Każdy naród ma swoje kulinarne dziedzictwo. Z wielu kuchni my, Polacy czerpiemy pełnymi garściami. W niektórych przypadkach te inspiracje są dla naszego zdrowia zbawienne, w innych, cóż, lepiej nie mówić. Od lat dietetycy kierują nasz wzrok między innymi ku kuchni śródziemnomorskiej, pełnej warzyw, ryb, zdrowych tłuszczów i opartej na sezonowych produktach.

Kilka lat temu hitem była książka o diecie Francuzek i ich idealnych figurach (więcej o diecie Europejek przeczytacie tutaj -https://vitalia.pl/zgadnij-ktore-europejki-sa-najszczuplejsze). Dziś jednak porzucimy analizę wpływu tego co jemy na to jak się czujemy i wyglądamy. Skupimy się natomiast na ekstremalnych doznaniach kulinarnych, jakie zapewnić nam może podróżowanie po świecie…

UWAGA, NIEKTÓRE ZDJĘCIA NIE NADAJĄ SIĘ DLA WIDZÓW O SŁABSZYCH NERWACH - PROSIMY PRZEWIJAĆ!

Kurze łapki

Zaczniemy delikatnie, od produktu, który większość z nas doskonale zna i który bez problemu znajdziemy na większości stoisk mięsnych w marketach spożywczych. Kurze łapki. Nasze babcie nie wyobrażały sobie rosołu bez tego dodatku, a nawet do teraz wiele osób dodaje je gotując tradycyjną zupę. W Polsce jednak kurze łapki nie stanowią przysmaku tak jak w Azji, Ameryce Południowej czy Afryce Południowej. Składające się głównie ze skóry i mające galaretowata konsystencję smażone na głębokim tłuszczu lub na grillu w tych regionach świata to wyśmienita przystawka…

Casu marzu

Mówisz Włochy, myślisz pasta. Tak, to prawda, wizytówką jednego z najchętniej odwiedzanych przez Polaków krajów europejskich jest makaron (o jego historii i drodze na nasze talerze przeczytacie tutaj: https://vitalia.pl/makaron-jak-na-stale-trafil-do-naszej-diety). Włochy to także genialne sery. I właśnie ser trafił do naszego rankingu. Casu marzu to ser owczy, w smaku przypominający gorgonzolę. Nadal nic dziwnego, prawda?

Swój wyjątkowy smak casu marzu zawdzięcza larwom much, które specjalnie wprowadza się do sera, by wywołać fermentację. To nie koniec. Ser je się z owymi larwami, które muszą być żywe (martwe są znakiem, że ser może być popsuty!). Dla nieco bardziej wrażliwych powstały metody na pozbycie się larw przed konsumpcją. To o tyle wygodne, że wspomniane robale potrafią podobno bardzo wysoko skakać, utrudniając spożywanie posiłku.

Surströmming

W poszukiwaniu najdziwniejszych potraw świata pozostajemy jeszcze na chwilę w Europie, tym razem przenosząc się na północ, do Szwecji. Surströmming, czyli kiszone śledzie bez problemu kupicie w polskich sklepach internetowych. Co dziwnego może być w śledziu z puszki? Otóż potrawa ta ma jeden z najgorszych kulinarnych odorów, przebijając inne fermentowane przysmaki z całego świata.

Śledzie muszą fermentować minimum sześć miesięcy, ryba obficie posypywana jest solą, by podczas tych procesów nie zgniła. Przed jedzeniem należy ją rozkroić i pozbyć się wnętrzności. Szwedzi, swój sięgający XVI wieku przysmak, jadają na cienkim chlebie, a obowiązkowymi dodatkami są m.in. czerwona cebula i gęsta śmietana. Gdybyście mieli ochotę spróbować – polecamy eksperymenty na świeżym powietrzu. Tego "aromatu" ponoć bardzo trudno się pozbyć z zamkniętych pomieszczeń.

Chapulines

Street food po meksykańsku. W tej osobliwej, kulinarnej podróży udajemy się w nieco odleglejsze zakątki świata, żeby sprawdzić co jedzą w Meksyku. Tak, kwiaty kaktusa też, ale to pewnie już niespecjalnie dziwi. Co zatem może wywołać kulinarną ciekawość na ulicznym straganie? Chapulines - jadalne owady przypominające znane nam koniki polne czy świerszcze. Oczyszczone, przyprawione solą, limonką i chilli, usmażone na głębokim tłuszczu podobno chrupią jak chipsy i smakują całkiem nieźle… (Nicole Kidman na filmiku, który można zobaczyć na YouTube, smak robaków zrecenzowała jako włochate orzechy…).

Trzeba tylko uważać, by były odpowiednio wysmażone, niedosmażona potrawa może nam poważnie zaszkodzić, ze względu na zagrożenie wystąpieniem nicieni (niektóre odmiany tych pasożytów są bardzo szkodliwe dla ludzi).

