Dzień mija wręcz zachwycająco. Pozytywne nastawienie od samego poranka, uśmiech od ucha do ucha od kiedy tylko wsiadłam do autobusu. To uczucie kiedy ludzie dosłownie zgniatają Cię swoim ciałem, autobus to istna sauna a kontrolerzy biletów usiłują się między ludźmi przeciskać tak delikatnie, jak tylko umieją a mimo ich starań na nic to wychodzi. Komplementy odnośnie wyglądu sypiące się jakby z rękawa każdej napotkanej, znano-nieznanej osoby... Kurde, bardzo się cieszę.
-Ej, Tyśka! Ile Ty teraz ważysz?- zapytała Ewelina, kiedy w końcu nacieszyła się moją obecnością.
-Dziś jak stawałam na wadze pokazywała 54.. ale czy to prawda, nie wiem.- odpowiedziałam, delikatnie się uśmiechając.
Moja waga jest dla mnie małą tajemnicą, rano bez jedzenia i bez wszystkiego ważyłam się- 54 kilogramy.. Ale jak skoro wczoraj było ich 56? Nie wiem. Dla pewności postanowiłam że zważę się również jutro. Zaczęłam się także zastanawiać czy moja waga nie jest zepsuta... ale nie mam wagi elektronicznej więc ciężko żeby się popsuła sama z siebie. No nic, zobaczymy jutro.
Pyszne śniadanko, owsianka bez gotowania z jabłuszkiem i cynamonem to mega wielka bomba energetyczna na ten jesienny poranek. Drugie śniadanie skromne bo skromne- jabłuszko. Na obiadek pokusiłam się na łososia z grilla, do tego kasza kuskus z papryką chilli i grillowana cukinia. Palce lizać! Dla osłody dnia podjadłam sobie kilka pralinek, mniam!
Półtorej godzinki rowerku już za mną, tyłek cholernie boli ale co tam, warto! Kiedy schodzę z rowerku jestem szczęśliwie zmęczona i rozkwitam.
Herbatka zielona z imbirem stała się moją najlepszą, najsmaczniejszą i najbardziej pożądaną używką jesienno-zimową. Nie dość że pobudza jelita do pracy, przyspiesza przemianę materii to jeszcze tak pięknie rozgrzewa. Jestem strasznym zmarźluchem więc taka dawka ciepła to mój osobisty cud nad Wisłą.
Dzień bardzo pozytywny. Oby każdy inny był podobny do tego.
Życzę wam by i na waszych buźkach rozkwitł jesienny uśmiech, pokolorowany jak liście i mieniący się ich bursztynowym blaskiem!