Wczoraj rano dostałem rachunek za święta. Stanąłem na wadze. 2,3 kg w 4 dni! Załamka. Wiem, zrzucę to do piątku, ale w tym tygodniu zero postępu. W najlepszym wypadku powrót do wagi z przed tygodnia. Następne 2 tygodnie nie będą lepsze.
W piątek parapetówka w firmie, trzeba podziękować wielu osobom, więc może przeciągnie się na sobotę. W następnym tygodniu długi weekend, zaraz potem znowu delegacja, targi i wieczorne imprezki.
I jak ja mam się odchudzać? To niewykonalne. Gdzie się nie obejrzę dopada mnie żarcie i alkohol podstawiony pod nos. Wykręcać się nie mogę, odmawiać też nie bardzo. Nie zabiorę przecież klienta do knajpy na wodę mineralną. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że .......lubię imprezować i dwa razy zapraszać mnie nie trzeba.