jakos takos się nazywało wyzwanie które pojawiło się w poniedziałek
to się zapisałam - fajna sprawa
ja mam zamiar poprawiać się w chilout`owaniu i uśmiechaniu się (chociażby w duszy)
wyzwanie od wczoraj no to tak:
wczoraj rano zwlekłam obolałe zmęczone zwłoki (wiele lepiej nie było niż w pon wieczorem) wiec zero treningu - musiałam odpocząć - punkt zaliczony -
dzis dużo lepiej się czuję dzięki temu - więc przesiadając się z jednej linii kolejowej w drugą zobaczyłam staruszkę z średniej wielkości walizką - ani jeden ciul nie pomógł babci - a ja przeca na trening do Łobuza gonię - no to co - "może Pani pomóc?" Pani chciała mi też pomagać a ja mówię - spokojnie niech Pani trzyma się poręczy a ja Pani ją zniosę=> babcia szczęśliwa -> mi humor się poprawił bo zrobiłam coś nie tylko dla siebie a i sprawdziłam jaka krzepa w łapach.....
Panie w tym wyzwaniu piszą o balsamach robieniu pazurków - no czasem zabalsamóję głównie bandzioch od środka (piję jak nie zapomnę płynną żelatynę dorzuconą do gorącej herbaty z dzikiej róży - czystej płynnej nie szło pić), od poniedziałku kredka terapeutycznie 3-4 g i glut z bcaa po treningu..... świństwo rzadkiej klasy, to co kupiłam (za radą Wujka Dobra Rada Kurczaka crossa nad crossy w PL) ale z sokiem pomarańczowym krzywiąc się wypiję.... nawet syci i nie skręca jak ktoś w ciopongu szamie kebaba pachnącego na cały przedział....
a co do treningu łobuzerskiego - dziś intro - wariat tak podkręcił śrubkie, że moje tętno wg pulsometru 181 - najwyższe.... - ten pulsometr nie świruje jak tamten (albo grzeczna jestem) - mój max do połowy lutego (+2 dni) to 186, więc można powiedzieć w granicach błędu pomiarowego. Więc same rozumiecie że Łobuz,,,,
w sumie 400 kcal z hakiem spalone na a do tej pory 1600 :) -> trening do 18 -> ca spalanie na poziomie 267 kcal/godz ale przy założeniu że siedząc na wykładach miałam spalanie 210 to wiercenie się po sklepie mierząc czapkie (kolejne coś dla siebie) za całe 5 guldenów w HM (normalnie okazja bo ma w sobie 22% wełny a nie sam akryl i poliester) to szału nie ma.
Zapomniałam jak się nazywa ta komora (lub badanie) w którym bada się dobowe spalanie kalorii..... mieli to z kilkanaście lat temu na sggw w wawie wybudować ale nie wiem czy im się udało.... chętnie bym to sprawdziła no ale najpierw 10 luty immunolog.... a później ciekawostki przyrodnicze....
Obserka
15 stycznia 2015, 08:11ja wole przebiec 10 km. niz zajac sie paznokciami, nalozyc tipsy i lakier... no taki typ :/ ale dobry pomysl: "zrobmy cos dla siebie" Ja tu stawiam na chwile z ksiazka ( czasem czasu brak, czasem zasiedze sie przy kompie), ugotuj pyszne jedzenie ( zdrowe, zbilansowane, a nie cos na szybko), wypij kawe z kolezanka! o! i to nie w domu a w jakims fajnym, przytulnym miejscu! to jest cos! nie kazdego dnia oczywiscie ale tak choc raz w tygodniu dla relaksu i pielegnowania kontaktow :)
VikiMorgan
15 stycznia 2015, 10:17no dokładnie a te paznokcie jak się wychodzi też miło czasem sobie zrobić :) ale przy okazji a nie za miast. takie moje dziwne zdanie....
Obserka
15 stycznia 2015, 10:41przy moim kominku w zimie, ogrodzie w lecie i przy dzieciakach paznokcie mam tylko okazjonalnie ;) choc jak dla mnie czyste, wypielegnowane tez sa ladne, niekoniecznie musza byc pomalowane ;)
VikiMorgan
15 stycznia 2015, 10:46dokładnie :) ja mam problem ze skórkami no ale może kiedyś one przestaną się tak zadzierać i pękać,,, paznokcie się wzmocniły
kronopio156
15 stycznia 2015, 07:26Się dzieje..:-) Już Cię widzę targającą babcię:D :D :D Ja wczoraj ino popchnęłam wózek z panią na nim by się zmieściła w czasie w drzwiach obrotowych w szpitalu;-) to też coś;-) A łobuz to wyrażnie chce Ci wyrwać to serce!;-))))
VikiMorgan
15 stycznia 2015, 07:47albo wzmacnia przed złamaniem lol