Ostatnio moja dieta miała charakter paraboli. Wzloty przeplatane upadkami. Jednego dnia pyszne, dietetyczne posiłki, drugiego nagrody w postaci bezów, budyni, ciasteczek niby dietetycznych, otrębowych ale z polewą czekoladową, co to przeznaczone są dla tych, co niby słodyczy nie jedzą. Po grzechach przychodzi poprawa i tak na zmianę.
Raz postanowiłam w końcu ruszyć zadek i zabrałam psa do parku, a tu ... parku nie ma, jest jezioro. A wyglądało to tak:
droga, którą przyjechałam
nasza ławka
polana, gdzie mój pies aportuje
Ta powódź niby mnie nie dotknęła bezpośrednio ale pośrednio sięgnęła wszystkich.
zuzek144
24 maja 2010, 06:15tak...to prawda ;(