Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Trochę lepszy dzień


Dziesiątki rozesłanych CV przyniosło efekty - w środę zaczynam nową pracę, nieźle płatną, a jutro mogę skorzystać z dwóch dodatkowych opcji w postaci rozmów kwalifikacyjnych. Nic wielkiego, przyznaję, ale bez konkretniejszych kwalifikacji nie ma się co dziwić :). Od paru dni coraz intensywniej myślę o przyszłości, o tych kwalifikacjach i edukacji. Jakie studia, gdzie? Czy dam radę pociągnąć jeden kierunek dzienny u siebie w mieście i jeden zaoczny - w innym? Czy to nie zrujnuje moich finansów i nie wyzuje z sił? Czy chcę po studiach zostać tutaj... czy wyjechać? Z jednej strony marzę o Skandynawii, ale z drugiej są rzeczy, które mnie tu trzymają. No, dobrze... Osoby, które mnie tu trzymają. Nie mam komu o tym powiedzieć, a w każdym razie, boję się to zrobić. Nie przez brak zaufania - bo przyjaciółce poznanej jeszcze w szkole średniej ufam bezgranicznie - ale... Kurczę, ciężko stwierdzić. Może to kwestia wstydu. Albo nie chcę zapeszyć? A może zwyczajnie boję się, że jeśli powiem to na głos, nic z tego nie będzie? Z drugiej strony w obliczu ostatnich kłopotów z pracą i jeszcze gwałtowniejszym spadkiem nastroju, coraz trudniej pewne rzeczy jest w sobie dusić. Inna sprawa, że jeden z nowszych tematów na naszym forum ponownie skierował mi myśli w kierunku, który mnie jednocześnie uszczęśliwia, ale także niepokoi. W czym rzecz?

Jestem zakochana w przyjacielu, o czym on nie wie.

I... Nie wiem czy chcę, by się dowiedział. Znamy się prawie pięć lat, a więc nie jest to znajomość przelotna. Jakoś tak wyszło. Dołączyłam do grupki jego znajomych zajmujących się hobbystycznie fantastyką (gry, konwenty itd.) i wsiąkłam. Fajni ludzie, fajne tematy, fajne wydarzenia. Mnie to trochę otworzyło na świat i poszerzyło horyzonty. Z (tak go nazwijmy) zdobył moją sympatię od razu. Nie, nie była to miłość od pierwszego wejrzenia :D Ale sympatia, taka szczera radość z przebywania obok drugiej osoby. Ujął mnie swoim nietuzinkowym poczuciem humoru i otwartością - po tym spotkaniu byłam zdecydowana dobrze czuć się w jego towarzystwie :) 

Czas jakoś sobie mijał, a z Zetem czasem widywaliśmy się tylko we dwójkę, a czasem większą grupę, zawsze na stopie koleżeńskiej. Uwielbiałam ten jego szeroki uśmiech na mój widok i szeroko rozłożone ramiona, gdy chciał mnie uściskać na przywitanie. Nie mam bladego pojęcia kiedy, ale w którymś momencie zorientowałam się, że coraz częściej wypatruję tych naszych spotkań i tych uścisków. Był moim dobrym kolegą, wprawiającym mnie w lepszy nastrój w sposób niedostępny dla innych. Lubiłam go, a potem... Jakoś, nie wiem jak, to się zmieniło. Uczucie urosło i przekształcilo się w coś poważniejszego. Z jego strony... Ciężko powiedzieć. Wydaje mi się, że nigdy nie było czegoś więcej. Niby bardzo chciałam, by było inaczej, ale ani w to nie wierzyłam, ani nie potrafiłam pozbyć się strachu, że zawsze zostanę "tylko koleżanką". "Tylko koleżanka"... ile z nas to słyszało w swoim życiu? Ja słyszałam naprawdę wiele, za każdym razem czując się jak śmieć. Nigdy wystarczająco dobry. Wystarczająco ładny, mądry, zabawny. Praktycznie za każdym razem dostawałam kosza. Może to mój wygląd (choć do stanu, w jakim się znajduję, doprowadziłam się dopiero po mniej więcej dwudziestym roku życia), może charakter. Grunt, że nie chciałam, by z Zetem było to samo. No bo co - powiem mu, ile dla mnie znaczy, a on albo da mi kosza i się odetnie, albo da mi kosza i będzie udawał, że nic nie zaszło? Żadna z tych opcji nie była dobra, a innej pod uwagę nie brałam. Nadal nie wydaje mi się, że coś z tego kiedykolwiek będzie. Że zasługuję na niego. Chyba nie bardzo potrafię uwierzyć, że mogłabym się spodobać komukolwiek. Bądźmy szczerzy. Co ja mam mu do zaoferowania? Zabawny, inteligentny, życzliwy, można na nim polegać, do tego przystojny i wykształcony. 

