Wstając rano, zerkając za okno ujrzałam piękny, zimowy widok. Z nieba lekko, niewinnie prószy biały śnieg, jego płatki z gracją baletnicy wirują w powietrzu, by na końcu otulić ziemię swoją bielą i delikatnością. Mimo tego, że nie znoszę zimna i zimy samej w sobie, ma ona tak ogromny urok, że chętnie zatracam się w nim, z roku na rok coraz bardziej. W tej porze roku jest coś magicznego, coś, co sprawia że człowiek spoglądając za szybę czuje ciepło w środku, mimo wszechogarniającego chłodu. Niekiedy wspominam swoje młodzieńcze czasy, kiedy to priorytetem było zdobycie największego pagórka przy pomocy sanek czy jabłuszka, budowanie igloo pod balkonem, taniec w śniegu, lepienie strasznych czy też śmiesznych bałwanów... Człowiek kiedy dorasta czuje w sobie chęć do przywrócenia tamtych chwil, jednak wiek - nie wypada... Co z tego, pozwólmy sobie jeszcze raz na bycie dziećmi, tym razem jednak nieco większymi. To nie świat zabrania nam czerpać z tego radość, to my ograniczamy samych siebie.
Maszerując do sklepu z psem nie mogłam się nadziwić, jak taki biały puszek może wpłynąć na moją sunię. Jej radość, szaleństwo i uśmiechnięty pyszczek to najpiękniejsza rzecz, którą przyszło mi oglądać od czasów wyjścia ze szpitala. Mała rzecz, a tak ogromnie cieszy, daje radość i rozgrzewa serce.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przytyłam kilka kilo, wróciłam do punktu wyjścia - 54 kilogramy i w sumie radość z tego wyniku. Nabrałam więcej sił, jestem bardziej zdeterminowana do walki o swoje zdrowie i dobre samopoczucie. Świadomość tego, że podreperowałam swoje ciało po tych wszystkich lekach, kroplówkach, narkozach i szpitalnym jedzeniu daje mi ogromną satysfakcję. Od dziś znowu wróciłam do mojej starej przyjaciółki - czerwonej herbaty. Muszę przyznać że bardzo za nią tęskniłam, ale pierwsze zderzenie po takiej przerwie jest szokujące i niezbyt przyjemne, w końcu zapomniałam o jej ziemistym smaku. Trudno, przyzwyczaję się na nowo. W sklepie spotkała mnie kolejna miła niespodzianka - grejpfruty tylko 3 złote za kilogram! Kurde, kupiłam całą siatę, namęczyłam się by donieść ją do domu ale jest, udało się! :) Mania grejpfrutów trwa u mnie od kilku dni, to samo dotyczy jogurtu naturalnego i wszelakiej papryki. Coś mi się przestawiło w organizmie, nic nie szkodzi. :)
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Śniadanie:
-jogurt naturalny
-połowa papryki zielonej
-połowa papryki czerwonej
-połowa grejpfruta
II Śniadanie:
-jogurt naturalny
-banan
-połowa grejpfruta
Obiad:
-połowa grejpfruta
-zupka buraczkowa
Kolacja:
-połowa grejpfruta
-jogurt naturalny
-chrupki chlebek z chudą szynką
Apocominazwa
11 stycznia 2016, 10:50Grejfruty mają dużo witaminy C oraz A a przy tym niewiele kalorii więc wcinaj ile dusza pragnie :). Ja mam ostatnio jazdę niesamowitą na kapustę białą, pod każdą postacią, mogłabym jeść na okrągło. Dlatego cały czas jest na tapecie surówka Colesłąw domowej roboty z odchudzonym sosem i były też gołąbki:P. Myślę, że nasze organizmy same wiedzą czego nam potrzeba/brakuje i stąd nieodparta chęć na konkretny rodzaj owoca/warzywa :). Kapusta ma dużo wit. K oraz z grupy B, więc widocznie ich mi brakuje. Witaminy A ma dużo marchewka surowa a bogatctwo C znajdziesz także w kiwi i pomarańczach.
Tysialke
11 stycznia 2016, 12:21Kiwi też znalazło się w moich ulubieńcach. A kapusta to kiszona, mmmmm. Mało kalorii, pyszna, przyspiesza przemianę. <3
Apocominazwa
11 stycznia 2016, 12:32W takim razie organizm podświadomie domaga się witamy C, jej nigdy za dużo. A kapustę pożeram, ale taką surową, niekiszoną. Drobno ją szatkuję w takim blenderze czy tam mikserze, bardzo delikatnie solę i lekko odciskam tylko. Właśnie znowu pożarłam pół pojemnika ze śniadaniem :P.
Tysialke
11 stycznia 2016, 13:17O kurcze, dużo jej wcinasz. :P Sama nabrałam na nią ochoty. :)