Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
powroty


Po tym wszystkim co przeszłam i co poświęciłam, znów zaczynam dalszą przyjemność walki, organizacji siebie , planowania swojego życia. Najważniejsze dla mnie się nie zmieniło - dalej jestem gruba. Więc tutaj będę umieszczać posty o sobie. Będą wylewne, bo chce żeby to był mój pamiętnik . Wierze, że codzienne wyrzucanie z siebie swoich złości i problemów, niepewności pomoże w nie tylko w panowaniu nad dietą(brak stresu),ale i określeniem siebie. Poza tym szybciej pisze na komputerze już, niż długopisem , Tym samym nie utrwalam tych myśli zbyt mocno w głowie - bo na mnie tak działa słowo pisane. I boje się zbyt mocno pamiętać pewne rzeczy.

Chcę poradzić sobie sama z tym problemem. A może z pomocą jednak. Ale chce już pewnie trzymać ster swoich decyzji - minuta po minucie. I rozważać podpowiedzi innych, a nie wierzyć w nie jak w eucharystie.

Po wstępie zacznę od tego, że przytyłam z 75 do 87. Początkowo ważyłam 96, ale jednak wróciłam do momentu, w którym muszę zrzucić z dupy 20 kg, a nie 10. Z radości i stabilizacji myślenia zaczęłam jeść słodycze. i zaniedbywać codzienny trening. Mysle, że pewne nawyki zostały , dlatego nie czuje się źle z tą wagą. Chociaż już nie wchodzę w normalne rzeczy w sklepie.

Teraz mam ciało dobre do pasa. A od pasa w dół wytłuszczoną gruszkę. Nie mniej wciąż biegam. Juz drugi rok wzięłam udział w biegu na 10 km. Więc , ja nazywam to sprawdzeniem siebie w kolejnym roku "trzeźwości". Zwłaszcza, że po licznych katorgach wychowania fizycznego w szkołach, nigdy nie pomyślałabym nawet o żywszym podskoku z własnej woli, a co dopiero o 10 km. 60, 100, 200 m było czymś tak katorżniczym, że do teraz budzi mój wstręt samo wspomnienie. Jakby gardło paliło z braku wody, zadyszka, która sprawiała wrażenie, że człowiek stał się w tej chwili rybą wyrzuconą na brzeg , no i do tego (zwłaszcza gdy wf był na dworze i chłopcy grali w nogę) patrzenie sie innych na Ciebie z jakimś takim obrzydzeniem albo współczuciem, do tego niemożność podjęcia decyzji - że rezygnuję bo sprawia mi to ból. Rezygnacja przychodziła sama - ciało nie dawało rady, jak zacierany silnik-rzęziło i dyszało. Wszyscy patrzyli, że jest się gorszym i nie było nadziei, że się uda kiedykolwiek. Bo przecież tak fatalnie jest teraz. I ciało za każdym razem nie daje rady. Nikt nie zadawał zadań domowych z w-fu. 

Teraz bieganie jest przyjemnością , bo zaczynało się od przyjemności. Od tego co się umie - czyli od minuty biegu. A nie od 4 kółek  , których dawne moje ciało, które osaczone tłuszczem bało się ruszyć na co dzień z domu i siedziało tam ciągle - tu, nagle było zmuszone  zrobić bieg na 200 m - i to przy ludziach. Koszmar. A i jeszcze te czasy "bez stanika". Ech, te psychiczne pułapki dzieciństwa..

Teraz już nie biegam za często. Bo miałam kontuzję kolana od tego biegania i wstrzymałam się na rok. Ale chodziłam na basen 1,5 godz tygodniowo. I cud. Moje ciało utrzymało formę. Mogłam po roku pobiec znów 10 km. Ale tez nie biegam dużo, za to staram się robić coś innego.

Teraz uczę się robić pompki, dzięki programowi, który dostałam w prezencie. Zajmuje on 90 dni. Nie traktuje go jako coś poważnego do końca. Raczej jako wprawkę. Bo rozpędzam się powoli jak zwykle. Ale chcę znów siebie wprowadzić w systematyczność. A to się idealnie do tego nadaje. Plus tam -dbanie o ciało. W nowym semestrze bardzo przyda mi się pozytywne myślenie , które wspiera system nagród. Nagrodą dla mnie jest przyklejenie karteczki z kolejnym tygodniem zakończonym spełnieniem planu ćwiczeń. Oraz zaznaczanie każdego dnia, który się udał. Godzenie się z porażkami , ale świadome dążenie do progresu. Satysfakcja ze spełnionych zadań  bardzo pomaga w myśleniu o sobie dobrze. tym samym moze uda mi się utrzymać wewnętrzne światło jak najdłużej. 

 ćwiczę - ale nie trzymam diety. To jest trudne tym razem. przesilenie sprzyja temu, że chce się słodyczy i spania ciągle. 

Co do programu 90 dni. Raz nie ćwiczyłam bo miałam gościa - przejechałyśmy 24 km rowerem. Drugi raz odwiedzałam babcie i tak się ucieszyła, że zostałam na noc. Straciłam dwa dni. Ale nie można wpadać w paranoje. Wszystko z umiarem i dla przyjemności. - tylko Realne poświecenia !

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.