z tego powodu, złapałam jakiegoś doła i nie jestem w stanie zebrać się do kupy...
Na wagę nie weszłam bo się boję.
Miałam od dziś zacząć z wielką siłą ale niestety dupa wyszła.
Od kilku dni zastanawiam się nad noworocznymi postanowieniami i po wielu godzinach przemyśleń stwierdziłam, że te punkty są dla mnie najważniejsze:
1) pozbyć się nadwagi (otyłości udało się w ubiegłym roku) - wymarzona waga to 55 kg
2) prowadzić zdrowy tryb życia - czyli racjonalne jedzenie i dużo ruchu (min. 3 razy w tygodniu)
3) skupić się na nauce (cel otwarcie przewodu doktorskiego przełom maja/czerwca)
może nie ma ich za dużo ale wydaje mi się, że nie ma sensu za dużo sobie narzucać by się na wstępnie nie załamać.
Miałam od dziś zacząć jednak rozpoczęcia ćwiczeń i diety przesuwam na sobotę - dalej mam silny kaszel i lodówkę pełną łakoci (kocham moich Rodziców) ze świąt, a że staramy się z Mężem nie wyrzucać jedzenia, zapiski dotyczące jedzenia i ogólnie dietę przesuwam na moment pozbycia się zapasów :)
Przepraszam za chaotyczność tego posta, ale od dwóch dni mam dość wisielczy humor - nawet za bardzo tego nazwać nie umiem. Wiem, że to głupie, ale czuje się jakbym była grubsza niż jeszcze rok temu (a wiem, że jestem teraz chudsza i wszyscy mi mówią, iż dobrze wyglądam). Ale ja nie mogę od pewnego czasu patrzeć na siebie w lustrze. Muszę się jakoś z tym uporać tak by móc naprawdę zacząć swoje nowe życie...
jogifanka
2 stycznia 2013, 22:05Kochana będzie lepiej!!! I pamiętaj dużo osiągnęłaś!! A ja bez Ciebie bym sobie nie poradziła!!!!! I gdyby nie takie dusze jak Ty to świat byłby do kitu!!!!