W pracy mam zmiany wieczorne. To oznacza, że od 15 do 21:30 jestem poza domem. Tak jak ostatnio Wam wspominałam walczę z wilczym apetytem, szczególnie w godzinach podwieczorku (16:30-17). Wtedy najbardziej wisi nad mną pokusa zjedzenia małej przekąski ponad limit diety. Zawsze dopadnie mnie chęć na andruta, wafla ryżowego, orzeszka, chrupka kukurydzianego. Cokolwiek. Dlatego cieszę się na te 2 dni, kiedy w pracy nie mam dostępu do jedzenia. Do tej 15 jakoś zbytnio nie muszę się martwić. Śniadaniem się najadam, drugie w postaci owocu i 2 wafli ryżowych wystarczy mi zazwyczaj do obiadu, a potem jestem na jakiś czas syta, więc po posiłku, od razu nie sięgam do szafki z przekąskami. W pracy jem tylko to, co wzięłam ze sobą.
Problem zaczyna się, gdy mam zmianę dzienną. Wtedy wracam do domu o 15 i mimo, ze zjadłam obiad (w postaci kanapki :/ no ale zawsze) czuję dziwny niedosyt i zaraz mam ochotę po coś sięgnąć. Wtedy zaczyna się walka z wewnętrznym głosem. "No weź tego chrupka! - Nie wezmę. - No weź co Ci szkodzi - Nie wezmę. - No ale to prawie nie ma kalorii - No dobra." Otwieram szafeczkę, zerkam ukratkiem, zamykam i znów za chwilę otwieram. Biorę powolutku tego cholernego chrupka, gryzę go delektując się chwilę i zaraz chwytam następnego. Potem kolejnego i już dużo szybciej czwartego, piątego, szóstego. Tak to jeden chrupek zamienia się w całą garść. To samo dotyczy orzeszków i wafli ryżowych czy andrutów owsianych.
Poczytałam trochę w sieci i zdiagnozowałam swój problem. Jem do się nudzę. Chwytam za żarcie tylko dlatego, ze nie mam czym zająć rąk. Kiedy oglądam film zaraz w głowie krąży mi myśl "a może by coś skubnąć". Muszę wtedy zwolnić tępo. Usiąść i wziąć kilka głębszych wdechów. "wdech, wydech, wdech, wydech. Uspokoj się, wcale tego nie potrzebujesz. Poskacz sobie chwilę, powłaź na ten cholerny taborek, potańcz, albo jak nie chce Ci się ruszać, to zajmij się chociaż haftowaniem". Zatem moje drogie Panie ogłaszam wszem i wobec. KONIEC Z NUDĄ I JEDZENIEM Z NUDÓW! Nie możemy sobie pozwolić na to, by jakiś stwór nie wiadomo skąd zawładnął naszymi umysłami a tym samym naszymi ciałami i wylewającym się tłuszczykiem. Czas zająć sobie czas maksymalnie i skutecznie. Wszystko po to, by pozbyć się chęci niepotrzebnego podjadania
Amen.
running.girl
20 maja 2016, 18:00Hm.. Pewnie coś w tym jest, ale ja bym najpierw na Twoim miejscu spróbowała zamiast kanapki, zjeść obiad przygotowany dzień wcześniej i spakowany do pudełeczka ;) Może jakaś sałatka, albo ryż/kasza z kurczakiem/rybą/innym źródłem białka i warzywa do tego? :D Ja tak zapakowany obiad zabieram zawsze jak mam na uczelni długo zajęcia :) Kanapka to dla mnie za mało..
zielonyjelonek
20 maja 2016, 22:14Nie mam tyle czasu żeby zajadać się kaszą. Mam raptem 10 minut przerwy, dla mnie to za mało, zeby zjeść coś innego niż kanapki
Magdzuska
20 maja 2016, 15:17Skąd ja to znam? Też ciągle zdarza mi się coś podjadać, i to nie dlatego, że jestem głodna, tylko właśnie z nudów. Teraz staram się mieć przy sobie przekąski typu małe marcheweczki, jakiś owoc lub inne dobroci, podjadać dalej podjadam, ale przynajmniej zdrowo :)
zielonyjelonek
20 maja 2016, 22:13moje przekaski niby tez sa zdrowe, ale jak pisałam wcześniej "grosz do grosza i zbierze sie miarka"