Nowy tydzień, przedświąteczny, zaczynam od walki ze słabościami, z których nie mogę wyjść. Do końca tego tygodnia nawet nie spojrzę na słodycze
W weekend byłam grzeczna jedzeniowo, starałam się bardzo nie szaleć, jadłam często ale mało. I czuję się lepiej.Ćwiczeń też nie odpuszczam, dziś rowerek, stepper i ciężarki... muszę powiedzieć, iż od czasu jak zaczęłam chodzić na steppie, tj. od lipca zeszłego roku, widzę poprawę znaczną w stopniu cellulitu. Jest coraz lepiej, (choć dietki nie trzymam).
Dziś kończymy remont. Uff... co za ulga. Zostały nam meble do ustawienia i takie tam...drobiazgi. Wczoraj udało mi się zamówić dla małego tapczanik, wymarzony przeze mnie :))) Czas pożegnać się z łóżeczkiem...
Dziś:
rano. jabłko, herbata
10.00 kawa, jogurt
11.30 gotowane warzywa, 3 wasy
16.00 zupa pieczarkowa z indykiem
20.00 sok