać.

 

Rok temu zaczęłam od ograniczenia słodyczy i ruchu – basen, codzienny aerobik i 8 min abs. Doszłam do 53kg. Pojechałam na wakacje we wrześniu i zapomniałam o wszelkich zakazach, ale jakoś nie przytyłam. W październiku szłam na wesele, więc po wakacjach dalej trochę ćwiczyłam brzuszek, pływałam i nie jadłam słodyczy za wiele. Było ok., trzymało się to 53, ale wróciłam na studia i zaczęło mi przybywać kilogramów – apetyt mi rósł może po tabletkach antykoncepcyjnych [od listopada do lutego ciągle lekarz mi je zmieniał, bo za słabe się okazywały], może przez samą świadomość, że PCOS [stwierdzone u mnie właśnie w listopadzie] warunkuje u mnie predyspozycje do problemów metabolicznych? Nie wiem, ważne dla mnie jest tylko to, że owe problemy teraz mam. Kolejny raz wzięłam się za siebie, gdy było bardzo źle – doszłam do 59-60kg. Przestraszyłam się, nigdy nie wyglądałam tak źle. Miesiąc codziennych ćwiczeń, dieta 4 posiłków mogło to być do 1500, potem wręcz 2 tygodnie diety 1000 i nagle na wadze zobaczyłam 53. Czułam się taka szczęśliwa i tak dobrze mi było, że gdzieś uciekło mi opanowanie. Wtedy też po tym schudnięciu jakoś pierwszy raz zaczęły się kompulsy – w sesji zimowej. Po której znów miałam na wadze 58kg. Do maja radziłam sobie sama – tydzień diety, tydzień obżarstwa na maksa i wciąż 58-59 na wadze. Po poradach dietetyczki w 2 tygodnie doszłam do 55kg. Trochę przytyłam znów, więc teraz borykałam się znów sama z dietą, szło mi różnie. Głównie problem polegał na tym, że miałam dni 1000 i dni spotkań ze znajomymi, gdzie alkoholu i jedzonka nie szło odmówić. W końcu ostatnio udało się tydzień opanować na 1000 – sesja i siedzenie w domu nad książkami bez słodyczy, codziennie godzina roweru i było znów 55], po sesji ze znajomymi wyjechałam do Czech znów mi przybyło i to TYLKO w brzuchu tłuszczu! [świadczą o tym centymetry, nieestetyczny wygląd…]. Moja waga po powrocie na dziś wynosi 56-57kg. Mam dość ciągłego wahania.
Po roku diety mój bilans jest lekko dodatni wagowo, okropnie dodatni centymetrowo.

 

Te smutne wnioski do których doszłam skłaniają mnie do podjęcia zmian. Tylko w którą stroną się udać?

 

Wydaje mi się, że popsułam sobie metabolizm, tymi tysiącami pewnie najbardziej. Do tego te kompulsy się nagle pojawiły. Możliwe, że to wynik braku towarzystwa najbardziej i wygłodzenia złą dietą. Jestem pełna chęci walki, ale sama nie wiem jakie sobie wyznaczyć zasady, żeby było jak trzeba dla mnie, żebym najadała się i zwyciężyła kompulsy – zapomniała powrotem, że to coś istnieje, ale przy tym traciła na wadze. POMOCY!

 

Dziękuję, za cierpliwość wszystkich, którzy doszli do końca mojej wypowiedzi i jestem niezwykle wdzięczna za wszelkie rady i spostrzeżenia. Czego ja nie widzę złego i dobrego w swoim zachowaniu?!