Cuy

Z Meksyku przenosimy się do Peru, by tam zajrzeć na patelnię miejscowych mistrzów kuchni. I tu uwaga dla czytelników o słabych nerwach, posiadaczy domowych zwierzątek typu świnka morska. Peruwiańczycy, w przeciwieństwie do wielu Europejczyków, w tych gryzoniach nie widzą rodzinnego pupila, a łatwy w hodowli przysmak. Smażona lub grillowana świnka morska ląduje tam na talerzu jako danie główne. Przez tych, który mieli okazję spróbować potrawy, jej smak porównywany jest do mięsa z królika.

Smażone tarantule

Pająk raczej nie kojarzy nam się z przysmakiem. Ewidentnie w kategoriach kulinarnych jedyne skojarzenie z pająkiem to fakt, że ten jada muchy. Tymczasem w Kambodży budzące nasze przerażenie tarantule smaży się w głębokim tłuszczu i podaje jako rarytas, obok wszelkiego rodzaju świerszczy czy innego robactwa (ciekawe, czy również smakują jak włochate orzeszki?). Podobno ta potrawa wywodzi się z czasów panowania Czerwonych Khmerów - głód, jaki wówczas dotknął mieszkańców Kambodży, zmusił ich do poszukiwania ekstremalnych rozwiązań…

Ryba fugu

Rozdymka tygrysia, czyli trujący przysmak z Japonii. Ryba fugu ma w sobie tyle trucizny, że spokojnie wystarczy na zabicie rosłego człowieka. Co istotne nie ma na nią odtrutki, a rocznie w Japonii kilkanaście osób umiera po jej spożyciu. Mimo wszystko amatorów zabójczej ryby nie brakuje. Dla własnego bezpieczeństwa należy to jednak robić wyłącznie w certyfikowanych restauracjach. Trucizna znajduje się w rybich wnętrznościach i krwi, umiejętnie oprawiona ryba staje się zatem niegroźnym smakołykiem. Kucharz, który może legalnie przyrządzić to danie, musi zdobyć licencję, a z kolei jej uzyskanie może potrwać nawet do kilku lat.

Balut

Jeśli tworzylibyśmy ranking najbardziej odrażających potraw świata z pewnością ten przysmak mieszkańców Tajlandii, Wietnamu i Filipin miałby duże szanse na zwycięstwo. Balut, to ugotowany ptasi zarodek (najczęściej kaczy, rzadziej kurzy), przygotowywany na kilka dni przed wykluciem z jajka. Jajko gotuje się w wywarze z octu. Okres inkubacji zarodka przed jego przyrządzeniem zależy od kraju i osobistych upodobań jedzącego. Balut to filipińska potrawa narodowa, w niektórych częściach świata przypisuje się jej również właściwości afrodyzjaku.

Zupa z ptasich gniazd

Kawior z Bieługi? Białe trufle? Szafran? Te i kilka innych produktów bez mrugnięcia okiem umieścimy na liście najdroższych potraw świata. A kto do tego zestawienia dorzuciłby ptasie gniazda? Tajlandczycy, ale zapewne mają ją na liście również Chińczycy czy mieszkańcy Indonezji. Gniazda salangan (jaskółcze gniazda) budowane są z wydzieliny gruczołów ślinowych niektórych gatunków ptaków z rodziny jerzykowatych. Podzielić je można na białe i czarne, jedne zawierają tylko ślinę jaskółek, drugie przetrawione glony i inne rośliny.  Z obydwu gotuje się zupę. Amatorzy tej potrawy uważają ją za wybitnie zdrową, kiedyś wierzono nawet, że potrafi wskrzeszać zmarłych.

Boodog

I na koniec naszej kulinarnej podróży udamy się do Mongolii, by poznać potrawę, która z pozoru nikogo z nas dziwić nie powinna, przynajmniej, jeśli chodzi o składnik podstawowy – mięso kozy. Choć w Polsce nie jest to szczególnie popularny przysmak, to przyznać musicie, że nikt nie otrząśnie się przy nim z obrzydzeniem, jak przy smażonym pająku lub domowym zwierzątku. Co jest więc zadziwiającego w mongolskim boodogu? Sposób przygotowania.

Otóż mieszkańcy Mongolii gotują kozę, na gorących kamieniach i zamiast garnka używają… kozy, a precyzyjniej jej skóry, a owe kamienie wkładają do środka. Proces przygotowania jest wybitnie skomplikowany, zapewne dlatego jest to potrawa, której nie podje się w Mongolii na co dzień.


Subiektywny przegląd najdziwniejszych potraw mógłby zapewne mieć o wiele więcej pozycji. Pamiętajmy jednak, że do tego samego zestawienia przygotowywanego przez człowieka z innego krańca świata trafić mogłyby nasze ogórki kiszone, czernina czy zsiadłe mleko.

Warto przeczytać...
„Świat od kuchni. W poszukiwaniu posiłku doskonałego”, autor: Anthony Michael Bourdain.

A Wy, jakie potrawy wskazalibyście jako najdziwniejsze? A może mieliście okazję spróbować którejś z naszego rankingu? Koniecznie dajcie znać w komentarzach!