Cześć!
Zdecydowałam się. Postanowiłam. Podjęłam decyzję. Trzy razy napisałam to samo, bo zrobiłam coś, co przyniesie mi sporo wstydu, ale też da mi kopa do dotrzymywania dietetycznych postanowień. Mianowicie, mam zamiar zapisywać w pamiętniku wszystko, co danego dnia zjadłam. Nigdy wcześniej tego robiłam, bo nigdy nie umiałam przestrzegać diety ani po prostu zdrowo się odżywiać, przez co chętnie chwaliłam się na Vitalii osiągnięciami treningowymi, a swój dzienny jadłospis... dyplomatycznie pomijałam. Dzisiaj postanowiłam zrezygnować z tej furtki i otwarcie napisać, co zrobiłam, a co źle.
Zacznijmy od tego, że spałam dzisiaj góra trzy godziny (nie mogłam spać, nie wiem dlaczego), wstałam na autobus o piątej i zjadłam śniadanie, na które składały się, uwaga, chleb, masło, majonez i dwie parówki Jedynki na zimno. Dietetycznie, nie? Nie. Mój następny posiłek to miseczka domowego i całkiem zdrowego spaghetti, a na moją kolację składały się bułka pełnoziarnista z masłem, odrobina chrzanu i plasterki wędliny znanej pod nazwą krakowska sucha. Abstrahując od dietetycznej wartości tych posiłków, która naturalnie jest kiepska, to martwię się tym, że odstęp między posiłkami był całkiem spory. Niestety, mój plan dnia wyklucza jadanie o stałych porach i, zazwyczaj, jadanie obiadów czy ciepłych lunchów w tych porach, kiedy powinno się je jeść (kiedyś napiszę, jak wygląda mój zwykły dzień), to i tak będę starała się w jakiś sposób planować moje dzienne menu. Jutro zapowiada się pod tym względem całkiem interesująco, kupiłam jogurty, które będą stanowić moje przekąski, mrożone warzywa, z których planuję ugotować coś na kształt obiadu, zdrowa kolacja też jest zaplanowana. Jak zwykle najwięcej problemów mam ze śniadaniem, bo rano mam tak mało czasu, że zazwyczaj śniadania (kanapki) jem na uczelni, na której jestem około trzech godzin po przebudzeniu, lub nic nie jem do południa. Jutro jednak postaram się wstać na tyle wcześnie, by przygotować coś sensownego.
Znacznie lepiej idą mi ćwiczenia. Mój stały tygodniowy plan jest taki, że w czwartki chodzę na TBC, a we wtorki i soboty ćwiczę z kuzynem. W dni, które powinno przeznaczać się na odpoczynek mam zamiar ćwiczyć pilates (który kocham), a w pozostałe dni (poza czwartkiem, wtorkiem, sobotą i ,,dniem pilatesowym" ćwiczę z internetowymi trenerkami, których ćwiczenia w dużej mierze pokrywają się z tym, co robię na czwartkowych zajęciach, czyli mam pewność, że są bezpieczne i skuteczne. Plan tych ćwiczeń jest mniej więcej ustalony, ale wciąż dopuszczam pewne zmiany, więc jeszcze się nim z Wami nie dzielę.
Dzisiaj mój trening przedstawiał się następująco: spacer z psem (kilkukilometrowy), Natalia Gacka - rozgrzewka, Natalia Gacka - abs, Natalia Gacka - nogi, wybrane ćwiczenia na ramiona i plecy z trzykilogramowymi hantlami, Mel B - rozciąganie, pilates.
A jak Wy radzicie sobie w sytuacji, gdy musicie jadać na mieście (w pracy lub na uczelni) i nie macie szansy, ze względu na brak czasu, na zjedzenie obiadu w restauracji lub barze?
A! Zapomniałabym! Serdecznie dziękuję za Wasze komentarze pod ostatnim wpisem!