Ta parapetowka, na ktorej bylam prawie dwa tyg temu byla wypasiona. Jadlam jak potrzaskana - serio caly czas jadlam i jadlam i bylo mi przed sama soba glupio, ale bylo tak przepyszne jedzenie i tak duzo i rozne, ze nie moglam sie powstrzymac, a potem na nastepny dzien dalej jadlam i jadlam bo zostalismy u znajomych na cala niedziele rowniez.
Ale potem zaczela sie moja przeprowadzka. Bardzo duzo pakowania, bardzo duzo noszenia i bardzo malo czasu na jedzenie i takie tam. No i kupilismy sobie rower - na razie jeden, ale za 3 tygodnie kupujemy drugi. Dzisiaj pierwszy raz do pracy na nim pojechalam. Ale juz od paru dni jezdze, na przyklad na holenderski albo gdzies cos zalatwic. Mysle ze z 10 km dziennie. A w weekend kiedy sie przeprowadzalismy oczywiscie tez byla impreza, taka w mniejszym gronie (7 osob) no i caly czas jedlismy pizze - chyba z 10 albo wiecej tych pizz poszlo a w niedziele gar spaghetti (1 kg makaronu byl ugotowany). Wiec tez w sumie duzo jedlismy.
I efekt tego wszystkiego jest taki - ze waze troszke mniej :) Bardzo mi sie to podoba. W ten weekend bedzie spokojnie z jedzeniem i bedzie troche ruchu. W sumie idziemy na urodziny kolegi - ale to takie wyjscie raczej do knajpy wiec dwa piwka i tyle. I pewnie bede duuuzzzooo spala - a jak spie to nie jem :)
Odezwe sie znowu - jak waga pokaze mniej niz teraz. Moze jutro - a moze za miesiac - ale na bank tu wroce.