Nawet muszę przyznać, że smaczna ta dieta. Od mojej ostatniej próby z Vitalią trzy lata temu, kiedy byłam już sfrustrowana tym serwisem, sporo się zmieniło.
Kiedyś wyglądało to u mnie tak, że gdy dostawałam plan diety na tydzień, to nawet po wymianie posiłków wiedziałam, że kilka, czasem nawet kilkanaście potraw będzie niejadalnych. Czasem były źle przeliczone proporcje i ciasto na naleśniki lub kluski było dokładnie odwrotne niż miało być, czasem połączenia smakowe były z kosmosu, albo przyprawy na chybił trafił, a jak dostawałam nowy posiłek, i nie bardzo miałam na co wymienić, to w zanadrzu miałam kanapkę z serem, bo była spora szansa, że mi nie wyjdzie, przy moich zdolnościach kulinarnych.
Teraz jestem po pierwszym tygodniu i jest efekt wow. Prawie wszystko było mega proste i super szybkie do zrobienia. Niewiele musiałam wymieniać, bardziej ze względów czyszczenia lodówki, albo zachcianek, niż z powodu niejadalności lub niewykonywalności potraw. I naprawdę jest smacznie - aż sama się dziwię. I tak "swojsko" po diecie z Lewandowską.
Dla uwagi zdjęcie pieczonych jabłek, które dziś były na podwieczorek :)
Aho!
Janzja
9 stycznia 2021, 21:12Fajnie, że Ci podpasowało - też nie narzekałam na przepisy jako taki, ale u mnie ciężko z pilnowaniem robienia jadłospisu. Kilka zrobiłam dań ;)
Zooma
10 stycznia 2021, 11:26Totalnie rozumiem. Mnie pomaga praca z domu. Dzięki temu mogę zawsze zrobić sobie pół godziny przerwy, skoczyć do kuchni i przygotować co trzeba. Ale jak miałam przygotowywać posiłki z wyprzedzeniem, a potem pakować w pudełka i odgrzewać w pracy to też odpuszczałam. Wtedy albo Huel w środku dnia utrzymywał mnie do obiadu w domu, albo kantyna w pracy.
Janzja
10 stycznia 2021, 12:04Ot to - i dlatego lepiej mi szło na wiosennym lockdownie :D.