Temat: W sidłach "odchudzania"

Hej. Z góry przepraszam, jeśli post będzie długi i chaotyczny, ale chcę to po prostu z siebie wszystko wyrzucić.

Zacznę od tego, że ja NIGDY nie byłam gruba. Nie miałam nadwagi. Od podstawówki byłam wręcz bardzo szczupła, żeby nie powiedzieć chuda (jak byłam młodsza, miałam nawet na tym punkcie kompleksy).

Cała "przygoda" zaczęła się w 3 klasie gimnazjum, po powrocie z wycieczki z Hiszpanii. Wtedy to z jakiegoś powodu postanowiłam się zważyć. Ważyłam 56 kg i kalkulator BMI dla nastolatek pokazał mi, że jestem "normalna", a ja chciałam, żeby na pasku było "szczupła". Więc postanowiłam schudnąć 2 kg. Skończyło się na tym, że spadłam w pewnym momencie do 49 kg. Na początku głupia, nieświadoma młoda ja postanowiła wypróbować "super dietę 500 kcal". Ale na szczęście szybko poszłam po rozum do głowy i się doedukowalam, że tak nie można. Policzyłam cpm i ppm i od tej pory starałam się, żeby nigdy poniżej PPM nie spadać. No i od tej 3 klasy gimnazjum do teraz (2 rok studiów) moja waga była zawsze praktycznie taka sama, z małymi wahaniami. Taka "naturalna" waga, kiedy jem co chcę i ile chcę, to 55 kg przy 173 cm wzrostu.

Ja jadłam, nie glodziłam się, nie odmawiałam wyjść z przyjaciółmi na fast foody czy na lody, wcinalam babcine obiadki. Ale to "chore" myślenie cały czas we mnie jest. Nie potrafię przestać liczyć kalorii. I to nie jest tak, że jak coś ma dużo kalorii, to ja tego NA PEWNO NIE ZJEM. Często zjem, ale kalorie i tak policzę. No nie mogę się powstrzymać. I CAŁY CZAS myślę o swoim wyglądzie, kompleksach, wadze, jedzeniu. Z jednej strony ja WIEM, że jestem szczupła. Z drugiej mam ciągle w głowie, że chce być szczuplejsza. WIEM, że już mam niedowagę, ale wręcz mnie to cieszy a to już jest niepokojące. I ja nie potrafię się tego wyzbyć. Myślę o tym, co zjem jutro, liczę, ile to wyjdzie kalorii. Żałuję, że kiedykolwiek zaczęłam je liczyć szczerze mówiąc. Bo nie potrzebowałam tego.

Ostatnio wróciłam na weekend do domu. Pierwsze, co usłyszałam, to to, że schudłam. Nieco się zdziwiłam, ale faktycznie. Nagle ważyłam 52-3 kg. To pewnie skutek niejedzenia słodyczy i codziennych spacerów na uczelnię. Bo naprawdę jadłam normalnie. Zwykle w granicach 1500-2000. Jadłam lody, pizze, pierogi. Śniadanie, obiad i kolację. Naprawdę wszystko.

Mama uznała, że powinnam przytyć. Ja UDAWAŁAM przy niej, że też się martwię, że mam niedowagę i że może faktycznie przytyję. A w rzeczywistość się CIESZYŁAM jak głupia. Sam fakt schudnięcia mnie cieszył.

Myślę, że mogę też cierpieć na kompulsywne objadanie się. Odkąd studiuję w innym mieście jest lepiej. Ale czasem mam tak, że postanawiam jest zdrowo, normalnie. Trzymam się tego jakiś czas po czym "zdarzy się gorszy dzień" i już potrafię wpaść "w letarg" i objadać się parę dni. I to tak naprawdę objadać. Dla czystej satysfakcji. Taka zasada "wszystko albo nic", wynikająca chyba z mojego perfekcjonizmu. Żeby uprzedzić pytania, nigdy nie wymiotowałam i nigdy nie będę.