Gdzieś po paru pierwszych miesiącach naszej znajomości stracił głowę dla wspólnej koleżanki, E. Ubpdło mnie to wtedy, bardzo. E była i nadal jest bardzo ładna, przyciąga bez problemu męską uwagę. Można powiedzieć, że ma do tego talent. I ta dziewczyna, która w facetach przebierała jak w ciuchach w galerii handlowej, ta dziewczyna uznała, że z Zetem w sumietym też spróbuje. Tak jak E bardzo lubiłam, tak wtedy ją niemal znienawidziłam. Czemu nie mogła sobie upatrzyć kogoś innego? Trzeba jej oddać tę sprawiedliwość, że nie wiedziała o moim sentymencie, nikt nie wiedział. A gdy zaczęli się nawzajem wokół siebie kręcić, czułam, że jest już za późno... Ale zanim cokolwiek oficjalnego czy choćby półoficjalnego z tego wyszło, ich flirt jakoś tak się rozmył. Nadal byłam zwykłym tchórzem i nie miałam zamiaru zdradzić się z uczuciami względem Zeta, ale ulżyło mi, że przynajmniej nie ma przy nim kogoś innego. Wiem, głupie z mojej strony.

I tak jakoś minęło tę parę lat. A ja tkwię w stanie zawieszenia, z jednej strony chcąc podzielić się sekretem chociaż z kimś z naszej paczki, by mnie jakoś wsparł, a z drugiej pragnąc zabunkrować się ma jakimś pustkowiu i odciąć od tych wszystkich dylematów. 

Dziś Z, ku mojemu zdumieniu i radości, zadzwonił. Chciał wyjść na spacer, najlepiej z dala od swojej rodziny. Co mogę powiedzieć - ja ze swoją nie rozmawiam, więc zupełnie go w temacie ciężkich relacji z krewnymi rozumiem. Było miło. Więcej, było cudownie. Pogoda dopisywała, a i humor Zeta dość szybko z ponurego przeszedł w typowy dla niego, zabawno-sarkastyczny nastrój. Jak dobrze było tak po prostu obok siebie iść, trudno mi wyrazić słowami. I te żarty :D Z naprawdę ma niepowtarzalne poczucie humoru. Z ręką na sercu, przy nikim nie czułam się tak wspaniale. Tak naturalnie i bezpiecznie. Wiecie... Jakby tu było moje miejsce.

  • Lucyna.bartoszko

    Lucyna.bartoszko

    23 kwietnia 2019, 08:49

    Po pierwsze to gratuluję pracy :-) A jeśli chodzi o Pana Z to fajnie że się zwierzyłaś że swych problemów. Wiem, że nam łatwo oceniać czy podpowiadac bo nas to nie dotyczy, a decyzje będziesz musiała podjąć sama. Ale wydaje mi się, że skoro trwa to już tak długo to musisz coś zrobić. Albo wyznać mu co czujesz, albo dac sobie z nim spokój, bo nie będziesz szczęśliwa żyjąc w takim zawieszeniu, nie wiedząc co dalej z twoim życiem. To na pewno boli i boisz się zrobić pierwszy krok, ale bardziej będzie bolało trwanie w takim układzie. Nie chce się wymadrzac, czy mówić Ci co masz robić, jedynie mogę Ci życzyć powodzenia i dużo sily :-)

    • Vitkaa

      Vitkaa

      23 kwietnia 2019, 09:09

      Wiem, masz rację :(. Ale żadna z wymienionych możliwości nie wydaje mi się dobra. Mogłabym spróbować dać sobie z nim spokój... Ale czuję, że to by nie przeszło i nieważne, co bym zrobiła, będę o nim myśleć. A z drugiej strony zdobyć się na odwagę i dostać kosza...? Gdyby jeszcze dodatkowo uznał, że lepiej się będzie odciąć, nie wiem czy bym sobie z tym poradziła. Jestem ciepłą kluchą bez kręgosłupa, tak :/

    • Lucyna.bartoszko

      Lucyna.bartoszko

      23 kwietnia 2019, 09:24

      Nie oceniaj siebie tak surowo. Po prostu boisz się odrzucenia, nie chcesz cierpieć, nie chcesz "ostatecznego" zakończenia sprawy bo ciągle masz nadzieję że wszystko się dobrze skończy. Nie możesz tego uznawać za słabość czy porazke

  • Wiosna122

    Wiosna122

    22 kwietnia 2019, 20:58

    ja całe życie marzyłam o wyjeździe za granicę, wszyscy moi bliscy oczywiście byli na nie..., w końcu kupiłam bilet i po prostu wyjechałam z dnia na dzień, mama płakała, była histeria.. to że sobie nie poradzę, dziś wiem że nie żałuję. Zmieniło się całe moje życie, podejście do wielu spraw, przede wszystkim świadomość jak ograniczona jest Polska i Polacy...

    • Vitkaa

      Vitkaa

      22 kwietnia 2019, 21:11

      Z jednej strony wyjazd z dnia na dzień wydaje się dobry... Ale, jak mówiłam, nie chcę zostawiać tu przyjaciela :(

    • Wiosna122

      Wiosna122

      22 kwietnia 2019, 23:11

      wiesz co ja kiedys bylam taka ze przejmowalam sie na około każdym..., nie robiłam rzeczy bo brałam pod uwage ludzi ktorzy mnie otaczali..., w pewnym momencie sie okazało ze oni nie patrzą na mnie.., robią co chcą, w koncu zrobiłam to samo i teraz jestem mega szczęśliwa. Nie ma co oglądać się na innych. A co do niego to wiesz, może po prostu wyślij mu list i napisz ze go kochasz, nie musisz się podpisywać :D albo sms z innego nr.., że niby ktoś mu zdradza że się w nim kochasz, zobaczysz jak sprawy się potoczą. Szkoda marnowac życia jeśli miało by nic z tego nie wyjsc..

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.