Startowałam z wagą 91 kg. Obecnie po prawie 6 tygodniach waga wskazuje 84,4 kg, tłuszcz z 35,4 spadł do 31,5, a mięśnie po czasie spadku przez ostatnie tygodnie znowu zaczęły wzrastać :)
Przyznaję z ręką na sercu: byłoby lepiej gdyby nie moje oszukiwanie. Przez pełne 2 tygodnie nie było diety, ćwiczeń, tylko słodycze, podjadanie, napoje etc. Przyznałam się pani D. ale było ciężko powiedzieć: dałam dupy. Ja osoba, która nawet samej sobie wmawia, że wszystko musi być perfekcyjne z czymś sobie nie poradziłam i muszę o tym powiedzieć komuś kto to oceni.
Wbrew moim obawom pani D. wysłuchała mnie z ciepłym uśmiechem, poddała kilka pomysłów, zmotywowała i na sam koniec jeszcze usłyszałam szczęśliwą wiadomość! Schudłam 0,1 kg, a nie przytyłam:)
Ale chyba sama przed sobą czułam się bardziej winna. Chcę zmienić siebie, chcę o siebie zadbać i móc uśmiechnąć się w stronę mojego odbicia mówią: Poradziłaś sobie!
Dziś od rana z dużą dawką energii przestrzegałam jadłospisu, ćwiczyłam prawie 30 min z Ewą Chodakowską:
Zaraz pójdę się wykąpać, położę maskę na włosy, zrobię peeling ciała. Potem posmaruję się w końcu kremami z Eveline, maska na twarz, krem pod oczy. Ogólnie małe domowe spa ;)
A później to już trochę pracy do mojej głowy. Muszę poświęcić dziś przynajmniej godzinę na rachunkowość, bo nie zdałam jej w pierwszym terminie ( znowu przyznaję się do porażki, ciężko to pisać... chętnie bym wykasowała, wymazała), oprócz tego zamierzam ogarnąć moją nową książkową zdobycz:
Następnym razem dam znać, czy mi pomaga i czy naprawdę czytam dwa razy szybciej :D
A do tej pory...
Never give up.