Czasem mam wrażenie, że moja psychika jest pod tym względem dziwna. Z jednej strony WIEM, że jestem szczupła. Wiem, że już mam niedowagę. Wiem, że nie muszę schudnąć. Pilnuje się, żeby nigdy nie jeść poniżej PPM. Nie odmawiam sobie tak naprawdę niczego. Potrafię naprawdę dużo zjeść. Wiem, że mam dobry metabolizm. Ale z drugiej strony CAŁY CZAS obsesyjnie myślę o moim ciele, o wadze, o jedzeniu....Już mnie to powoli wykańcza. Cały czas porównuje się do celebrytek w Internecie, do aktorek, modelek. Cały czas wydaje mi się, że "może być lepiej". Tu mi nie pasują łydki, tu brzuch....Przed mamą udaję, że w ogóle nie przejmuje się wyglądem. Wręcz popisuję się przed nią, jak dużo jem. Ale o swoich "problemach" nigdy jej nie powiedziałam.

Jestem bardzo wrażliwa na punkcie wagi i tematu ciała, wyglądu. Raz się rozpłakałam, jak młodszy brat nazwał mnie "grubasem", mimo że dobrze wiem, że jestem szczupła, a on robi mi po prostu na złość.

Teraz ważę około 53 kg. Może 52 a może 54. Nie wiem, bo nie mam wagi w mieszkaniu studenckim. Jem minimum 1500 kcal. Czasem zjem 1300, czasem 2500. Codziennie około godzinę spaceruje z i na uczelnię. Ćwiczę też mięśnie brzucha, pupy i nóg ( ale delikatnie, pół godziny dywanowek. Tak na wakacje do bikini). Mam niedowagę, ale nie potrafię się zmusić, żeby jeść więcej, żeby może przytyć, żeby przestać "podświadomie" dążyć do schudnięcia JESZCZE WIĘCEJ. Bo wiem, że jedząc 1500 kcal i żyjąc jak żyje, jest duża szansa, że po prostu ciągle będę chudnąć. Ale mimo to nie potrafię się przestawić na inne myślenie. To pilnowanie kalorii stało się już dla mnie "rutyną", tak samo jak to głupie "dążenie do perfekcji".

Czasem już sama siebie nie rozumiem i po prostu nie mam siły. Zastanawiałam się, czy nie pójść do psychologa, ale nie sądzę, żeby mógł mi tu specjalnie pomoc szczerze mówiąc.

Czy ktoś miał podobną sytuację? Czy może przesadzam i wyolbrzmiam? 

Psychodietetyk lub ogarnieta dietetyczka, w sensie taka jaka nie pracuje na kaloriach, moze mogliby pomoc :)

"starałam się, żeby nigdy poniżej PPM"

No ba, starasz się jeść tyle, żeby nie umrzeć z głodu. Nie przesadzasz widząc problem, problem jest.

Plus za to, że masz świadomość tego, co się dzieje, że starasz się zrozumieć co ci siedzi w głowie. Plus za to, że nie próbujesz oszukiwać sama siebie. I na tym się plusy kończą, bo jesteś już dorosłą kobietą i należałoby zamiast gadać, zacząć działać i coś robić. Perfekcja, to nie jest waga 50 kilo przy 173, perfekcja to jest zdrowe, zadbane ciało, pełne energii, funkcjonujące na maksimum swoich możliwości. To nie jest wykonalne jedząc 1300-1500 kcal. Więc nawet odwołując się do twojego perfekcjonizmu - można go ukierunkować lepiej.

Pomoc specjalisty pod rozwagę. 

Mam podobnie . Kiedyś miałam anoreksję teraz po prostu trzymam się , ze muszę ważyć 52-53 kg nie ma szans na więcej. Oczywiście często zjem to na co mam ochotę ale tez się ogarniczam , wiadomo nie tak jak kiedyś ale mam w głowie to , ze nie mogę przytyć .

Wiem , ze do końca to nie jest normalne ale Jakoś bardzo mi to nie przeszkadza - chociaż zachowam szczupła sylwetkę .