po prostu jakbym czytała swoją historię. kilka dni/tygodni diety, później obżarstwo, później znowu dieta i tak w kółko. najgorsze jest to, że ja nie zaczynam się obżerać bo jestem głodna, tylko zwyczajnie 'mam na coś ochotę'. też tak masz? więc u mnie 1000kcal, czy 1500 to w sumie bez różnicy, bo da się najeść na obu dietach jak się dobrze skomponuje posiłki. ja mam po prostu takie zachcianki na 'zakazane, niezdrowe rzeczy' i to jest chyba najgorsze u mnie. ale jeśli ty nie wytrzymujesz na diecie dlatego, że chodzisz po prostu głodna to może zwiększ sobie liczbę kalorii. i zacznij więcej ćwiczyć, żeby znowu zamiast tłuszczu pojawiły się mięśnie?
Pasek wagi
U mnie jest tak samo z tą dietą , dieta kilka dni / potem obżarstwo i takie kółko..
Musisz dużo zmienić. Nie możesz raz jeść mało (głodować się), a następnie jeść tyle co przez cały rok! Jeśli z tym się uporasz, Twój organizm będzie wiedział czego ma się spodziewać, ilu kcal i wszystko wróci do normy.
ja na 1000 najpierw chodzę głodna, potem się przyzwyczajam i nie czuję ssania, ale po tygodniu i tak padam, bo chcę więcej albo mam na coś ochotę nie do opanowania. :( Wiem, ruch jest bardzo ważny. Chce stawiać na basen na ile mi czas pozwoli... Nie wiem tylko jak te kalorie ustalić. Jeśli będę jadła 1600 to wiem, że pewnie długo tak wytrzymam, ale czy ja wtedy schudnę cokolwiek skoro moja norma wyliczona u dietetyczki to 1700-1800?
a moze tak... ? sprobuj jest jak dotychczas... lecz poprostu wiecej ruchu i jedz zdrowo... pozwalaj sobie na slodycze... ale nie wiele i np. raz w tygodniu... ja tak co tydzien... schodze po 0.3 - 0.7kg tez mam problemy z metabolizmem przez problem z tarczyca... ;/ wachania wagi mam okropne... teraz cwicze i spada powoli w dol... ale spada... czasami moglem nie jedzac przytyc 3kg ;/ okropne
Chciałabym tak zrobić i przekonać się czy cokolwiek spadnie, ale u mnie problem polega jeszcze na braku opanowania, jak otworzę czekoladę to nie potrafię już zjeść paseczka - zjadam całą. Kiedyś tak nie miałam przed tymi tysiącami itp :(. Zastanawiam się czy nie prosić o pomoc mamy, wracam do domu rodzinnego za tydzień i tam miałabym chyba wsparcie?

hormony to diabelna sprawa dla diety i metabolizmu. a leczenie niekoniecznie sprzyja odchudzaniu. cieszę się, że Tobie jakoś idzie.
metabolizm rozbujasz częstymi, lekkimi posiłkami i porządnymi śniadaniami zaraz po wstaniu.
może napisz jak jadłaś na diecie
Jadłospisy skopiowałam z pamiętnika.

Ostatnie podejście do diety 2 tygodnie temu:
I: 2x chleb ze słonecznikiem, wędlina, pomidor, papryka
II: koktajl bananowy
III: pikantny kurczak na ostro
IV: koktajl bananowy
V: serek wiejski, papryka, pomidor

I: jajko na miękko, 1x chleb z wędliną, pomidorem
II: miseczka płatków fitness z jogurtem
III: rosół z makaronem pełnoziarnistym
IV: jogurt naturalny z płatkami migdałami
V: 2x wafel ryżowy z wędliną i warzywkami

bądź z marca, gdzie udało mi się dojść do 53kg.
MENU DZIŚ: [1250]
I: Mleczny Start - kaszka waniliowa [200]
II: kanapka z ciemnego chleba z szynką, ogórkiem, sałatą i odrobiną majonezu. [no niestety w stołówce bez majonezu nie sprzedają] [300]
III: pół woreczka kaszy, gotowany kurczak z sosem [390]
IV: dwa krążki ryżowe z serkiem śmietankowym z papryką [190]
V: danio [170]

te kalorie to chyba tak orientacyjnie wypisałam wtedy.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.