Pierwszy raz jestem dumna z oparcia sie swojej pokusie, stalam już wczoraj z lodami czekoladowymi na lyżce i schowałam je. Zamiast nich strzeliłam sobie selera naciowego i dałam radę. Udało mi się. Niby nic, ale zawsze ulegałam. Jeszcze tylko muszę zupełnie wyrzucić alko z diety i bedzie dobrze. Nie mam tylko pojęcia czemu mnie tak ciągle suszy wypijam szklake wody za szklanką i ciągle czuję pragnienie. Mocno trzymam się też żeby nie napisać pierwsza, cięzko mi ale kiedyś muszę sobie wyrobić ten nawyk. Chociaż sama nie wiem czego ja chce od tej znajomości, ale jest fajnie i nie chce narazie myśleć tym co będzie, nie chce się wiązać, boję się zaangazować za bardzo, lepiej podchodzić trochę bardziej na chłodno. Mniej się płacze. Chociaż w tym wypadku to budowane na przyjaźni i to takiej której nie zmieniają wątki w innym guście, już przecież kiedyś coś sie tworzyło i mimo, że byłam jednak z kim inny przez kogo teraz boje sie ufać wszystko było dobrze. Szkoda tylko odleglośći i moich głupich skłonności do rozdarć i zajmowania się na pewnym etapie kilkoma facetami, jakbym się zawzięcie zabezpieczała, żeby sama nie zostać jak już coś się tworzy. Psychoanalityk chyba dorobiłby się na mnie niezłej kasy. Przynajmiej tak mi się wydaje. Jakbym mówiła takim słowotokiem jaki piszę to pewnie tak.