Według mnie kobieta powinna być atrakcyjna i szczupła 

Doma19 napisał(a):

Mam podobnie . Kiedyś miałam anoreksję teraz po prostu trzymam się , ze muszę ważyć 52-53 kg nie ma szans na więcej. Oczywiście często zjem to na co mam ochotę ale tez się ogarniczam , wiadomo nie tak jak kiedyś ale mam w głowie to , ze nie mogę przytyć .

Wiem , ze do końca to nie jest normalne ale Jakoś bardzo mi to nie przeszkadza - chociaż zachowam szczupła sylwetkę .

Według mnie kobieta powinna być atrakcyjna i szczupła 

A nie mądra? 

Pasek wagi

Dobrze, że jesteś świadoma tego co się z Tobą dzieje. Swoją drogą to ciekawe, jak jakiś niby błahy tekst z dalekiej przeszłości potrafi utkwić w głowie jak z tym, co powiedział Ci brat. Ja również pamiętam, jak mając może 5-6 lat ojciec zażartował, że jak ma się taką odstającą skórę na palcach w miejscu zgięć to znaczy, że jest się grubym i zaśmiał się "ja tak nie mam, jestem szczupły, a ty masz więc to znaczy, że jesteś gruba hehehe". No cóż, siedzi w głowie.

sanderkamakrelka napisał(a):

Dobrze, że jesteś świadoma tego co się z Tobą dzieje. Swoją drogą to ciekawe, jak jakiś niby błahy tekst z dalekiej przeszłości potrafi utkwić w głowie jak z tym, co powiedział Ci brat. Ja również pamiętam, jak mając może 5-6 lat ojciec zażartował, że jak ma się taką odstającą skórę na palcach w miejscu zgięć to znaczy, że jest się grubym i zaśmiał się "ja tak nie mam, jestem szczupły, a ty masz więc to znaczy, że jesteś gruba hehehe". No cóż, siedzi w głowie.

moj tata byl "dumny" ze odziedziczylam po nim odstajace uszy - nabawilam sie niezlych kompleksow przez jego zarty. 

wspolczuje ci , moze warto jakas terapie zastosowac, duzo lat przed toba i duzo stresow.

sanderkamakrelka napisał(a):

Dobrze, że jesteś świadoma tego co się z Tobą dzieje. Swoją drogą to ciekawe, jak jakiś niby błahy tekst z dalekiej przeszłości potrafi utkwić w głowie jak z tym, co powiedział Ci brat. Ja również pamiętam, jak mając może 5-6 lat ojciec zażartował, że jak ma się taką odstającą skórę na palcach w miejscu zgięć to znaczy, że jest się grubym i zaśmiał się "ja tak nie mam, jestem szczupły, a ty masz więc to znaczy, że jesteś gruba hehehe". No cóż, siedzi w głowie.

Ja też usłyszałam jak się sprawdza czy się jest za grubym. To było ponad 20 lat temu, w podstawówce od koleżanki. Do tej pory to pamiętam. Nie powiem wam tego mojego testu, bo będziecie się testować ;) 


Doma19 napisał(a):

Mam podobnie . Kiedyś miałam anoreksję teraz po prostu trzymam się , ze muszę ważyć 52-53 kg nie ma szans na więcej. Oczywiście często zjem to na co mam ochotę ale tez się ogarniczam , wiadomo nie tak jak kiedyś ale mam w głowie to , ze nie mogę przytyć .

Wiem , ze do końca to nie jest normalne ale Jakoś bardzo mi to nie przeszkadza - chociaż zachowam szczupła sylwetkę .

Według mnie kobieta powinna być atrakcyjna i szczupła 

Doma, ale ty jesteś dużo niższa z tego co pamiętam. Jednak pilnowanie zdrowej wagi to co innego niż pilnowanie niedowagi jedząc z premedytacją za mało i marząc o schudnięciu jeszcze więcej (a autorkę postu niewiele dzieli od BMI kwalifikującego na wychudzenie). 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.