Taki sobie czwartek nadszedł, dzień jak każdy inny. W pracy męka, głowa mi pęka, stres mnie zżera. A pracy nie ubywa, Po cholerę ludziom okulary słoneczne właśnie teraz.
I jeszcze ta przeprowadzka. Dobrze, że zaraz na początku lipca jedziemy na urlop, to tylko Bieszczady, ale ja bardzo lubię tam jeździć. Cisza, spokój, tylko koguty pieją o 4 rano, jeden po drugim, a jest ich chyba 12 w stadzie.
Sielsko, wiejsko, anielsko.
Nic tylko się rozmarzyć....:)))))
Z ćwiczeniami u mnie jest kiepsko, niby zapał jest i coś tam poćwiczę, ale ta robota już sama wystarcza za aerobik. Waga też jest przeciwko mnie, zamiast spadać stoi w miejscu 66,2 . Nie mam też apetytu. Patrze na owoce jak na stwory i w ogóle nie mam na nie ochoty. Przestawiłam się na ryż bo to jedyny twór, który do mnie trafia, a no jeszcze pomidory z bazylią.Kochane moje siły do walki!!!!!
Udanego dnia :*
ita1987
24 czerwca 2013, 13:02Ale Ci zazdroszczę takiego wypadu... Mam nadzieje, ze pójdzie Ci wszystko z górki i będziesz tam się relaksowac pełna energii ;-)